Studium animatorów kultury do likwidacji

Wstrzymano nabór do krośnieńskiego studium animatorów kultury i bibliotekarzy. Oznacza to, że 2-letnia szkoła wygaśnie w 2018 roku. Zanosiło się na to od dawna, przyznaje dyrekcja placówki, która szuka sposobu, aby ocalić jej dorobek.
- Do momentu wygaszenia szkoły, będziemy mieli dla uczniów nową ofertę w zakresie animacji kultury - obiecuje dr Łukasz Szmyd, dyrektor studium

Przy okazji premiery filmu "Drogówka" reżyser Wojciech Smarzowski przyznał w jednym z wywiadów, że "czytania" kina zaczął się uczyć w Krośnie. Jako słuchacz "szkoły kulturalno-oświatowej" poszedł na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Obejrzał tam "Obywatela Kane'a". "Tyłek trochę mnie bolał, ale wysiedziałem, choć niewiele z tego zrozumiałem" – wspominał. Potem prowadzący DKF Franciszek Tereszkiewicz puszczał wybrane fragmenty filmu jeszcze raz, tłumacząc znaczenie scen. Smarzowski zrozumiał, że kino może prowadzić z widzem grę.

Szkoła, o której opowiadał jeden z najlepszych polskich reżyserów, to obecne Państwowe Pomaturalne Studium Kształcenia Animatorów Kultury i Bibliotekarzy (PPSKAKiB) – uruchomiona w 1971 roku placówka, której celem było na początku wyszkolenie kadr kulturalno-oświatowych, tzw. kaowców. W miarę upływu czasu w ofercie szkoły pojawiały się nowe kierunki, m.in. fotografia, taniec, teatr i animacja społeczności lokalnych, na których aktualnie odbywa się 2-letnia nauka.

Przez mury studium przewinęło się dotychczas około 3 tys. osób. Ta liczba już nie wzrośnie, bo od 1 września nie pojawią się w nich nowi słuchacze. Decyzję o wstrzymaniu naboru, a w dalszej kolejności, z dniem 1 września 2018 roku, o "zniesieniu" pomaturalnych szkół tego typu (oprócz studium w Krośnie, takie same szkoły działają jeszcze we Wrocławiu i Kaliszu - red.), podjął w czerwcu ubiegłego roku Sejm. Wnioskowało o to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które finansuje szkolnictwo artystyczne.

Dyrektor krośnieńskiego studium dr Łukasz Szmyd daleki jest od obarczania winą za wygaszanie szkoły obecną partię rządzącą. - Topór wisiał nad naszą głową od dawna – przyznaje. - Gdy w roku 1980 sam byłem słuchaczem studium, już wtedy mówiono, że mogą nas zlikwidować.

Po zmianach ustrojowych "szkoły kaowców" postrzegane były jako placówki ideologiczne. Przetrwały jednak, choć dość szybko wyrósł im silny konkurent w walce o słuchaczy – wyższe szkoły zawodowe. Gdy do szkolnictwa wyższego wprowadzono 3-letni licencjat, liczba chętnych do nauki w studium zaczęła spadać. - Po 3 latach nauki mieli ukończone studia, a po 2 latach obecności w studium dostawali dyplom szkoły średniej – nie dziwi się Łukasz Szmyd.

Wystawy, festiwale, przeglądy - lista imprez, które organizowane są przez studium lub jej absolwentów jest bardzo długa. Szkoła od dawna w ogromnym stopniu kształtuje życie artystyczno-kulturalne miasta

Ale to nie jedyny powód stopniowej utraty słuchaczy. Zgodnie z rozporządzeniem ministra kultury naukę w studium rozpocząć można było w wieku maksymalnie 23 lat. - Dostawaliśmy mnóstwo telefonów od starszych osób, które chciałyby zdobyć u nas nowe umiejętności, a czasami całkowicie się przebranżowić. Niestety, ze względu na wiek nie miały takiej możliwości – ubolewa dyrektor.

Ministerstwo coraz poważniej zaczęło myśleć o likwidacji szkół. Kilka lat temu, gdy na czele resortu stał Bogdan Zdrojewski, decyzja praktycznie już zapadła. - Ministerstwo tłumaczyło, że ma pod sobą wystarczająco dużo placówek w ramach szkolnictwa wyższego – ASP, akademie muzyczne czy szkoły teatralne. Nas nie chcieli – opowiada dr Szmyd. Wyrok po raz kolejny udało się jednak odroczyć.

Aż pojawiła się sieć szkół policealnych Żak, która w kilkudziesięciu miastach w całej Polsce chciała uruchomić nabór na animację kultury. Z formalnego punktu widzenia przysługiwały jej te same prawa co działającym w Krośnie, Wrocławiu i Kaliszu szkołom. Ministerstwo musiałoby więc finansować nie trzy, ale ponad 70 placówek, a to nie wchodziło w rachubę. Klamka zapadła. Choć Łukasz Szmyd nie mówi tego wprost, w zeszłorocznej decyzji o wygaszaniu studium dostrzega pewien pozytyw: - Teraz wiadomo, na czym stoimy i coś trzeba zrobić, aby nie zmarnować naszego wieloletniego dorobku i renomy.

Budynek przy ul. Pika Mirandoli, w którym mieści się studium, nie jest własnością szkoły. Należy do Skarbu Państwa. Jeśli placówka nie będzie kontynuować działalności, wróci do zasobów Gminy Krosno

Bo o tym, że dziedzictwo szkoły może zostać zaprzepaszczone, nikt nie chce w studium nawet słyszeć. - Jeśli spojrzymy na obecne środowisko kulturalno-artystyczne Krosna, to wiele z działających dzisiaj w nim osób, to nasi absolwenci – fachowcy, praktycy, którzy przychodzili tu po konkretne umiejętności i z konkretnymi umiejętnościami wychodzili. Szkoły tańca, grupy teatralne czy pracownie fotografii – wszędzie mamy naszych słuchaczy – wylicza Danuta Kamińska, kierownik Wydziału Animatorów Kultury krośnieńskiego studium. - Nie wspominając o słynnych imprezach z długą tradycją i wypracowaną marką, chociażby "Bladze" – dodaje.

Są dwa scenariusze przyszłości studium. Zgodnie z pierwszym, dalsza nauka odbywać by się miała w strukturach szkolnictwa wyższego, zaś drugi, realizowany we Wrocławiu, zakłada powołanie policealnej szkoły animatorów kultury. Obydwa rozwiązania oznaczają jednak redukcję obecnej kadry. Z ponad 30 pracujących w studium w różnym wymiarze godzin osób, na dalsze zatrudnienie liczyć będzie mogło tylko kilka.

- Za wcześnie na konkrety – ucina rozważania na temat lepszego wariantu Łukasz Szmyd. - Jedno mogę natomiast zagwarantować: do momentu wygaszenia szkoły, będziemy mieli dla uczniów nową ofertę w zakresie animacji kultury.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)