Hospicjum działa w budynku po starym szpitalu przy ul. Grodzkiej. Budowa trwała 9 lat, choć początkowe lata to głównie sprzątanie obiektu, który w 2002 roku przekazał na rzecz Caritas urząd marszałkowski.
Dzisiaj w budynku, który oficjalnie został otwarty niecałe dwa miesiące temu, 1 kwietnia, znajduje się hospicjum, Zakład Opiekuńczo-Leczniczy, oddział rehabilitacyjny, jadłodajnia dla ubogich, hospicjum domowe oraz mieszkania sióstr Jezusa Miłosiernego z Gorzowa, które opiekują się chorymi. Całość nosi nazwę Centrum Medyczno-Charytatywne Caritas. Codziennie w kaplicy odprawiana jest msza święta.
Hospicjum domowe powstało jeszcze gdy budynek był w remoncie, w 2003 roku. Wydzielono dwa pomieszczenia, w których znajdowała się stacja hospicjum, gabinet wyjazdowy. Druga stacja znajduje się w Zręcinie. - To był taki pierwszy krok w stronę pacjentów, ale tych leżących w domach - mówi ks. Marek Zarzyczny, dyrektor Centrum. - To są sytuacje, kiedy stan zdrowia pacjenta pozwala jeszcze na to, by był w domu, a rodzina jest w stanie się nim opiekować. Pomagają im w tym nasze pielęgniarki.
Oddział rehabilitacyjny zajmuje w budynku 7 pomieszczeń, wyposażony jest w podstawowy sprzęt służący leczeniu schorzeń układu ruchu. Można skorzystać z hydromasażu, zabiegów z zastosowaniem elektromagnesu czy lasera. Pacjenci przyjmowani są od poniedziałku do piątku. Działalność domowego hospicjum, jak i oddziału rehabilitacyjnego jest kontraktowana przez NFZ.
Jadłodajnia dla ubogich od poniedziałku do piątku wydaje 20 posiłków dziennie. Dożywiane są osoby kierowane przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Krośnie.
Główną działalnością Centrum jest hospicjum oraz Zakład Opiekuńczo-Leczniczy. Czym różnią się te miejsca? - ZOL, jeśli można tak powiedzieć, to lżejsze przypadki, pacjenci po wylewach, udarach, z niedowładem kończyn. W hospicjum przebywają pacjenci z chorobami nowotworowymi. Choć wiadomo, że nadzieja jest do końca, są to jednak sytuacje, w których szpital przestaje już leczyć pacjenta. My takie osoby przyjmujemy na ten ostatni etap ich życia - wyjaśnia dyrektor. Pacjenci oceniani są przez lekarza na podstawie tzw. skali Barthela i kwalifikowani bądź do ZOL, bądź do hospicjum.
Obydwa zakłady działają na podstawie kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Różnica polega na tym, że za leczenie i utrzymanie pacjenta w hospicjum Fundusz płaci 100 procent kosztów, natomiast koszty pobytu w ZOL (wyżywienie, utrzymanie pacjenta i jego potrzeby osobiste) pokrywa sam pacjent ze swojej emerytury czy renty (pobieranych jest 70 procent świadczeń). Za samo leczenie płaci NFZ.
W tej chwili w ZOL przebywa 14 osób, 4 są w tzw. nadwykonaniach, bo zakontraktowanych jest tylko 10 łóżek. W hospicjum jest 5 osób, o jedną więcej niż pozwala kontrakt. - Przyjmujemy ponad stan, bo taka jest potrzeba. Trudno odmówić komuś, kto nie ma innej możliwości. Poza tym, mamy na tyle środków, aby tym osobom pomagać - mówi ks. Marek Zarzyczny. Nie jest to jednak maksimum możliwości obiektu, dysponuje on bowiem 50 łóżkami. - Na razie mamy kontrakt, jaki jest możliwy na dzień dzisiejszy. Dlatego robimy nadwykonania, żeby wykazać, że mamy większe możliwości i by móc ubiegać się o zwiększenie kontraktu - dodaje.
- Zawsze pacjentów w ZOL będzie więcej, bo sytuacji związanych z udarami, wylewami jest więcej. Tym bardziej, że niejednokrotnie czas pobytu pacjenta w hospicjum jest bardzo krótki, były ciężkie sytuacje, że trwało to tylko 2-3 dni. Rotacja jest większa niż w ZOL. Tak dobieraliśmy kontrakt, żeby to było praktyczne, żeby nie było pustych łóżek - tłumaczy dyrektor.
Hospicjum kosztowało około 5,5 mln złotych, w tym dotacja unijna wyniosła około 3 milionów. Reszta to głównie pomoc darczyńców, m.in. ta pochodząca z akcji Pola Nadziei. To ogólnopolska akcja pomocy hospicjom, uwrażliwia ludzi na pomoc potrzebującym. Podczas tegorocznej zbiórki w Krośnie i okolicznych miejscowościach zebrano ponad 113 tys. zł. Środki te będą zagospodarowane na bieżące potrzeby Centrum.
- Dziękujemy za każdą pomoc. Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy zaangażowali się w tę akcję, wolontariuszom od przedszkola do szkoły średniej, ich rodzicom i Urzędowi Miasta, który współorganizował akcję. Dzięki tym środkom możemy spokojniej funkcjonować, starać się o zwiększenie liczby przyjmowanych pacjentów. Walczymy o każdą złotówkę, bo koszty funkcjonowania tak wielkiego budynku, utrzymanie i leczenie pacjentów przekraczają to, co Fundusz na dzień dzisiejszy może nam dać - mówi jeszcze dyrektor placówki. - Gdyby jednak nie kontrakt, nie moglibyśmy przyjąć pacjentów. Nie możemy liczyć tylko na darczyńców, bo środki szybko by się skończyły, a pacjent wymaga ciągłej opieki. To byłoby z naszej strony nieodpowiedzialne. Na tych samych zasadach działają wszystkie tego typu zakłady.
Jednym z pacjentów ZOL jest pani Ania. Przebywa tu od miesiąca. Podczas spaceru po korytarzu w towarzystwie rehabilitantki dopisuje jej dobry humor. - Ślicznie pani wygląda - komplementuje zdjęcie pacjentki zrobione przez reportera portalu ks. Marek Zarzyczny. - A ksiądz jaki śliczny, jaki dobry, wesoły - zachwyca się pani Ania. Opowiada o swoich zajęciach: - Nic nie robię, tylko ćwiczę, robię wszystkie ćwiczenia, jakie tylko na świecie. Potem jeszcze spacery, odwiedziny. Dzień pani Ani trwa czasem nawet do 23.00.
W całym Centrum Medyczno-Charytatywnym Caritas zatrudnionych jest 20 osób. Pomagają też wolontariusze. Jednak jak podkreśla dyrektor, przychodzą tylko porozmawiać, poczytać, pomóc przy karmieniu, bo sam wolontariusz, nawet z największym sercem, jeśli nie jest przygotowany do opieki paliatywnej, nie poradziłby sobie. Dlatego musi tu być zatrudniony wykwalifikowany, przygotowany personel.
Wszyscy zajmujący się chorymi zwani są tam białymi aniołami. - Widząc to cierpienie, niemożliwe jest nie być aniołem. Oni w tę pracę wkładają całe swoje serce - mówi ks. Marek. Dodaje jeszcze: - Ale nie tylko my jesteśmy potrzebni chorym, ale chorzy potrzebni są też nam. Wtedy inaczej patrzymy na swoje życie, doceniamy to, co mamy.