350 lat temu, 16 marca 1657 roku Krosno było oblegane przez 40-tysięczną armię księcia Jerzego II Rakoczego - sprzymierzeńca Szwedów podczas potopu. W czasie walk przed obrazem tym mieszczanie złożyli ślubowanie i oddali miasto pod opiekę Maryi. Kiedy na niebie ukazał się znak - włócznia, mieszkańcy Krosna byli przekonani, że to właśnie ona pomogła w ocaleniu miasta. Wtedy nazwano ją Krośnieńską Panią Patronką Miasta. - Jako że w tym roku od tego wydarzenia mija 350 lat, prawie przez cały rok urządzaliśmy różne akcje pobożne. Przez 9 miesięcy, w trzeci czwartek miesiąca wszystkie parafie Krosna przychodziły do nas się modlić. Były różne uroczyste msze święte oraz nabożeństwa dla młodzieży szkolnej itp. - mówi franciszkanin, o. Tadeusz Pobiedziński.
Podczas uroczystej mszy świętej Piotr Przytocki prezydent Krosna oraz Stanisław Słyś przewodniczący Rady Miasta dokonali ponownego aktu zawierzenia Krosna i jego mieszkańców Matce Bożej Murkowej:
"W imieniu władz miasta i wszystkich mieszkańców Krosna stajemy u Twoich stóp Maryjo Królowo Narodu Polskiego, w naszym mieście nazwana Matką Boską Murkową. Składamy Ci z wdzięcznością dobro, które dzięki Tobie jest udziałem naszego życia. Prosimy Cię, byś objęła matczyną troską kochające ludzkie serca, wszystkich pracujących i bezrobotnych, rencistów i emerytów, chorych i samotnych. Miej w opiece dzieci młodzież i dorosłych mieszkańców Królewskiego Miasta Krosna. Zapraszamy Cię również do urzędu i instytucji miejskich abyś była doradczynią w podejmowaniu wszelkich decyzji i rozwiązywaniu trudnych problemów. Pragniemy, abyś to Ty była włodarką naszej Ziemi Krośnieńskiej, naszego czasu, naszych zdolności, trosk i radości.(...)"
Obchody jubileuszowe stały się okazją do zainteresowania mieszkańców barwną i długa historią zakonu franciszkanów w Krośnie.
Zakon franciszkanów powstał w 1209 roku za sprawą świętego Franciszka z Asyżu. Stamtąd franciszkanie rozeszli się po świecie, aby głosić ewangelię. Do Polski przybyli w 1236 r. tworząc ekipę misyjną ewangelizującą Wschód - przede wszystkim Ruś. Wędrując, systematycznie zatrzymywali się w różnych miejscach. Jednym z takich miejsc było Krosno. Dokładnie nikt nie potrafi powiedzieć kiedy franciszkanie tu się pojawili. Najprawdopodobniej nastąpiło to około roku 1280. Rok 1385 jest oficjalną datą powstania klasztoru. Wynika to z królewskich dokumentów. Aż do pożaru miasta i klasztoru w 1399 roku franciszkanie przebywali w starej, rolniczej osadzie krośnieńskiej, po prawej stronie Wisłoka, na dzisiejszym Zawodziu. - Zakony żebracze - bo nasz zakon franciszkański zalicza się do tzw. klasztorów żebraczych - często dostawały od królów przywileje, np. król dawał zakonowi ziemię i tak było w przypadku Krosna. Naszą obecność potwierdzają dokumenty królowej Jadwigi i króla Władysława Jagiełły - informuje o. Tadeusz.
Po wielkim pożarze miasta, w którym spłonął także drewniany kościół i klasztor franciszkanów, bracia postanowili przenieść się w obręb murów miejskich, na lewą stronę Wisłoka. Po nabyciu obecnego placu, w 1400 r. rozpoczęła się budowa kościoła i klasztoru.
Zakonnicy poświęcając swoje życie Bogu, składają 3 śluby: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. - Zakon franciszkanów (kapucyni to też franciszkanie) charakteryzuje się tym, że na pierwszym miejscu jest ubóstwo. Drugą cechą jest prostota. U nas zakon nigdy nie stawiał na to, żeby mieć wybitnych naukowców, chociaż oczywiście byli. Dla franciszkanów charakterystyczne jest także to, że zawsze osadzali się w centrach dużych miast, zawsze w okolicach Rynku - wyjaśnia franciszkanin.
Od 6.00 do 6.50 zakonnicy mają swoje modlitwy. Potem służą w kościele, biorą udział w mszach świętych i spowiedziach. Później większość zakonników udaje się do pracy, do szkoły. Niektórzy zostają w klasztorze, gdzie na co dzień nie brakuje pracy duszpasteskiej. Po obiedzie i wieczorem także odbywają się wspólne modlitwy. Obecnie w klasztorze w Krośnie przebywa 8 zakonników. Niektórzy zakonnicy są jednocześnie księżmi, nazywa się ich ojcami, pozostali to bracia.
Z zakonem franciszkanów w Krośnie, oprócz historii związanej z kultem Matki Bożej Murkowej wiążą się jeszcze inne wydarzenia. Nie można w tym miejscu pominąć postaci błogosławionego Jana z Dukli, który jako młody pobożny chłopak przyjechał do Krosna. W wieku najprawdopodobniej 18 lat wstąpił do tutejszego klasztoru. Przeszedł tam wstępne przygotowanie do życia zakonnego. Po czasie próby został zakonnikiem, złożył śluby i pojechał do Krakowa na studia. Po studiach, już jako kapłan, powrócił do Krosna, został przełożonym klasztoru, gdzie spędził kilkanaście lat. Potem przeniósł się do Lwowa.
Jednym z najpiękniejszych zabytków wczesnego baroku w Polsce jest Kaplica Oświęcimów zbudowana w Krośnie w roku 1647. Znajduje się pod nią krypta grobowa, w której złożone są trumny z ciałami Anny i Stanisława Oświęcimów, przyrodniego rodzeństwa, członków rodu Oświęcimów. W XIX wieku stworzono legendę o tragicznej miłości Anny i Stanisława.
Stanisław wyjechał do Rzymu prosić Ojca Świętego o zgodę na ślub z przyrodnią siostrą. Anna od tego dnia zatapiała się w modłach, prosząc Boga o błogosławieństwo dla ich szczęścia, jednak z każdym dniem słabła, nie doczekała radosnej wieści. Niebawem zmarł również Stanisław.
O klasztorze franciszkańskim krąży także legenda, że z Zamkiem Kamieniec w Odrzykoniu łączą go tajemnicze podziemne korytarze. Jednak i ta legenda ma niewiele wspólnego z prawdą. - Franciszkanie przez pewien czas byli kapelanami kaplicy zamkowej na Kamieńcu. Podpisano umowę z gwardianem na temat eskorty mnicha do zamku raz w tygodniu. Chodziło o zapewnienie bezpiecznego "korytarza" dlatego, że okolicach Spornego grasowały jakieś bandy i raz obrabowano franciszkanina, który tam jechał na zamek - wyjaśnia Andrzej Kołder, kustosz Muzeum Zamkowego "Kamieniec". - Ktoś zinterpretował ten dokument, że był to korytarz, który pod ziemią łączy zamek z klasztorem - dodał.
O ciekawostkach dotyczących kościoła i klasztoru można było dowiedzieć się podczas I Jarmarku Franciszkańskiego (03.06). Zakonnicy oferowali także zioła własnego wyrobu na różne dolegliwości, kiełbaski z grilla, kurczaka po franciszkańsku oraz ciasta domowego wypieku. Były także występy zespołów muzycznych, loteria fantowa oraz nocne zwiedzanie kościoła.
Wydarzeniem związanym z obchodami Roku Jubileuszowego była (30.05) także konferencja naukowa "Siedem wieków obecności Franciszkanów w Krośnie." Została poprzedzona wernisażem wystawy Podcieniami w "Piwnicy PodCieniami". Zgromadzono na niej m.in. starodruki, archiwalia oraz dzieła sztuki pochodzące z klasztoru i kościoła krośnieńskich franciszkanów. Można ją zwiedzać do 15 lipca.
W roku 1898 uchwałą kapituły zalecono zakaz prowadzenia kronik w konwentach franciszkańskich prowincji małopolskiej.
Pierwszą kronikę krośnieńskiego konwentu rozpoczęto spisywać dopiero w roku 1930. Jest to nieposłuszeństwo czy zaniedbanie, które dla badacza dziejów krośnieńskiego klasztoru, ale i dla samych franciszkanów jest wielce bolesne, co zauważył sam kronikarz - "Ojciec Karol Olbrycht, uchodzący za żywą kronikę dotycząca konwentu krośnieńskiego, jako że tutaj najdłużej przebywał i urzędował, mógłby był nader cenne zapiski potomności przekazać, które by następców uchroniły od ważnych pomyłek i od szkód materialnych."
Najwięcej miejsca w kronikach zajmują sprawy związane z życiem religijnym Krosna, a właściwie tym wszystkim, co działo się w kościele Ojców Franciszkanów. Innym aspektem lektury kronik franciszkańskich są same postaci kronikarzy. Przez ich temperament, umiejętność obserwacji, wyboru spraw, które godne były uwiecznienia, odtwarzamy trochę inną historię Krosna. I trudno czasem znaleźć odniesienie do znanych i opisywanych w opracowaniach faktów.
Pierwszym kronikarzem krośnieńskiego konwentu był o. Ferdynand Świerczyński. Spisywanie rozpoczął w momencie objecia funkcji gwardiana krośnieńskiego konwentu 10 sierpnia 1930 roku. Kronika obejmuje lata 1930-1936. Niewątpliwie miał talent literacki, gawędziarski, pisząc językiem barwnym nie wahał się opisywać - nawet z nutą pewnej złośliwej ironii - szczegółowo życia zarówno w klasztorze jak i w mieście. Pewnie dlatego później kronika została opisana notatką "Obcym nie pokazywać".
Wiele miejsca w zapiskach kronikarskich aż do końca lat 40 poświęcono sprawom związanym z zarządzaniem majątkiem poza murami. Folwark za Wisłokiem, dający utrzymanie konwentowi, przysparzał jednakowoż sporo kłopotów. Zarówno gospodarczych, finansowych, jak i personalnych. Oprócz wydatków na zakup nowoczesnej młockarni, borykania się ze skutkami suszy, gradobicia, powodzi, miewał również kłopoty z personelem. Administrujący folwarkiem b. Melchior miał większe powołanie do stanu małżeńskiego niż zakonnego. "Ożenił się z Matyloską i obecnie klepie biedę. Trzeba mu jednak przyznać, że według ogólnej opinii jest człowiekiem bardzo religijnym i nie wstydzi się żadnej pracy, byleby ją znalazł".
Sprawy związane z ciągłą restauracją kościoła po pożarze znajdują wiele miejsca we wszystkich kronikach.
Za gwardianostwa o. Ferdynanda Świerczyńskiego dokonano naprawy dachu kościoła, który miał uzyskać pierwotną wysokość, ale koszt 20 tys. zł i osłabione mury uniemożliwiły odtworzenie tego dachu sprzed pożaru. Gwardian mimo zabiegów nie uzyskał dotacji rządowych ani prowincjalskich. Pomoc finansowa dzięki koneksjom o. Bartusia przyszła z Detroit. "24 listopada otrzymał list z Detroit nadziany 245 dolarami, co przetłumaczone na złocisze dało sumę 2 tys. 219 zł 80 gr. Ależ była frajda! Mało co brakowało, żebyśmy się z o. Bartusiem popili".
W 1934 roku zdarzyła się kradzież pieniędzy w klasztorze - 3350 zł. Dokładne opisanie zdarzenia i śledztwa przeprowadzonego przez komisarza policji i sędziego zajmuje aż pięć stron. Złodziei złapano, ukarano, kwotę prawie odzyskano. "Brakującej kwoty 501 zł i 9 groszy wydanej na hulankach można dochodzić na drodze sądowej aż małoletni będą pełnoletni. Ciesz się zatem przyszły gwardianie krośnieński, bo masz dług w panach: Stanisławie Szymańskim i Michale Bałabanie. Tylko jak tej kroniki nie przeczytasz, to zaprzepaścisz 501 zł i 9 groszy, nie licząc od tej sumy procentów".
Gorszym jednak wydarzeniem było świętokradztwo dokonane z 19 na 20 czerwca 1935 roku, tuż przed uroczystościami Bożego Ciała. Otworzono tabernakulum, skradziono naczynia liturgiczne, a komunikanty wyrzucono na mensę ołtarzową. Zrabowano także konsekrowaną hostię. Złapano wprawdzie i ukarano złodziei, ale nie odzyskano skradzionych przedmiotów, które zostały sprzedane i pocięte. Po dokonaniu świętokradztwa, ojciec prowincjał zarządził nabożeństwo ekspiacyjne, które odprawiono w pierwsza niedzielę lipca w 1935 roku. Tak o nim pisze Ojciec Świerczyński: "Kazanie wygłosił o. Piotr Wanatowicz na temat: Wzięto pana mego i nie wiem gdzie go położono. Mówił rzewnie tak, że ludzie szlochali. I ja też. A gdybyś i ty czytelniku był na tym nabożeństwie, to byś też beczał".
Na końcu zapisu pojawia się taki oto tytuł: "Co Altman zyskał na apelacji". Okazało się, że jednym z tych, którzy skorzystali na tej kradzieży był niejaki Żyd Altman, który osądzony wyrokiem sądu, został skazany na półtora roku więzienia. Po jego apelacji sąd dołożył mu jeszcze pół roku więzienia. O. Świerczyński napisał. "Jak to jest, że Żyd zawsze dostaje więcej".
Kronika spisana przez o. Świerczyńskiego zakończyła się na roku 1936. Podsumował we właściwy sobie sposób wizytę kustosza o. Szymona Rasia, która "nie wypadła ani dobrze, ani źle, ale nowym gwardianem został o. Wawrzyńczak".
Następny tom obejmuje lata 1939-1945: wybuch wojny, czas okupacji, wyzwolenie i kilka miesięcy nowej rzeczywistości. Kronikę od początku wojny prowadził prawdopodobnie o. Nikodem Szałankiewicz, który w listopadzie 1939 roku został gwardianem krośnieńskiego konwentu. Nie da się ukryć, że w porównaniu z zapiskami o. Świerczyńskiego, kronika ta jest trochę nudna, ale za to bardzo rzetelna. Wszystkie zapisy z datami dziennymi, zaczynają się od opisu pogody, po czym bez zbędnych emocji następuje opisanie funkcjonowania klasztoru i spraw związanych z religijnym życiem oraz codziennymi problemami okupowanego miasta. "9 września rano wkroczyły od strony Jasła wojska niemieckie. Miasto było jakby wymarłe, nie było nigdzie żywego człowieka. Część ludzi pokryła się po piwnicach, a znaczna część uciekła, przeważnie mężczyźni w kierunku na wschód". Zaraz potem jednak dodaje: "Na folwarku dorżnięto krowę, ponieważ pochorowała pasąc się na koniczynie".
Pod koniec października, jak zauważa o. Nikodem, życie w klasztorze zaczęło płynąć normalnym trybem. "Trzeba było zebrać się do zakupów - zwłaszcza żywności, bo konwent nie był w nie zaopatrzony, a w czasie wojny z każdym dniem jest coraz trudniej. Poczęto w magistracie wydawać kartki na chleb i cukier. Przed sklepami stoją ogonki czekając na swoją kolejkę, aby coś kupić. Sklepy żydowskie prawie wszystkie Niemcy zapieczętowali lub też zrabowali. Grabieżcy niemieccy prawie wszystko wywozili masowo do Niemiec. Wszędzie ich pełno. I w sklepach, i po domach, i na ulicach. Wszystko ich. Biorą i rozkupują co się dało. Marka niemiecka kosztuje 2 złote. Pomiędzy mundurami sinymi niemieckimi widnieją ciemnozielone z czarnymi czapkami płaszcze przepasane pasem. To gwardia ukraińska, która założyła sobie siedzibę blisko klasztoru i zdradza na każdym kroku Polaków".
Do końca 1939 roku kronikarz opisuje także relacje ojców z Przemyśla i uciekinierów ze Lwowa o represjach bolszewickich. M.in. są to relacje o. Antoniego Zwiercana. Na tyle straszne, że w tym kontekście Niemcy wydają się kronikarzowi mniejszym złem i chociaż bardzo precyzyjnie opisuje wszystkie okupacyjne restrykcje, zwłaszcza w pierwszych miesiącach okupacji, to jednak zauważa, że w porównaniu z tym, co dzieje się na wschodzie, jest to życie oparte na pewnych zasadach, dających nawet jakieś poczucie względnego bezpieczeństwa. "Niemcy nie naprzykrzają się klasztorowi, jeśli już pojawiają się, to zawsze grzecznie rozmawiają z przełożonym - oczywiście po niemiecku. Oglądają zabytkowy kościół, robią fotografie, grają na organach, a nawet chcą dotrzeć do tajemniczych korytarzy łączących kościół z zamkiem w Odrzykoniu". Również Rosjanie jak wkroczyli do Krosna i pojawili się u franciszkanów, to pierwsze o co pytali, to gdzie jest to tajemnicze przejście od franciszkanów do Odrzykonia.
Kwestia ludności żydowskiej nie stanowi stałych fragmentów kroniki z okresu okupacji. Do roku 1942 relacje kronikarza ograniczają się do informacji o nakazie likwidacji napisów w języku żydowskim i zakazie używania go. Pod datą 15 grudnia zapisano: "Wydano rozporządzenie, że można używać dwóch języków. Język niemiecki - urzędowy, a polski dopuszczalny w mowach prywatnych. Język żydowski - zniesiony. Można używać języka ukraińskiego".
W 1942 roku pod datą 10 sierpnia zapisano bez wstępu o pogodzie. Było to wydarzenie wyjątkowe również dla kronikarza. "Dzisiejszy dzień dla krośnieńskich Żydów był naprawdę sądny. [tu następuje relacja z wysiedlenia Żydów krośnieńskich i korczyńskich] Część wystrzelano w pobliskich lasach, część w wagonach bydlęcych gdzieś wywieźli, a część zdolna do pracy wróciła wraz z policją do getta, które zrobili na franciszkańskiej ulicy."
8-go grudnia nowy kronikarz, nieznany z imienia, napisał: "Przeszkadzały w odprawianiu mszy świętej i spowiedzi krzyki Żydów z getta, które dziś zupełnie zlikwidowano".
Opis pierwszego w historii Krosna pochodu pierwszomajowego, który ruszył z ulicy Blich przez Rynek, ul. Lwowską (według o. Bogusława): "Aż raziła w oczy czerwień sztandarów. Widzów było wielu, brawa umiarkowane".
Relacje zewnętrzne ojców franciszkanów były bardzo burzliwe. Analizując dokumenty archiwum franciszkańskiego, mamy bardzo dużą ilość dokumentów dotyczących tych relacji, szczególne jaskrawo wypada na tym tle ogromna liczba sporów i zatargów między klasztorem, a władzami miasta oraz parafią Trójcy Świętej.
Niezwykle jaskrawy i dramatyczny przebieg miał na początku XIV wieku spór plebana Klemensa z franciszkanami o pełnienie funkcji parafialnych w Krośnie. Proboszcz Klemens stał na straży, że sakramentów i spowiedzi może udzielać tylko kościół parafialny, podczas gdy spowiedzi franciszkanie mogą słuchać jedynie na wyraźne pozwolenie proboszcza i biskupa. Takie stanowisko proboszcza nie mogło spotkać się z aprobatą ze strony franciszkanów, którzy powołując się na dwie bulle papieża Benedykta XI zezwalające im głosić kazania i słuchać spowiedzi bez wiedzy proboszczów, przeciwstawili się takiej postawie proboszcza i odwołali się do biskupa krakowskiego Zbigniewa Leśnickiego. Uprawnienia papieskie na działalność misyjną proboszcz Klemens odrzucił, tłumacząc to tym, że w chwili powstania biskupstwa i utworzenia parafii w Krośnie, działalność misyjna franciszkanów przestała mieć charakter misyjny. Kardynał Leśnicki z upoważnienia Stolicy Apostolskiej stał na straży praw parafialnych plebanów, ale i przywilejów duszpasterskich zakonów żebrzących. Fakt, iż Leśnicki jawnie popierał franciszkanów znalazł potwierdzenie w decyzji biskupa, który obłożył klątwą plebana krośnieńskiego Klemensa i innych duchownych z tejże parafii.
O intensywności sporów i zatargów krośnieńskiego klasztoru z władzami miasta może świadczyć fakt, iż już najstarsze zachowane dokumenty informują nas o trudnościach w relacjach między nimi. W dokumencie królowej Jadwigi z 1397 roku gwardian Wawrzyn z Krakowa skarży się i żali królowej Jadwidze na burmistrza, rajców i cechmistrzów, że zbyt mocno ingerują w sprawy wewnętrzne kościoła i klasztoru. Z dokumentu tego jasno wynika, że władzom miasta nie zależało na opiece nad duchowością kościoła, ale na jego majątku i wyposażeniu. Królowa Jadwiga krytykuje Radę Miasta, że nie udzieliła żadnej pomocy zakonnikom przy budowie i wyposażeniu kościoła i klasztoru. Jednocześnie królowa zabrania burmistrzowi i rajcom miejskim ingerować w jakiekolwiek sprawy kościoła pod karą tysiąca florenów węgierskich na konto skarbu królewskiego oraz 100 florenów na konto starosty sanockiego.
Niezwykle burzliwy przebieg miał zatarg ojców franciszkanów z władzami miasta w związku ze spływem wody przy kościele i zakonie. W dokumencie z 1605 roku posiadamy informacje, iż miasto zrobiło sobie spływ wody przy murach kościoła franciszkańskiego. W dokumencie tym wyrażone są obawy zakonników o kościół, jakoby miał ulec przez to ruinie, gdyż dotąd 12 kamieni z cokołu muru wydarła woda.
W dokumencie z 1639 roku istnieje informacja, że przy wejściu do kościoła porobiono rowy, zlewy i kloaki śmierdzące tak, że w grobach ciała nieboszczyków kąpią się w brudach.
Najczęstszym powodem zatargów franciszkanów z Krosnem było zajmowanie gruntów zakonnych przez władze miasta. W tych kwestiach dochodziło do sporów i sądów niemalże co kilkanaście lat.v Sprawą zajęcia gruntów klasztornych często zajmowali się królowie polscy. Zygmunt III aktem z 1612 roku powołuje komisję śledczą na zebranych przez miasto gruntach, aby zbadała okoliczności tego procesu. Król wzywa miasto, aby jak najszybciej rozwiązało tę sprawę. Władysław IV aktem z 1638 roku wzywa przed sąd burmistrza i radnych krośnieńskich, aby wyjaśnili jakim prawem przywłaszczyli sobie grunta franciszkańskie. Z dokumentów archiwalnych jasno wynika, że kwestią sporną między klasztorem a miastem były także długi pieniężne.