Drożdżowe ciasto na pączki jest dzielone i ważone na odpowiednio duże kęsy, które formuje się na okrągłe części.
Okrągłe kęsy ciasta wkłada się do maszyny zwanej dzielarko-zaokrąglarką, która dzieli je na 30 małych, równych porcji.
Małe pączki rosną następnie w tzw. garowniku. Rosną dzięki odpowiedniej temperaturze i wilgotności.
Po wyrośnięciu, pączki smażą się w tłuszczu palmowym w temperaturze 140 stopni. Po usmażeniu pierwszej warstwy, za pomocą korbki odwraca się pączki i smaży się ich druga strona.
Smażenie pączków trwa ok. 2 minuty. Przed Tłustym Czwartkiem pączki smaży się w "Santosie" nawet na 10 takich patelniach.
Po usmażeniu, za pomocą tzw. nabijarki do wnętrza pączka nabija się różne nadzienia. Między innymi: jabłkowe, malinowe, różane ("Santos" ma własną plantację róży).
Górna część pączka może być ozdobiona nie tylko cukrem pudrem, ale np. lukrem białym, czekoladowym lub malinowym. Lukier wykonany jest z takiej receptury, że zastyga i nie klei się, choć połysk pozostaje.
Lukrowane pączki posypuje się np. białymi wiórkami czekoladowymi lub skórką pomarańczową.
"Santos" wytwarza ponad 10 rodzajów pączków. Między innymi takie jak te - z musem truskawkowym lub brzoskwinowym.
W zwykły dzień robionych jest 1-2 tysiąca pączków. Na Tłusty Czwartek - dziesiątki tysięcy pączków.
Cały proces produkcji pączka trwa około 1 godziny.
A jaki jest ulubiony pączek Marka Bargła, właściciela cukierni "Santos"? - Pączek świeżo wyjęty z tłuszczu, bez nadzienia. Rozrywam go po to, żeby sięgnąć do głębi aromatu i sprawdzić strukturę ciasta.
Cukiernik radzi jednak spożywać pączki na drugi dzień po ich wytworzeniu: - Takie najlepiej smakują z chłodnym, przegotowanym mlekiem - dodaje.