Alexander Białywłos-White urodził się w Krośnie, w 1923 r. Przed wojną, jego rodzina posiadała skład szkła i szlifiernię. Mieszkali na rogu ulicy Ordynackiej i Sienkiewicza.
W czasie II wojny światowej White przeżył piekło: stracił całą rodzinę i niemal wszystkich przyjaciół. Ze szczegółami pamięta likwidację krośnieńskiego getta: - To było 4 grudnia 1942 r. Dwudziestokilkuletnia żona mojego krewnego, Hellera Mozesa, wyszła z getta z dwójką dzieci, które trzymała na rękach. Jeden z gestapowców zabrał ich z powrotem do niego i zastrzelił. Stałem kilka metrów od nich, na ulicy Franciszkańskiej. Potem widziałem tam wielu zastrzelonych - opowiada.
Oprócz likwidacji getta, White przetrwał także obozy koncentracyjne (w Krakowie-Płaszowie oraz w Gross-Rosen). Życie uratowała mu obecność na tzw. liście Schindlera, na której jego nazwisko widnieje pod numerem "270". - Przez wiele lat nie wiedziałem nic o liście. Dopiero gdy pojawiła się książka [powieść "Arka Schindlera" Thomasa Kenealley'ego z 1982 r., która stała się podstawą obsypanego Oscarami filmu "Lista Schindlera", w reżyserii Stevena Spielberga - przyp. red.], mój sąsiad powiedział mi o niej. Zadzwoniłem do kobiety, która pracowała u Schindlera w Krakowie i też była na liście. Powiedziała, że miałem szczęście, że się na niej znalazłem. A ja myślę, że to nie było szczęście. Na liście napisano, że byłem szklarzem i szlifierzem, więc prawdopodobnie chcieli kogoś, kto umiał to robić - wyjaśnia White.
Tuż po wojnie wrócił do Krosna, jednak już po dwóch tygodniach wyjechał: - W naszym domu mieszkał ktoś inny. Nikogo tu nie miałem. Nic tu nie miałem. Nie było co jeść. Tylko komuniści tu byli - wspomina.
Przedostał się na zachód, gdzie przez 5 lat studiował medycynę. W 1950 r. wyjechał do USA. Mieszka tam do dziś.
O holokauście milczał bardzo długo: - Moje dzieci wiedziały tylko, że stało się coś okropnego i że dlatego nie mają żadnych krewnych. Ale nie pytały - wyznaje. Otworzył się przed synem, gdy jadąc samochodem utknęli w korku. Syn nagrał jego opowieść, a następnie zachęcił ojca do spisania wspomnień.
Książka Alexandra White'a (nazwisko zmienił po wyjeździe do Stanów), zatytułowana "Be a Mensch" ("Bądź porządnym człowiekiem") ukazała się w 2004 r. Jej tytuł jest odwołaniem do pożegnania Alexandra z ojcem Mendelem, w obozie w Płaszowie, w maju 1944 r. To były ostatnie słowa, które Mendel powiedział do syna. Zanim wsiadł do transportu odjeżdżającego w kierunku Auschwitz, odwrócił się, aby raz jeszcze go zobaczyć. - Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy - pisze w zakończeniu swojej książki White. Mendel zginął w komorze gazowej jeszcze tego samego dnia.
Mimo że wojenny dramat stanowi znaczą część jego krośnieńskich wspomnień, Alexander B. White wciąż darzy miasto ogromnym sentymentem. - Tutaj czuję, że jestem w domu: tu się urodziłem, mieszkałem, chodziłem do szkoły, miałem rodzinę - opisuje.
Kontakt z rodzinnym miastem utrzymuje od wielu lat. Pomaga mu w tym działające w mieście Stowarzyszenie Olszówka, które m.in. dwa lata temu, w ramach 70. rocznicy likwidacji krośnieńskiego getta, zorganizowało internetowe spotkanie z Whitem.
W tym roku, na przełomie lipca i sierpnia, 91-latek osobiście odwiedził Krosno. Spotkał się z władzami miasta, w wypełnionej po brzegi Klubokawiarni Ferment opowiedział o swoich wspomnieniach, związanych z przedwojennym oraz okupacyjnym Krosnem, a w czasie spaceru po starówce wspominał ludzi, miejsca i zdarzenia, które zapamiętał z młodych lat. - Alexander B. White to kopalnia wiedzy o starym mieście - przyznaje Grzegorz Bożek ze Stowarzyszenia Olszówka.
Nie przesadza: - Tutaj był Janas, on miał wędliny, a tutaj wujek, który miał piwiarnię - wyliczał płynną polszczyzną White - tam był Wilner, a tu, na górze, mieszkał doktor Hodunko, ginekolog. Tu gdzie są pożyczki była mleczarnia, a tam gdzie obuwie był fryzjer Wysocki.
Z podobną precyzją White opisywał wygląd krośnieńskiego getta: - Getto było ogrodzone murem. Mur stał od domu Laskowskich do kościoła. Okna na ulicę były otwarte, te z tyłu zamurowano cegłami. Nic nie było widać. Bramy wejściowej pilnował policjant polski i żydowski.
- Sypał historiami, jak z rękawa i mógłby mówić godzinami. Być może była to ostatnia okazja, by zadać mu pytania dotyczące jakiejś kamienicy, jakiegoś wydarzenia z czasów przedwojennych czy też z tych, najstraszniejszych czasów - podsumowuje wizytę White'a Bożek.