Poprzedni symulator, który nadal służy uczniom Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Krośnie, powstał kilka lat temu. Nie przypomina on jednak samochodu, a bardziej platformę. Ma kokpit, kierownicę, komputer i trzy monitory. Powodem jego powstania była nowa konkurencja w szkolnym konkursie motoryzacyjnym – przejazd po torze wyścigowym, do której miał zostać wykorzystany.
Pomysł budowy symulatora, który wyglądem zewnętrznym przypominałby samochód, narodził się dwa lata temu. Inicjatorem całego przedsięwzięcia jest Grzegorz Wilusz, nauczyciel informatyki. - Na każdych targach i eventach stary symulator cieszył się dużym zainteresowaniem – mówi pan Grzegorz. - Wianuszek uczniów nigdy go nie odstępował. Wpadłem więc na pomysł, żeby stworzyć coś bardzo podobnego, ale jeszcze lepszego. Symulator, który przypominałby samochód.
Po naradach z Jackiem Kaflem, wicedyrektorem szkoły oraz nauczycielem przedmiotów zawodowych i samochodowych silników i podwozi, wybór padł na fiata 126p. Stary egzemplarz „Malucha” w białym kolorze, który służył uczniom jako „L-ka”, stał się bazą do budowy symulatora.
W budowę symulatora zaangażowało się kilkadziesiąt osób. Prace odbywały się w trakcie zajęć warsztatowych w Regionalnym Centrum Edukacji Zawodowej i Nowoczesnych Technologii w Mechaniku. Trwały prawie rok. Zakończono je w lutym, dzięki czemu symulator można było zobaczyć na tegorocznym VII Krośnieńskim Festiwalu Nauki i Techniki.
Pomysłów na wykonanie było kilka. - Skończyło się na tym, że przerobiliśmy fiata na czerwony cabriolet z białymi felgami – mówi Jacek Kafel. - Chcieliśmy, żeby monitor, który symuluje jazdę oraz to, co jest w środku, było dobrze widoczne.
Na początku uczniowie zdemontowali osprzęt, silnik, skrzynię biegów i zespół sterowania. Następnie wykonali drobne naprawy blacharskie. Później założyli nowy osprzęt, w tym specjalną kierownicę multimedialną i nowe elektroniczne sterowanie. Na samym końcu wykonali prace lakiernicze i tapicerskie, które wymagały pomocy osób z zewnątrz. „Maluch” otrzymał nową instalację elektryczną, fotele, dywaniki i lampy.
- Gdy wymontowaliśmy silnik i skrzynię biegów, maluch „dźwignął się” do góry – opowiada Jacek Kafel. - Wyglądało to bardzo nieestetycznie. Musieliśmy się zastanawiać, jak obniżyć zawieszenie, aby nie zniszczyć tego, co było funkcjonalne i w miarę estetyczne. Z resora wyciągnęliśmy więc jedno pióro, podcięliśmy sprężyny. Dzięki temu symulator wygląda realistycznie.
Problemem było również umieszczenie ekranu do wyświetlania tras jazdy na ozdobnych rurach.
Symulator można z łatwością przetransportować, bo ma przerobiony układ kierowniczy. - Zwykłą kierownicę zakłada się po lewej stronie, aby móc sterować kołami, mamy też stare hamulce do hamowania i w ten sposób można go bezpiecznie przemieszczać, nie przenosząc – tłumaczy Jacek Kafel.
Praca nad symulatorem była dla uczniów nie tylko dobrą zabawą, na której efekt końcowy wszyscy czekali, ale również nauką i realizowaniem szkolnych treści programowych.
Wśród tych, którzy uczestniczyli w powstawaniu symulatora, są pierwszoklasiści: Andrzej i Tomasz. Ten czas wspominają owocnie. Chłopcy najbardziej są zadowoleni z zajęć praktycznych związanych z budową symulatora. - Uczyliśmy się ciąć, spawać, szlifować i obsługiwać elektronarzędzie – mówią. Oprócz tego uczniowie w ramach zajęć nad symulatorem zajmowali się przeglądem hamulców, instalacją elektryczną i montowaniem komputera oraz oprogramowania.
Symulator bardzo realistycznie odzwierciedla jazdę samochodem. Dzięki temu grupa uczniów, która w trakcie programowej nauki jazdy ma trudności np. z włączaniem biegu i puszczaniem sprzęgła, może na nim ćwiczyć. Późniejsza jazda w realu nie jest już dla nich taka stresująca.
Aby „Maluch” mógł stać się symulatorem, potrzebny był komputer i oprogramowanie. Odpowiednią grę dla niego znalazł Grzegorz Wilusz. Nazywa się City Car Driving i posiada realistyczne symulacje nie tylko do jazdy po mieście, ale również do jazdy w terenie. Gra ma też kilka ustawień natężenia ruchu, a w czasie jazdy pojawiają się komunikaty o prędkości czy łamaniu przepisów.
Uczniowie mogą korzystać z symulatora również poza lekcjami, ale pod nadzorem i za zgodą nauczyciela i opiekuna. „Maluchem” opiekuje się kilkuosobowa grupa, która dba o to, żeby był sprawny i prawidłowo wykorzystywany. Są to uczniowie, którzy potrafią wytłumaczyć, jak korzystać i obsługiwać symulator.
- Łączymy przyjemne z pożytecznym. Oprócz zabawy, uczymy jazdy samochodem i przestrzegania przepisów ruchu drogowego – mówi Grzegorz Wilusz.
W przyszłości nauczyciele i uczniowie zamierzają udoskonalić „Malucha”. Teraz w czasie zderzenia i wypadku słychać miażdżenie blachy, na kierownicy czuć też drżenia, gdy jedzie się po nierównościach. Plany są takie, żeby był dodatkowo jeszcze element wibrujący. - Taki element sprawiłby, że jeśli uczeń spowoduje kolizję, to np. będzie szarpało fotelem – mówi Jacek Kafel. - Symulator ma bowiem uzmysławiać i przestrzegać przed błędami, które wynikają z niefrasobliwości kierowców.
Innym pomysłem są siłowniki przypięte do fotela, które symulowałyby przeciążenia w czasie hamowania. Udoskonalenia fiata zależą jednak od czasu i pieniędzy.
Mechanik posiada również symulator lotu, który kilka lat temu zbudowała ze szkieletu starego samolotu Vilgi grupa zaangażowanych uczniów.
Brawo. Ze swieczką- takich fachowców poszukują. Niestety komputeryzacja i elektonika sa podstawa takiego zawodu a to niełatwa dziedzina.