Krośnieński złotnik Roman Bogacz już od kilku lat jest na emeryturze. Jednak wciąż przychodzi do pracowni prowadzonej przez swojego syna i naprawia biżuterię. Przyznaje, że nie wyobraża sobie rezygnacji ze złotnictwa, póki zdrowie mu na to pozwala. – Tato uwielbia kontakt z klientami. Pomaga mi i doradza. Chętnie sam pytam go o radę, bo zdarzają się problemy, do których tylko on wie, jak podejść – mówi Dariusz Bogacz.
Zawodu złotnictwa pan Roman uczył się aż na Pomorzu w latach 70. XX wieku. Do Gdańska wyjechał za chlebem, znalazł pracę w stoczni. Los pokierował nim tak, że wkrótce porzucił to zajęcie i zatrudnił się w zakładzie złotniczym. - Wprawę w tym zawodzie zdobywałem drogą prób i błędów – przyznaje. – Dzięki artystycznej smykałce i manualnym umiejętnościom zdobytym od nauczyciela Władysława Kandefera, artysty z Iwonicza, radziłem sobie z rzeczami, z którymi inni sobie nie radzili.
Po zdobyciu uprawnień w Izbie Rzemieślniczej w Gdańsku, postanowił wrócić do Krosna. Najpierw chciał się zatrudnić w którejś z pracowni złotniczych, ale żadna go nie przyjęła. – Otworzyłem więc własny zakład. Nie chcieli pracownika, zyskali konkurencję – mówi pan Roman, który firmę BogArt założył w 1983 roku.
Warto odróżnić złotnika od jubilera, bo te dwa zawody są często mylone. Jubiler trudni się sprzedażą biżuterii i wyceną kamieni szlachetnych. Natomiast złotnik to rzemieślnik, który wytwarza i naprawia biżuterię. – W dawnych czasach rzemieślnicy złotnictwa zajmowali się głównie wytwarzaniem przedmiotów sakralnych, np. monstrancji czy mszalnych kielichów. Później, gdy część społeczeństwa było na to stać, zaczęli wytwarzać biżuterię, która teraz jest dostępna dla każdego – mówi Tomasz Jaracz, krośnieński złotnik.
Rzemieślnik złotnictwa pracuje na materiałach szlachetnych typu złoto, srebro, platyna oraz kamieniach szlachetnych: diamentach, szafirach, szmaragdach czy rubinach. Musi też posiadać odpowiednią wiedzę. – Na przykład wiedzieć, czym różni się złoto od mosiądzu albo że szmaragd jest kruchy i przy jego oprawie trzeba uważać, żeby go nie uszkodzić – tłumaczy pan Tomasz.
Złotnik powinien posiadać też odpowiednie cechy. Dla pana Dariusza są to uczciwość, solidność, rzetelność oraz serce do zawodu. Dodaje, że trzeba mieć zdolności artystyczne, aby wyobrazić sobie to, co chcemy stworzyć oraz manualne. - Trzeba mieć też dobry wzrok. Wiele rzeczy należy robić precyzyjnie, więc nie jest to łatwa praca.
Kiedyś złotnictwo było elitarnym, rodzinnym zawodem, który przechodził z ojca na syna. Adepci spoza rodziny płacili sporo pieniędzy, aby dostać się do danego zakładu na naukę. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Krośnieńscy złotnicy przyznają, że trudno znaleźć osobę, która chciałaby się uczyć w tym zawodzie. – Złotnikom grozi wymarcie. Nie ma profesjonalnych szkół, gdzie można byłoby się wyuczyć tego zawodu. Przez kilka lat wisiała na naszej stronie internetowej informacja, że przyjmiemy ucznia na praktykę. Nikt się nie zgłosił – mówi pan Tomasz.
- Nie ma chętnych do pracy. W tamtym roku za darmo do zawodu przysposabialiśmy ponad 20 osób, ale nikt nie zdecydował się zostać. Mój tato miał takie szczęście, że przejąłem po nim rodzinny biznes – dodaje pan Dariusz.
Dawniej nauka zawodu wymagała też odpowiednich dokumentów. Trzeba było zdobyć tytuł rzemieślnika, a później mistrza złotnictwa. - Moją szkołą od 20. roku życia była rodzinna pracownia złotnicza. Patrząc przez wiele lat na to, jak tato pracuje, pomagając mu, nauczyłem się złotnictwa – mówi pan Dariusz.
Po tacie swój zakład odziedziczył też pan Tomasz, który posiada dyplom Mistrza Złotnictwa, jest rzeczoznawcą jubilerskim oraz ma uprawnienia biegłego sądowego. Sklep jubilerski i pracownię złotniczą przy ul. Piłsudskiego prowadzi od 2009 roku.
- Sporo rzeczy nauczyłem się nie tylko od taty, ale również sam, popełniając błędy i dążąc do perfekcji. Najważniejsza w tym zawodzie jest po prostu praktyka. Im więcej prac i napraw wykona złotnik, tym zdobywa większe doświadczenie. Trwa to całymi latami – mówi pan Tomasz.
Jego tato, Piotr Jaracz swój zakład założył w 1982 roku w Jedliczu, a w latach 90. przeniósł go do Krosna. Wiedzę zdobywał w pracowni rodziny Pyziów. Był to jeden z najstarszych zakładów złotniczych w Krośnie, który powstał w latach 50. XX wieku. Mieścił się przy ul. Ordynackiej.
Dawniej złotnicy prawie wszystko wykonywali ręcznie. Jednak jak w każdym zawodzie, również do tego wkroczyła technologia. – Kiedyś złotnik musiał sam wykonać poszczególne elementy pierścionka. Nie było dwóch takich samych egzemplarzy, zawsze się czymś różniły. Dziś wystarczy zaprojektować pierścionek w programie, zrobić wydruk 3D, odlać formę i za jej pomocą produkować takie same egzemplarze, które później wymagają tylko wykończenia kamieniami i wypolerowania, a czasami spersonalizowania – mówią złotnicy.
Dlatego w pracowni złotniczej oprócz narzędzi do pracy ręcznej takich jak kleszczyki, kowadełka, wiertełka, palniki gazowe, kule grawerskie, polerki czy spawarki znajdziemy również nowoczesne maszyny typu: diamenciarki, tokarki lub lasery do spawania złota, srebra i innych metali.
Jednak niektórzy złotnicy wciąż wykonują pewne rzeczy od początku do końca ręcznie, jak np. złote łańcuszki. – Mają one pewne minimalne niedoskonałości, ale jest to nasza ręczna robota, w którą wkładamy swoje serca. Frajda polega na tym, że ze zwykłego drutu wytwarzamy złoty łańcuszek. Każde ogniwo jest lutowane, obrabiane i dopasowywane do siebie wzajemnie – dodaje właściciel firmy BogArt.
Drugim ważnym zajęciem, który wykonuje złotnik, jest naprawa biżuterii. – Naprawiamy zerwane łańcuszki, uszkodzone zapięcia, powiększamy lub zmniejszamy pierścionki – wymienia pan Tomasz z Jubiler Jaracz.
Dla pana Romana zawód złotnika jest radością życia. Podobne nastawienie ma jego syn i pan Tomasz. - Bycie złotnikiem to fantastyczny zawód. W swoim życiu zrobiłem bardzo wiele zleceń. Najbardziej cieszy mnie, gdy klient wraca po wielu latach z moim wyrobem jedynie do wyczyszczenia i wypolerowania. To taka satysfakcja – mówi pan Dariusz.
Nie jest to też praca pozbawiona stresu. - Na przykład, jeśli dany kamień kosztuje 20-30 tys. zł, a oprawienie go grozi uszkodzeniem lub zniszczeniem, to jest pewne napięcie. Dlatego trzeba być świadomym tego, co się robi, bo chodzi o bardzo duże pieniądze – dodaje.
Złotnicy zapewniają, że stawiają na jakość. - Staramy się zaoferować jak najwięcej wyrobów zaprojektowanych i wytworzonych w naszej pracowni, które klient może spersonalizować indywidualnym grawerunkiem – mówi Tomasz Jaracz. Zapewniają też usługi posprzedażowe, czyli korekty biżuterii oraz jej odświeżenie.
Złotnictwo może stać się jednak wymarłym zawodem. Rozwój technologii sprawił, że niektóre firmy produkują np. obrączki masowo na maszynach CNC, a złotnicy przestają być potrzebni. Obawiają się, że za niedługo nie będzie miał kto robić napraw.