W piątek (20.11) przed szpitalem odbyła się demonstracja zorganizowana przez Społeczny Komitet Obrony Szpitala. To ruch założony przez organizacje społeczne, samorządowców, lokalnych polityków i zwykłych krośnian. Demonstrację zaplanowano na godz. 11.00. O tej samej godzinie konferencję prasową zwołał Mariusz Kocój - dyrektor szpitala. Zorganizował ją w sali konferencyjnej szpitala, z dala od protestu, który odbywał się przed budynkiem - by odwrócić zainteresowanie mediów.
Oprócz dziennikarzy wszystkich lokalnych mediów do szpitala krośnieńskiego przyjechali przedstawiciele TVN24, TVP Info i RMF. Dyrektor rozpoczął konferencję od emocjonalnych słów: - Umiejętność zawierania kompromisów to piękna ludzka cecha. Dzięki niej tak wiele w naszym kraju osiągnęliśmy. I tu powołał się na słowa Jana Pawła II, który jest patronem placówki: - Zło dobrem zwyciężaj.
Przypomnijmy. Prawie 120 lekarzy złożyło wypowiedzenia z pracy. Nie zgadzają się na formę zarządzania placówką przez Mariusza Kocója. 30 listopada szpital będzie formalnie bez lekarzy. Dyrektor złożył wniosek o czasowe wygaszanie oddziałów szpitalnych. Sejmik wojewódzki (rządzi w nim większość PiS), któremu podlega szpital, zgodził się na takie rozwiązanie. Nie zgodził się jednak na to wojewoda (przedstawiciel rządu w terenie).
Dyrektor powiedział, że to pacjenci i personel stali się zakładnikami służącymi do wymuszenia zmiany na stanowisku "niewygodnej" im osoby zarządzającej. - Oczekuję od lekarzy wycofania wypowiedzeń - stoi twardo Mariusz Kocój. Lekarzom wyznaczył godzinę "zero": poniedziałek, godz. 8.00. Dziennikarzom rozdał wzór gotowego formularza wycofania wypowiedzeń. - Od początku konfliktu dążyłem do rozmów, wyjaśnienia problemów i negocjacji. Liderzy środowiska lekarskiego odmawiali zaproszeń - powiedział dyrektor.
Portal przypomniał dyrektorowi, że jego konflikt z lekarzami trwa od 2007 r., od kiedy został dyrektorem. - W tym czasie było mnóstwo spotkań, negocjacji, pism i rozwiązań. Lekarze twierdzą, że wielokrotnie nie dotrzymywał pan słowa - przypomniał dziennikarz portalu. - Czy powoływanie się na słowa Jana Pawła II i wyznaczanie godziny wycofania wypowiedzeń to nie szantaż emocjonalny lekarzy? - pytał autor niniejszych słów.
- Nie mam takiego wrażenia. W szpitalu zawsze były konflikty mniejsze lub większe. Wydaje mi się, że tak jak w każdym konflikcie i każdym małżeństwie, jeśli strony chcą to jest dobrze - odpowiedział dyrektor z kamienną twarzą. - Może to pana cechy charakteru i brak umiejętności interpersonalnych są problemem? Czy bierze pan pod uwagę swoje honorowe odejście? - pytał portal. - Proszę zapoznać się z definicją honoru. Honor to umiejętność dojścia do ugody, a ugoda musi być pomiędzy stronami - uciął dyrektor.
Kiedy dyrektor kończył konferencję na salę weszli protestujący. - Panie dyrektorze, proszę nie uciekać, mamy do pana kilka pytań - wołali. Dyrektor był tym faktem wyraźnie zaskoczony. W imieniu Społecznego Komitetu Obrony Szpitala i mieszkańców Krosna, którzy przybyli do szpitala głos zabrał Zbigniew Ungeheuer. - Ustaliliśmy taką formę, aby wszyscy mogli się w jakiś sposób wypowiedzieć. Nie przyszliśmy tu po to, by rozstrzygać spory personalne. Przyszliśmy tu bronić szpital przed likwidacją.
Protestujący wzięli w swoje ręce mikrofony. Dyrektor wyszeptał w tym czasie pracownikowi technicznemu, by je wyciszył. Gdy dziennikarze to zauważyli zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych Henryk Przybycień tłumaczył zmieszany: - Pewnie coś się zepsuło. Stojące niedaleko pielęgniarki skomentowały: - To typowe działania dyrektora. Mamy tak na co dzień. Protestujący też to przewidzieli - mieli ze sobą własne mikrofony i głośniki.
Mieszkańcy Krosna zaczęli krytycznie odnosić się do działań dyrektora:
- Czy tu nie ma czasem drugiego dna? Trzeba zlikwidować, a potem sprywatyzować?
- Gdzie jest ten pan marszałek PiS-owski, który nas tutaj tak pięknie omamił? Myśmy go wybrali.
- My tutaj pana nie potrzebujemy. Ja pana mogę do Rzeszowa osobiście własnym samochodem zawieźć. Na to czekamy!
- Widzę, że pan zwalniając ponad 100 lekarzy też się nikogo nie boi. Musi mieć pan naprawdę mocne plecy!
Wypowiedzi przerywane były gromkimi brawami ok. 300 osób. Nikt nie wystąpił w obronie dyrektora. Wypowiadali się także pacjenci szpiatala: - Jestem chora na raka. 30 września przeszłam trzecią operację, po dwóch tygodniach poddałam się kolejnej, żeby zdążyć przed zamknięciem szpitala. W Krośnie jest jedyny aparat na Podkarpaciu do leczenia mojego schorzenia. Jestem na rencie, nie stać mnie na prywatną klinikę. Czy pan dyrektor mnie wyleczy albo da pieniądze, żeby mnie pogotowie tam zawiozło?
Mariusz Kocój odpowiedział bez emocji na twarzy: - Mam takie same jak państwo oczekiwania. Oczekiwania te kierują państwo pod niewłaściwym adresem. Zebrani: - Dyrektor persona non grata! Kocój do domu - skandowali. - Polski szpital ma być zniszczony przez takiego jednego idiotę - powiedziała z żalem w TVN24 jedna ze starszych kobiet.
W imieniu lekarzy głos zabrał Antoni Przyprawa, p.o. ordynatora oddziału kardiologii: - O co w tym wszystkim chodzi? Nie chodzi jak zwykle o pieniądze, nie chodzi o dyscyplinę pracy, jak się to powszechnie mówi. Ja nie mam gabinetu prywatnego i zawsze chodziłem do pracy punktualnie. Tutaj proszę państwa chodzi o styl rządzenia - podkreślał.
I przypomniał: - Wszystko zaczęło się 2 lata temu. Czymże innym jak obniżaniem rangi szpitala jest zwalnianie najlepszych specjalistów w tym szpitalu? Czymże innym jest dezorganizowanie szkoleń w tym szpitalu? Czymże innym jest odpływ młodej kadry? Na wszystko mamy przykłady. My przeciwko temu protestujemy, ponieważ nam na tym szpitalu i na państwa życiu i zdrowiu zależy. I to my na co dzień o to zdrowie i życie walczymy.
Lekarz powiedział, że atmosfera w szpitalu nie stwarza warunków do tego, by godnie pracować. Powiedział, że nie tylko lekarze nie chcą dyrektora, ale większość personelu. - Nie patrzy się na to, że pielęgniarka, która mówi o swojej biedzie zakrywa twarz, bo boi się, żeby nie była represjonowana.
Antoni Przyprawa oświadczył, że w poniedziałek lekarze na pewno nie cofną wypowiedzeń. - Zostaliśmy poinformowani, że nie możemy pracować jako niezatrudnieni w tym szpitalu na stanowiskach lekarzy. Od łóżek pacjentów jednak nie odejdziemy. Lekarz Irena Zielińska zaproponowała: - Jeśli pan dyrektor pierwszego grudnia nie przyjdzie do pracy, my wszyscy wracamy na swoje stanowiska. Nie trzeba podpisywać nowych umów, umów o wolontariacie. Te słowa zebrani przyjęli gromkimi oklaskami.
W pewnym momencie jeden z mikrofonów zabrał i schował dyrektor Mariusz Kocój. - Proszę go oddać - powiedział mu dziennikarz portalu. - Mikrofon nie jest już potrzebny - odpowiedział dyrektor. Autor niniejszych słów wyrwał mikrofon dyrektorowi. - Bo zadzwonię po policję - wyszeptał dyrektor. Już po demonstracji powiedział też do Zbigniewa Ungeheuera: - Zrobił pan największe świństwo. I nie mam ochoty podać panu ręki.
- Ten człowiek nie jest normalny - komentuje jedna z pielęgniarek stojąca w korytarzu. Prosi o anonimowość. - Sam pan widział jaki z niego dyplomatyczny terrorysta.
Społeczny Komitet Obrony Szpitala zapowiedział na poniedziałek na godz. 9.00 kolejne spotkanie obrońców szpitala.