Miesiąc temu (19.08) Rada Miasta większością głosów zdecydowała o odrzuceniu wniosku o przeprowadzenie referendum lokalnego. Jego inicjatorzy: radni PiS i środowiska katolickie skorzystały z przysługującego prawa i złożyły skargę na uchwałę Rady Miasta do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. We wtorek (20.09) odbyła się rozprawa. Tego samego dnia zapadł też wyrok - zażalenie zostało oddalone.
W siedzibie sądu stawił się pełnomocnik inicjatorów przeprowadzenia referendum Marek Jastrząb w towarzystwie członków grupy inicjatywnej: Mariana Sobutki i radnych PiS: Wojciecha Kolanki, Bogumiły Romanowskiej, Kazimierza Mazura. Radę Miasta reprezentował Zdzisław Dudycz - przewodniczący komisji, która weryfikowała wniosek inicjatorów referendum, Dariusz Pniak - radca prawny Urzędu Miasta oraz Maciej Gernand - sekretarz miasta.
Przypomnijmy, uzasadnienie uchwały RM opierało się na opinii komisji weryfikującej wniosek inicjatorów referendum. Wytknięto w niej inicjatorom m.in. że ogłoszenie o zamiarze przeprowadzenia referendum pojawiło się tylko w kościołach, a nie w formie obwieszczeń oraz że na kartach poparcia zabrakło imienia pełnomocnika grupy inicjatywnej. Zakwestionowano też blisko 800 podpisów ze wszystkich 4485 złożonych. Niektóre podpisy budziły wręcz wątpliwości co do swej autentyczności.
Komisja stwierdziła ponadto, że proponowane przez inicjatorów referendum pytanie "Czy jesteś za lokalizacją w mieście Krośnie kasyna gier?", nie mieści się w zakresie kompetencji organów samorządowych. Zgodnie bowiem z ustawą o grach hazardowych koncesji na prowadzenie kasyna gier udziela minister finansów. Zdaniem komisji, organ samorządowy jedynie opiniuje lokalizację kasyna.
Inicjatorzy referendum nie zgadzali się z uchwałą Rady Miasta. Zarzucali swym oponentom głównie to, że nie wyznaczony został 14-dniowy termin usunięcia uchybień na listach poparcia oraz że ogłoszenia w kościołach nie zostały uznane za zwyczajowo przyjęty sposób informowania mieszkańców. Argumentowano, że plakaty były rozwieszane w witrynach sklepowych, a RCKP - instytucja obsługująca tablice ogłoszeniowe odmówiła ich rozwieszenia ze względu na brak miejsca.
- Komisja Rady Miasta weryfikująca nasz wniosek działała tendencyjnie i czepiała się szczegółów - mówił w sądzie Marek Jastrząb, pełnomocnik inicjatorów przeprowadzenia referendum. Wtórował mu Wojciech Kolanko (radny PiS) opowiadając o listach z podpisami: - Znana mi osoba o nazwisku "Stróż" po ostatniej literze nazwiska dopisała jakiś haczyk czy przekreślenie, a powyżej była podpisana jego żona o tym samym nazwisku i adresie. Tego nazwiska nie uwzględniono. Jego żony zresztą też nie, ale z innej przyczyny.
Wojciech Kolanko mówił też w sądzie: - Uniemożliwiono mi wyniesienia list z podpisami na zewnątrz, tak by można było je porównać z listami wcześniej skopiowanymi. Zdzisław Dudycz, wiceprzewodniczący Rady Miasta odpierał zarzut: - Udostępniliśmy podpisy i protokoły panu Kolance na miejscu, ale nie mogliśmy pozwolić, by te dokumenty wyniósł na zewnątrz.
Wojciech Kolanko twierdził też, że grupa inicjatorów referendum wywiązała się z obowiązku poinformowania mieszkańców o referendum. - Z naszej inicjatywy odbyła się konferencja prasowa, wziął w niej udział obecny tu także portal. Ta konferencja odbyła się w biurze parlamentarnym PiS. Chwilę później Marian Sobutka podkreślał natomiast, że inicjatorzy referendum to "w większości osoby bezpartyjne": - Jesteśmy zwykłymi mieszkańcami Krosna i się nie liczymy, a władze Krosna uważają, że mają jedyną słuszną rację. To jest zaprzeczenie idei referendum!
Wojciech Kolanko opowiadał też, że jego klubowy kolega - Paweł Krzanowski, który brał udział w pracach komisji, skarżył mu się później: - W zasadzie podpisał tę listę, ponieważ kilkakrotnie w trakcie obrad komisji, był niemal szantażowany tym, że zostaną te listy podane do prokuratury. Uległ presji.
Przedstawiciele Rady Miasta i Urzędu Miasta twierdzili, że pełnomocnik grupy inicjatywnej nie był zaangażowany w prace komisji Rady Miasta. Nikt też nie zgłaszał żadnych zarzutów co do jej pracy, pomimo że byli w niej przedstawiciele wszystkich opcji politycznych. Zdzisław Dudycz był z kolei zdumiony, że jest mowa o szantażu: - Nikt nikogo nie szantażował. Radca dodał, że sprawa sfałszowanych list tak czy inaczej została zgłoszona do prokuratury.
Radny Paweł Krzanowski (PiS), który zasiadał w komisji ds. referendum po publikacji artykułu wydał oświadczenie: "Nie czułem się szantażowany. Nikt z członków komisji referendalnej nie próbował mnie szantażować."
Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał skargę inicjatorów referendum za bezzasadną. Stwierdził, że uchwała Rady Miasta nie narusza przepisów prawa, aczkolwiek nie podzielił wszystkich argumentów zaprezentowanych w jej uzasadnieniu.
Wskazał jednak na podstawowe uchybienie inicjatorów referendum - wszystkie listy poparcia nie spełniają wymogów określonych w przepisach ustawy o referendum lokalnym z uwagi na brak imienia pełnomocnika. - Jest to bezwzględny wymóg ustawowy, że listy mają zawierać nie tylko nazwisko danej osoby, ale również imię. Cel tego przepisu jest jednoznaczny - osoba udzielająca poparcia musi wiedzieć, kto jest inicjatorem, kto jest pełnomocnikiem, bo oczywistym jest, że wyborca może pewnej grupie osób udzielić poparcia, inny może go nie udzielić - argumentował sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego Stanisław Śliwa, przewodniczący składu orzekającego.
Wcześniej pytał też pełnomocnika inicjatorów co rozumie pod pojęciem adres. - Nie bez kozery sąd o to zapytał - adresem jest bowiem miejscowość, ulica, numer domu, mieszkania. Komisja weryfikująca nie kwestionowała tego, ale tam w olbrzymiej ilości tych niekwestionowanych podpisów brak jest miejscowości, w której te osoby mieszkają.
- Sąd stoi na stanowisku, że pod pojęciem podpis, poparcie rozumie się podpis plus wszystkie elementy wskazane w ustawie - dodał.
Sędzia Stanisław Śliwa odniósł się także do wyznaczenia 14-dniowego terminu na uzupełnienie brakujących danych na listach poparcia, czego domagali się inicjatorzy: - Przepis mówi jednoznacznie, że jak upłynie termin 60 dni nie ma możliwości zakreślenia terminu do uzupełnienia podpisów. W tej materii zarzuty państwa są nieuzasadnione.
Sąd nie zgodził się jednak z argumentami przeciwników referendum w kwestii samego przedmiotu referendum. Zaproponowane przez inicjatorów pytanie "Czy jesteś za lokalizacją w mieście Krośnie kasyna gier" - zdaniem sądu, jest do przyjęcia.
- Pytanie referendalne nie mogłoby brzmieć "Czy jesteś za udzieleniem koncesji", bo tu by weszli państwo inicjatorzy w zakres działania ministra w sposób niebudzący wątpliwości - wyjaśniał przewodniczący składu orzekającego. - W tej materii sąd przychyliłby się do stanowiska państwa inicjatorów, niemniej jednak przyczyny o charakterze formalno-prawnym decydują o tym, że sąd uznał, że skarga jest nieuzasadniona.
Wyrok nie jest prawomocny. Inicjatorzy referendum mają prawo w ciągu 30 dni od dnia otrzymania wyroku wraz z pisemnym uzasadnieniem złożyć skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie.