- W każdą wolną chwilę jeździliśmy na wycieczki – wspomina 89-letni Stanisław Nawracaj, z zawodu nauczyciel geografii, a z zamiłowania fotograf. - Zabierałem rodzinę na motor. Córka siadała z przodu, później ja, następnie syn i z tyłu żona. Miałem jakieś zamierzenia co do zdjęć, wybrane tematy, ale wszystko co widzicie w tym albumie, zostało zrobione przypadkiem.
„Świat, którego nie ma czyli podkarpackie wędrówki fotograficzne Stanisława Nawracaja w latach 50.-70. XX w.” to już drugi album z pracami tego twórcy, wydany przez Agencję wydawniczo-fotograficzną Graffia. Pierwszy „Krosno – miasto i ludzie z lat 60.-80. XX w." ukazał się w 2017 roku i całkowicie urzekł krośnian, dla których 261 fotografii stało się powrotem do przeszłości i okazją do wspomnień (pisaliśmy o tym tutaj).
Teraz Stanisław Nawracaj zabiera nas w trochę dalszą podróż, uchwycając w kadrach nie tylko życie Krosna, ale całego Podkarpacia. W albumie zobaczymy prace polowe i gospodarskie, ówczesne zakłady, stare budowle, miejsca wypoczynku i pracy oraz liczne portrety.
- Ludzie pukali się w głowy i pytali, po co robię takie zdjęcia, a ja czułem, że trzeba to udokumentować. Widziałem, jak wszystko błyskawicznie się zmieniało na naszych oczach – mówi autor. – Każde zdjęcie ma swoją historię i każde z nich przeżywałem.
Pan Stanisław doskonale pamięta emocje, jakie towarzyszyły mu podczas fotografowania. - Do wielu zdjęć mam sentyment, chociażby ta babcia w przedsionku kościoła. Tym razem miałem przygotowany aparat, bo chciałem w kościele zrobić jakieś zdjęcie. Ale wchodzę i widzę twarz tej kobiety, to światło wpadające przez uchylone drzwi i tę bańkę z jakimś chlebem. Tylko oparłem się o ścianę, żeby zdjęcie nie było poruszone i to wszystko – opowiada. - Albo babcia z tymi butami. Przechodzę i widzę taki obraz. Cofnąłem się, aparat miałem przy sobie, nastawiłem ostrość, odległość i ona nawet tego nie zauważyła.
Inna z fotografii wymagała większego zachodu. Panu Stanisławowi udało się uchwycić stadko owiec, które skryło się przed deszczem w przedsionku szkoły w Stuposianach. – Gdy zobaczyłem te owce, akurat jechałem autobusem, wśród pasażerów był dyrektor. Głupio mi było, bo to jego szkoła, ale nie mogłem tego przepuścić – wspomina.
Dla młodszych pokoleń fotografie są niczym kadry z filmów. Ukazują „świat, którego nie ma” i który ciężko sobie wyobrazić. Są pewnego rodzaju lekcją historii. Natomiast dla starszych są przywołaniem wspomnień, często tych wzruszających lub wywołujących uśmiech na twarzy.
- Album jest wielką nostalgią za światem, który był moim dzieciństwem, moją młodością. Czymże jest dzieciństwo? Cytując Jerzego Plicha, to ten czas, kiedy jeszcze wszyscy byli. Oglądając fotografie pana Stanisława, widzę miejsca, w których bywałem i nie raz przeżyłem jakieś ciekawe przygody – mówi Bogusław Orłowski, krośnieński fotograf.
– Na przykład plac targowy na ul. Podwale. Kiedyś byłem długowłosym młodzieńcem. Miałem 14-15 lat i poszedłem sobie w piękny czerwcowy dzień zakupić czereśnie. Pan, który z wielkim zapałem sprzedał mi je i zapakował w torbę po cukrze, na pożegnanie ucałował moją dłoń, wzbudzając tym wesołość kupujących. Myślał, że jestem panną – wspomina.
- Patrząc na te zdjęcia, słyszę te rozmowy, gwar, przekomarzenie się, pokrzykiwania handlujących, gęganie gęsi i pianie kogutów. Robiąc te zdjęcia pan Stanisław pozostał niezauważony. Jest to wielka sztuka reportażu - oddać nastrój, emocje, ale niczego nie naruszając, nie burząc tego – dodaje fotograf.
Stanisław Nawracaj nigdy nie przypuszczał, że zdjęcia, które robił przypadkiem, doczekają się publikacji. Skłonił go do tego Tomasz Wajda z wydawnictwa Graffia. Obaj mieszkają na tej samej ulicy. Często się widywali, jednak pan Tomasz nie wiedział, jakie fotograficzne skarby kryje jego sąsiad. Przekonał się o tym kilka lat temu podczas wystawy członków Fotoklubu RCKP i zaprosił pana Stanisława do współpracy.
Album „Świat, którego nie ma” wydano w formacie A4 w dwóch wersjach. Jedna z nich, w białej twardej oprawie, zawiera 224 strony i 368 zdjęć. Druga w oprawie czarnej została poszerzona o suplement, w którym na dodatkowych 16 stronach prezentowanych jest 26 zdjęć Krosna wybranych z publikacji z 2017 roku. - Ta wersja jest skierowana do tych, którzy nie posiadają pierwszego albumu Stanisława Nawracaja – komentuje wydawnictwo.
Fotografie zostały podzielone na kilka tematów: praca, w wolnym czasie, świętowanie, miejsca, wśród starych budowli oraz ludzie.
Publikację można zakupić w krośnieńskich księgarniach, m.in. u Zbigniewa Oprządka (ul. Portiusa 4).
Czytelnicy mają okazję wygrać album. Wystarczy wypełnić poniższy formularz i odpowiedzieć na pytanie konkursowe. Spośród nadesłanych poprawnych odpowiedzi wybierzemy czterech zwycięzców, których zgłoszenie nadejdzie do nas w kolejności odpowiednio: jako 1, 10, 25 oraz 45. Wszystkie zgłoszenia (z godzinami wpływu) są do wglądu w redakcji. Zwycięzców o szczegółach wygranej poinformujemy mailowo.
Na odpowiedzi czekamy do piątku (5.11).
W konkursie wygrywają:
Regulamin konkursu dostępny jest tutaj.
Pamiętam jak za odmowę niesienia czerwonej flagi na pochodzie wpisywano zachowanie naganne na półrocze, albo straszono zwolnieniem z pracy rodziców. No ale widzę, że są tacy, którym tamten ustrój się podobał, pewnie dlatego chcą go znowu wprowadzić, a legitymację ZSMP też jeszcze masz? Tow. Piotrowicz byłby zachwycony.
Pozdrawiam pana Nawracaja, który był moim nauczycielem i potrafił w bardzo niestandardowy sposób uczyć nas geografii. To dzięki niemu geografię zdawałem na maturze.
Pan Stanisław Nawracaj był nauczycielem geografii w Technikum Mechanicznym , a ja miałem szczęście być uczniem tej szkoły. Na pierwszomajowe pochody najpierw zabierał mnie mój tato, a później chodziłem z własnej nieprzymuszonej woli. Nie pamiętam by którykolwiek z moich kolegów z "mechanika" miał kłopoty bo nie przyszedł na 1-majowy pochód.
Kiedy 50lat temu po raz pierwszy stanąłem (po wyjściu z autobusu) koło "Czesnika" - popatrzylem na horyzont i powiedziałem sobie: to tutaj będzie mój nowy dom i tutaj spędzę resztę życia. Piękne okolice, piękny region. No i zostałem i nie żałuję. Pozdrawiam
Pochody pierwszo-majowe były obowiązkowe panie "redachtorze"! Szkoły sprawdzały obecność przed wyjściem, a zakłady pracy kazały obijać karty pracy. Kto się wyłamał miał kłopoty. Natomiast publikę wabiono na rynek samochodami z niedostępnymi towarami sprzedawaymi prosto z Żuka, albo piwem, które też było ciężko dostać bez kolejki.
Album będę starał się kupić. A wydawnictwo Graffia to jest gwarancja bardzo dobrze wykonanej roboty.
Świetne zdjęcia. Tak jak i nakaz i obowiązek pracy tak i obowiązkowe obchodzenie dnia święta pracy.
Wabikiem były samochody-chłodnie z wędlinami, słodyczami i innymi rzeczami, które niedostępne na codzień pojawiały się 1-go maja na ulicach w miejscach przyległych do zgromadzeń. W niektórych szkołach podstawowych (Trójka) 90% nauczycieli należało do partii. Rózne były motywy uczestnictwa. Szantaż owszem, ale też przekonania i przekupstwo.
Dawniej pochody pierwszomajowe nie były główną siłą przyciągającą tłumy ludzi na Rynek, a raczej szantaż uwczesnych władz - "Spróbuj nie przyjść!", to trzeba wiedzieć.