Sympozjum odbyło się we wtorek (05.04) w auli Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej pod hasłem "Krosno dla Transplantacji". Zostało zorganizowane w ramach ogólnopolskiej kampanii promującej ideę przeszczepu narządów.
- Cel naszej kampanii jest konkretny - zwiększenie ilości pobieranych narządów i tkanek do transplantacji, zwłaszcza w naszym regionie - mówi Barbara Szarłowicz, nauczyciel biologii Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 4 w Krośnie, organizator sympozjum. - Można mieć nadzieję, że zabiegi przeszczepiania narządów i tkanek będą coraz powszechniejsze. Stąd konieczność informowania ludzi, edukacji społeczeństwa, głównie młodego pokolenia.
- Czas puszczania mydlanych baniek się kończy - zwracała się do obecnej na sali młodzieży. - Jako dorośli musicie być odpowiedzialni. Może się zdarzyć, że dotknie nas zły los, staniemy przed koniecznością przekazania organu bliskiej nam osobie. Może się zdarzyć, że sami staniemy w obliczu sytuacji, kiedy jedynym ratunkiem dla naszego zagrożonego życia będzie tylko przeszczep.
Przeszczepianie narządów jest metodą ratowania życia osoby chorej, która potrzebuje zdrowego narządu, aby żyć. Metoda ta polega na wszczepieniu biorcy narządu lub tkanek pochodzących od innego człowieka.
Niektóre narządy (nerka, segment wątroby) lub tkanki (szpik kostny) można pobierać od osób żywych, pod warunkiem, że dawca wyrazi na to zgodę, a jego życie nie będzie narażone na niebezpieczeństwo. Jednak większość pobrań pochodzi ze zwłok osób, które za życia nie wyraziły na to sprzeciwu, i w sytuacji, kiedy zostały już wyczerpane wszystkie możliwości leczenia, komisyjnie stwierdzono śmierć mózgu dawcy.
Ewentualny sprzeciw wobec pobrania narządów należy osobiście lub listownie zgłosić w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów w Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnym do spraw Transplantacji. Moc prawną ma także noszone przy sobie własnoręcznie podpisane oświadczenie sprzeciwu. Ważne jest zawiadomienie najbliższych o swojej decyzji.
Chorzy, którym dokonano przeszczepu, zwykle nie poznają nazwiska dawcy, który uratował im życie, ponieważ dar narządów od zmarłego jest anonimowy.
Obecna na sympozjum Anita Kafel, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Brzozowie jest po przeszczepie nerki. Podczas spotkania opowiadała o swoich doświadczeniach. O chorobie dowiedziała się, gdy miała 8 lat, zmagała się z nią ponad 20. - Miałam nadzieję, że jak nagle się pojawiła, tak samo niespodziewanie zniknie. Tak się jednak nie stało - mówiła. Choroba nie dawała żadnych objawów, była bezbolesna. - Pamiętam dzień, kiedy lekarz powiedział mi, że niestety będzie musiał mnie włączyć do programu dializ. Zupełnie nie umiałam sobie tego poukładać. Przecież czuję się świetnie, a on mi mówi, że moje życie będzie zależało od aparatu.
- Pewnego dnia moje marzenie spełniło się, zniknął mój strach - wspominała Anita Kafel. - W październiku 2004 roku dostałam wezwanie na przeszczep do Warszawy. Żyję dzięki chłopakowi, który zginął w wyniku wypadku samochodowego. Na ten moment moje życie zostało wydłużone o 6 lat i 6 miesięcy. Uparłam się jednak, że przekroczę granicę życia przeszczepionej nerki. Wiem, że w Warszawie był pacjent, który przeszczepioną nerkę miał 30 lat, zmarł na serce. W chwili wypisu z kliniki powiedziałam, że będę pacjentem, który ten rekord pobije.
Teraz Anita Kafel żyje już normalnie, musi tylko pamiętać o stosowaniu leków. Pracuje zawodowo, wspólnie z mężem uprawia turystykę motocyklową. - Mam takie wewnętrzne przeczucie, że cokolwiek bym nie robiła, nie osiągnęła, to jest to sukces nie tylko mój, ale też mojego dawcy.
O religijno-etycznym aspekcie transplantacji mówił ks. dr Zbigniew Głowacki, kapelan Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego im. Jana Pawła II w Krośnie. Opowiedział historię małej Joasi. Dziewczynka urodziła się jako zdrowa. Kłopoty zaczęły się w wieku 3 lat, po badaniach okazało się, że w głowie rośnie guz. - Nie było ratunku. Młodzi rodzice szarpali się, buntowali, zaglądali do szpitalnej kaplicy. W pewnym momencie postanowili, że skoro Joasia musi umrzeć, to może jej serduszko, czy inną część ofiarować komuś innemu. Zamiar był szlachetny, ale nie wiedzieli o tym, że nie można od tak chorego dziecka dokonywać przeszczepu - relacjonował ks. Głowacki. - Kiedy ich zamiar wyszedł poza mury szpitala, pobożne babcie czy ciocie zaczęły wygadywać, że co oni chcieli zrobić, sponiewierać swoje dziecko, a bardziej złośliwi dopytywali czy nie chcieli zarobić na swoim dziecku.
W ten sposób przeszedł do wskazań kościoła katolickiego na temat przeszczepów. Przywołał słowa Jana Pawła II, które padły w Rzymie w 1991 roku podczas międzynarodowego kongresu na temat przeszczepów: "Chirurgia przeszczepów pozwala dziś na leczenie chorób, które do niedawna mogły prowadzić do śmierci lub do bolesnej i ograniczonej egzystencji. Taka służba życiu, która wyraża się w dawaniu i przeszczepie narządów, określa jej wartość i uprawnia praktykę medyczną.".
- Jesteśmy wezwani, by miłować naszego bliźniego na nowe sposoby, miłować aż do końca - mówił ks. Zbigniew Głowacki. - Przeszczep jest zgodny z prawem moralnym i może zasługiwać na uznanie, jeśli zagrożenia i ryzyko fizyczne i psychiczne ponoszone przez dawcę są proporcjonalne do pożądanego dobra u biorcy. Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną, by kaleczyć i zabijać jednych dla ratowania i przedłużania życia innym. Wyrażenie zgody na przeszczep jest decyzją ofiarowania bez żadnego wynagrodzenia. Bezpłatne przekazywanie narządów po śmierci jest dopuszczalne i może zasługiwać na uznanie.
Podkreślił, że z przeszczepów należy wykluczyć mózgowie i narządy płciowe, które zapewniają tożsamość osobową i prokreacyjną osoby. Odniósł się także do przeszczepów od zwierząt: - Nie można powiedzieć, że każdy przeszczep należałoby potępić. Należy odrzucić jako niemoralne przeszczepienie człowiekowi zwierzęcy gruczoł płciowy, natomiast przeszczep rogówki z organizmu nieludzkiego nie powodowałby żadnej trudności, o ile od strony medycznej byłoby to możliwe.
Swoją historię opowiedziała też Agata Jezierska, krośnianka. Jest 11 lat po przeszczepie. W trzecim miesiącu życia wykryto u niej kardiomiopatię. Początkowo choroba serca nie dawała żadnych oznak, dopiero potem organizm szybko się męczył po każdym wysiłku. - Gdy miałam 11 lat w szpitalu w Krakowie powiedziano moim rodzicom, że umieram, że nie da się nic zrobić, bo moje serce jest tak wyczerpane, że zostało mi kilka tygodni, może miesięcy życia. W zasadzie mogli mi wykupić miejsce na cmentarzu - mówiła do zgromadzonych. - Rodzice nie poddali się jednak, trafiłam do Kliniki Jana Pawła II w Krakowie, gdzie zakwalifikowano mnie do przeszczepu.
Telefon zadzwonił po trzech tygodniach. - Kiedy lekarze mnie zobaczyli, załamali się, stwierdzili, że moje narządy są już tak zniszczone, że ten przeszczep się raczej nie uda. Ostatecznie stwierdzili, że jak nie zrobią przeszczepu to i tak umrę, więc nic nie tracimy - wspominała. - Przez rok po przeszczepie musiałam siedzieć w domu, dziś ludzie już bardzo szybko wracają do aktywności. Początki były bardzo trudne, musiałam się nauczyć na nowo chodzić, pić z kubka. Teraz jest już bardzo dobrze. Ostatnio przytrafił mi się rozrusznik serca. Pewnie bym się tym przejęła, gdybym nie była po przeszczepie - dodała.
- Rozdaliśmy chyba wszystkie oświadczenia woli, było ich około 300 - cieszyła się po konferencji organizatorka Barbara Szarłowicz. Sama też je nosi. - Każdemu z nas może się cokolwiek przydarzyć. Nie chcę, aby były jakieś dylematy rodziny czy znajomych. Chcę, żeby wszystko było czytelne, jasne i proste.
Do noszenia przy sobie oświadczenia woli zachęcała również Małgorzata Chomycz, obecna na sympozjum wojewoda podkarpacka: - Kilka lat temu podpisałam swoje oświadczenie woli i od tego dnia nigdy się z nim nie rozstaję - mówiła. - W życiu każdego z nas przychodzi moment, kiedy zastanawiamy się co jest ważne, kim jesteśmy. A jesteśmy wielcy tylko wtedy, kiedy dajemy siebie, a nie kiedy otrzymujemy.