Piwnice znajdujące się w zachodniej części krośnieńskiego Rynku to nie są zwykłe piwnice. Nazywane są przedprożnymi, bo mieszczą się pod chodnikiem, przed wejściem do poszczególnych kamienic. Są pozostałością po istniejących nad nimi podcieniami i fragmentami kamienic. Po pożarze w 1893 roku podcienia zostały rozebrane, a elewacje frontowe kamienic cofnięto o kilka metrów.
Dotąd piwnice były niezagospodarowane, a są własnością miasta. W związku z pomysłem ich adaptacji na sale wystawowe do prezentacji szkła w ramach CDS od miesiąca stanowią plac budowy.
Ekipa budowlana współpracuje z archeologami z Muzeum Podkarpackiego w Krośnie. Ci przeszukują każdy centymetr tego, co znajduje się nad piwnicami.
- Dotąd udało się odsłonić wejście do piwnic przedprożnych, z których jedno, z kamiennym portalem, zachowane jest bardzo dobrze - mówi Jan Gancarski, kierownik prac archeologicznych, dyrektor Muzeum Podkarpackiego w Krośnie. - Widoczny jest też wyraźnie mur biegnący wzdłuż tego wejścia, który stanowił podwaliny czy podmurówkę do podcieni. One były drewniane, nie było więc konieczności budowy grubego muru. W tej chwili mamy wyraźnie pokazane jak one przebiegały.
Archeologom udało się też odkryć bardzo dobrze zachowane pozostałości schodów, prowadzących do wnętrza piwnic.
To właściwie główne i najcenniejsze znaleziska, bo w występującej na terenie inwestycji przemieszanej już warstwie wczesnośredniowiecznej i średniowiecznej znaleziono jedynie niewielką ilość zabytków. - Te warstwy są stosunkowo mało nasycone. Najważniejsze są tu odkryte elementy architektoniczne, które nie były udostępniane dla ludzi postronnych od około 200 lat - podkreśla Jan Gancarski.
Jak twierdzi, same piwnice służyły zapewne w XVI - XVII wieku do magazynowania wina. Potem zrezygnowano z ich użytkowania, zlikwidowano też do nich wejścia od strony Rynku.
Odkrycia, choć spodziewane, są cenne, bo dotąd przeszłość piwnic nie była powszechna. - Nie znaliśmy konstrukcji wejść do piwnic i ich otoczenia, murków blokujących obsypywanie się ziemi. Chcemy jeszcze określić, gdzie było wejście na schody prowadzące do piwnic - dodaje kierownik prac wykopaliskowych.
Wyniki badań powodują, że projektanci piwnic będą musieli zweryfikować swe zamierzenia. Dotyczą one przede wszystkim głównego wejścia. Pierwotnie planowano je gdzie indziej, ale odkryte przez archeologów wejście nadaje się do tego najlepiej. - To wejście jest bardzo ładne, przede wszystkim oryginalne, dobrze zachowane. Pozostałe wejścia były już przebudowywane, zabezpieczane - tłumaczy Jan Gancarski. - Pierwotny plan adaptacji piwnic nie był robiony w oparciu o wyprzedzające badania archeologiczne, dokładne rozpoznanie. Można było tylko od wewnątrz widzieć, że są piwnice, ale jak one wyglądają z zewnątrz praktycznie szczegółowo nikt nie wiedział. Pewne dotychczasowe założenia muszą więc być zmienione.
Na badanym odcinku prace właściwie dobiegają końca, prowadzona jest już dokumentacja, czyli fotografowanie i opisywanie. Nie oznacza to jednak, że archeologowie oddają inwestycję w ręce budowlańców. Wykopaliska będą się sukcesywnie przesuwać do końca piwnic w kierunku ul. Portiusa, co więcej, plac budowy będzie najprawdopodobniej rozszerzony o trzy metry w stronę Rynku. Konieczne bowiem będzie odkrycie bocznych płaszczyzn piwnic, by można je było zaizolować.
Obszar prac wykopaliskowych będzie się też zmieniał wraz ze zmianami w projekcie adaptacji piwnic. - My będziemy prowadzić badania tam, gdzie będzie ingerencja w nawarstwienia historyczne - zapewnia kierownik badań. Jeśli cała operacja przebiegnie sprawnie, archeologowie szacują, że na zachodniej pierzei spędzą jeszcze około trzech miesięcy. Po zakończeniu prac wykopaliskowych będzie już można wykonywać izolację piwnic.
Muzeum Podkarpackie prowadzi też nadzór archeologiczny po drugiej stronie Rynku, gdzie trwa budowa głównego budynku Centrum Dziedzictwa Szkła. - Tam udało nam się dojść do warstw najstarszych, XIII i XIV-wiecznych, są bardzo intensywnie nasycone zabytkami przede wszystkim drewnianymi, skórzanymi i ceramiką. Są też różnego rodzaju odpadki - informuje Jan Gancarski. - To taki ''standard rynkowy'' - dodaje.