Krosno zostało wyzwolone spod okupacji hitlerowskiej we wrześniu 1944 r.
Łukasz Kyc (historyk, Muzeum Podkarpackie w Krośnie): - Armia Czerwona wkroczyła na tereny powiatu krośnieńskiego pod koniec sierpnia 1944 r. Walki o Krosno toczyły się w dniach 9-11 września. Niemcy przygotowali się do obrony: na ulicach wzniesiono barykady, w piwnicach ustawiono stanowiska broni maszynowej, a całość miasta otaczały okopy oraz pola minowe. Ostatecznie, po nocnym szturmie, wojska radzieckie zajęły je rankiem 11 września.
Podczas walk zginęło kilkudziesięciu żołnierzy sowieckich. Ich ciała grzebano na ulicach Krosna, m.in. na Rynku oraz na skwerze przy klasztorze OO. Kapucynów (obecnie Plac Konstytucji 3 Maja).
Cmentarz przy klasztorze miał mieć charakter tymczasowy. Wszystko zmieniło się w lutym 1945 r.
Łukasz Kyc: - Na polecenie pionu politycznego Armii Czerwonej postanowiono wznieść tam pomnik ku czci poległych w walkach o Krosno. Miejsce wybrał sowiecki komendant miasta, kpt. gwardii Mikołaj Maszakow. "Zasugerował" on burmistrzowi miasta Stanisławowi Kmonowi podjęcie odpowiednich działań na rzecz budowy pomnika. Obiekt powstał z pieniędzy ściągniętych m.in. od członków krośnieńskiej kongregacji kupieckiej oraz zakładów przemysłowych. Zbudowano go bardzo szybko. Odsłonięcie odbyło się 4 czerwca 1945 r.
Treść na tablicy głównej pomnika głosi: "Cześć i chwała bohaterom Armii Radzieckiej poległym w latach 1944-1945 w walce z hitlerowskim okupantem o wyzwolenie naszej ojczyzny - społeczeństwo ziemi krośnieńskiej."
Pomnik otoczony jest 43 grobami żołnierzy radzieckich. Najmłodsi z pochowanych - G. W. Monicz i I. Nowokierszczenow - mieli po 20 lat, a najstarszy - major P. D. Ermałajew - 40.
Przez ostatnie lata pomnik podupadł, dlatego w marcu br. Urząd Miasta zdecydował się na jego remont.
Joanna Sowa (rzecznik Prezydenta Krosna): - Pomnik był mocno zniszczony i wymagał podjęcia natychmiastowych działań konserwatorskich. Zaniechanie wykonania tych czynności negatywnie rzutowałoby na wygląd objętego ochroną konserwatorską obszaru Starego Miasta, w obrębie którego się znajduje i groziło zawaleniem się pomnika. W związku z tym 12 marca 2014 r. Prezydent Miasta Krosna wystąpił do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Przemyślu Delegatura w Krośnie z wnioskiem o zezwolenie na przeprowadzenie prac. Urząd wydał pozytywną decyzję, ustalając zakres działań, które miały objąć: oczyszczenie silnie zabrudzonej oraz pokrytej porastającym mchem i porostami powierzchni kamienia, uzupełnienie i wymianę fug w części postumentowej oraz impregnację.
Na realizację tych działań Wojewoda Podkarpacki przyznał dotację celową w kwocie 15 tys. zł. Pozostałe środki finansowe pochodzą z budżetu miasta. Łączny koszt wykonania remontu i konserwacji pomnika to ok. 24 tys. zł.
Antoni Bosak (kierownik krośnieńskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Przemyślu): - Miasto argumentowało konieczność remontu bardzo złym stanem pomnika oraz dbałością o estetykę starego miasta. Urząd zapewnił finansowanie oraz miał we własnym zakresie znaleźć osobę, która wykona prace.
Prace rozpoczęły się w lipcu. W mieście zawrzało.
Decyzja o remoncie pomnika czerwonoarmistów oburzyła część krośnian.
Piotr Babinetz (autor artykułu na temat pomnika, Poseł na Sejm RP, Prawo i Sprawiedliwość): - Jeśli mamy w przestrzeni publicznej Krosna obiekt, który gloryfikuje najeźdźcę i okupacyjną Armię Czerwoną, to według mnie naturalnym jest usunięcie takiego obiektu z tej przestrzeni, a nie wydawanie środków publicznych na jego remont. Zajmowanie się nim to przekaz dla odbiorców - mieszkańców i turystów - że jest to coś godnego upamiętnienia.
Gdy Ryszard Sługocki (w listopadzie 1945, wraz z trzema kolegami z krośnieńskiego hufca ZHP, próbował wysadzić tenże pomnik; obiekt został wówczas uszkodzony) usłyszał o remoncie, na kilka sekund zamilkł: - Nie wiem, co powiedzieć - odezwał się po chwili. - To jest jakaś bardzo dziwna historia. Ten pomnik powstał przeciwko Polakom! Postawiono go na urągowisko, koło kościoła Kapucynów. To było świadome wyzwanie rzucone mieszkańcom Krosna. Dziwię się, że podjęto taką decyzję.
Ich zdaniem pomnik należało zostawić, aby sam się rozpadł, zburzyć albo przenieść do jakiegoś muzeum (z odpowiednim komentarzem).
Miasto wyjaśnia, że decydując się na remont działało zgodnie z przepisami prawa.
Joanna Sowa: - Miasto ma obowiązek sprawowania opieki i przeprowadzania remontów mogił i cmentarzy wojennych, zgodnie z ustawą o grobach i cmentarzach wojennych z 1933 r. (z późniejszymi zmianami), a ten pomnik jest częścią cmentarza wojennego. Obowiązek dbałości o mogiły i cmentarze wojenne nakłada na Polskę także dwustronna umowa o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji, zawarta z władzami Federacji Rosyjskiej w 1994 r.
Art. 2 ustawy z 1933 r. brzmi następująco: "Groby wojenne bez względu na narodowość i wyznanie osób, w nich pochowanych, oraz formacje, do których osoby te należały, mają być pielęgnowane i otaczane należnym tym miejscom szacunkiem i powagą."
W umowie między Polską a Rosją jest natomiast mowa o wzajemnym dbaniu o miejsca pamięci i spoczynku, poprzez zapewnienie ochrony grobów, nagrobków, pomników oraz innych obiektów upamiętniających.
Antoni Bosak: - Wszystkie warunki formalne były spełnione, więc zgoda została wydana. My jako urząd mamy przepisy i ich musimy się trzymać. Wszelką inną odpowiedzialność za decyzję o remoncie ponosi wnioskodawca.
Poseł Babinetz jest pewien, że samorządy nie miałyby dzisiaj dylematów z decyzjami o remoncie lub usunięciu takich pomników, gdyby w poprzedniej kadencji Sejmu nie odrzucono projektu ustawy zgłoszonej przez PiS, dotyczącej usunięcia z przestrzeni publicznej reliktów komunizmu i okupacji sowieckiej.
W sprawie cmentarza przeciwnicy remontu uważają, że mogiły można było przenieść.
Piotr Babinetz: - Ta umowa jest niejednoznaczna, można ją różnie interpretować. Zasłanianie się nią, to wygodne unikanie problemu. W tej umowie jest np. mowa o "wyższej konieczności", która pozwalałaby na przeniesienie grobów, np. na cmentarz w Dukli (oczywiście z odpowiednimi honorami wojskowymi i oprawą religijną) i likwidację pomnika. Według mnie, za taką konieczność wystarcza to, że w przestrzeni publicznej niepodległego państwa nie można sławić okupanta, który w samym XX w. kilkakrotnie najeżdżał Polskę.
Zdaniem współfinansującego remont Wojewody Podkarpackiego nie jest to takie proste.
Małgorzata Oczoś-Błądzińska (rzecznik Wojewody Podkarpackiego): - Na terenie naszego województwa nie było przypadku likwidacji jakiegokolwiek cmentarza wojennego. Likwidacja samodzielnego cmentarza radzieckiego wymagałaby konsultacji międzynarodowych. Ponadto, przeniesienie kilkudziesięciu pochówków z tego cmentarza na inny cmentarz wiązałoby się z jego poszerzeniem oraz z wykonaniem i urządzeniem nowego miejsca pochówku. Prace takie byłyby trudne organizacyjnie (zarówno cmentarz w Dukli, jak i w Baligrodzie są urządzone, zamknięte i ogrodzone) i wymagałyby znacznych nakładów finansowych, nieporównywalnych z remontem pomnika.
Roman Dawidziak (konserwator, wykonawca remontu): - Nasza praca ma wyłącznie charakter konserwacji zachowawczej. To tylko podstawowy zakres działań, niezbędny, aby pomnik się nie rozpadł. Wykonujemy go minimalnym kosztem. Ktoś, kto mówi natomiast o przenosinach cmentarza, chyba nie do końca jest świadomy, że to nie jest taka prosta sprawa. A że to pomnik Armii Czerwonej, to mogę tylko powiedzieć, że jesteśmy jak lekarze: nie ma dla nas znaczenia, kogo leczymy.
Przy okazji remontu przypomniano również, że "wyzwolenie", o którym przeczytać można na tablicy pomnika, to kłamstwo i fałszowanie historii.
Piotr Babinetz: - Gdy wojska sowieckie zajęły Krosno, to wraz z nimi przyszły służby kontrwywiadowcze Armii Czerwonej - Smiersz, a także służby bezpieczeństwa, czyli NKWD. Te służby prowadziły akcję przeciwko polskiemu podziemiu, aresztując żołnierzy AK i innych formacji niepodległościowych. Ci ludzie byli bici, mordowani albo wywożeni na Sybir lub do Kazachstanu. Wejście wojsk sowieckich wiązało się więc z masowymi represjami wobec Polaków.
Ze wspomnień Ryszarda Sługockiego: "Ludzie odczuwali nie mniejsze zagrożenie niż za niemieckiej okupacji. Władze w Krośnie w ogóle nie reagowały na gwałty i grabieże popełniane przez Sowietów. Ograbiano ludzi w biały dzień. Sowieci wydawali się całkiem nieobliczalni, byli brudni i śmierdzieli wódką. Stwarzali wrażenie, że nikt nad nimi nie panuje."
W innym miejscu Ryszard Sługocki wspomina realia wojny w 1944 r: - "Ci żołnierze szli na front prosto po śmierć. Połowa nie wracała wcale, a reszta na wozach z rannymi. Sowieckie dowództwo nie liczyło się ze stratami. Niemcy strzelali do nich jak do kaczek, a z tyłu za nimi szli enkawudziści i strzelali w plecy tym, którzy chcieli się cofnąć."
Joanna Sowa: - Nikt z nas nie czuje się upoważniony do oceniania historii. Skoro zaistniała konieczność remontu pomnika, Miasto miało obowiązek go przeprowadzić.
W ocenie decyzji o remoncie podzieleni są także mieszkańcy.
Barbara (l. 42), podobnie jak dwie inne osoby, nawet nie chce sprawy komentować: - Brak komentarza to mój komentarz. Oczywiście negatywny.
Wojciech (przed trzydziestką) czerwieni się ze złości i próbuje zrozumieć, za co Prezydent Krosna tak bardzo lubi "ruskich".
W czoło puka się Ewa (emerytka, dobrze pamięta, jak wyglądało sowieckie "wyzwolenie"). Mówi, że choć nic ją nie dziwi, nie sądziła, że doczeka momentu, że w wolnej Polsce ktoś zdecyduje się na remont pomnika tych przeklętych żołnierzy.
Piotr (student, l. 22) pyta czy z tą Armią Czerwoną, to chodzi o Indian czy Chińczyków. Pyta poważnie...
Gdyby Tobiasz i Katarzyna (uczniowie liceum) mieli dziś decydować o budowie takiego pomnika, to na pewno by tego nie zrobili: - Skoro jednak już stoi, to trzeba o niego dbać.
Historii przekreślać nie będzie Wiesława (po pięćdziesiątce). Będzie ją szanować, jakakolwiek by nie była. Tym samym szacunkiem otoczyłaby pomnik.
Stanisławowi (l. 46) nie mieści się w głowie, że doszło do jakiejkolwiek awantury o taką sprawę. W remoncie nie widzi problemu.
Podobnie myśli Piotr (emeryt). On na tym skwerze widzi tylko młodych chłopaków, którzy zginęli na wojnie: - Na szczęście wiadomo, jak się nazywali. Tyle tysięcy takich jak oni, leży w bezimiennych dołach, z dala od domu.
Wiesława (l. 36) boi się natomiast, że jak się zacznie burzenie pomników Armii Czerwonej w Polsce, to w odwecie Rosja zacznie robić u siebie to samo z naszymi.
Kilku osób remont nie obchodzi wcale. Mają poważniejsze zmartwienia.
- Co pani sądzi o tym remoncie?
- Nie wiem, nie jestem z Krosna, a u mnie nie ma takiego pomnika. Na szczęście nie muszę zajmować stanowiska, a tym bardziej decydować. I pan też ma szczęście, bo pan to sobie tylko opisze.
Remont pomnika zakończył się.