Zero-jedynkowa sytuacja w szpitalu

Znowu niespokojnie w krośnieńskim szpitalu. Lekarze nie mogą się dogadać z dyrekcją. W lipcu złożyli wypowiedzenia z dyżurów kontraktowych, teraz wypowiedzenia umów o pracę. Szpital jednak funkcjonuje, a pacjenci nie powinni mieć na razie obaw o opiekę medyczną.
Krośnieński szpital to miejsce ciągłych konfliktów dyrekcji z personelem

Mariusz Kocój objął stanowisko dyrektora w wojewódzkim szpitalu w Krośnie dwa lata temu. Między nim a lekarzami iskrzy niemal od początku. W ostatnich miesiącach konflikt się zaostrza. W czerwcu lekarze złożyli na biurko marszałka województwa wotum nieufności wobec dyrektora domagając się jego odwołania. Mariusz Kocój został na swoim stanowisku, ale lekarze nie ustępują.

- Nie chcemy większych płac - zapewnia Paweł Wołejsza, przewodniczący krośnieńskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. - Nie ma możliwości dalszej współpracy z dyrektorem. Chcemy jego odwołania. Możliwy jest tylko układ zero-jedynkowy. Albo my, albo dyrektor.

W lipcu lekarze złożyli już wypowiedzenia z dyżurów kontraktowych. W poniedziałek (31.08) około 120 lekarzy złożyło wypowiedzenia z pracy.

Dyrektor twierdzi, że w uzasadnieniu postawy lekarzy brakuje merytorycznych argumentów. - Mam odejść i tyle. Nie uważam, że zarządzanie szpitala polega na systemie zero-jedynkowym.

Lekarze nie akceptują metod, które dyrektor stosuje wobec pracowników. Zarzucają mu szantaż, lekceważenie, ograniczanie pracy lekarzy, możliwości dokształcania, konfliktowanie środowiska lekarskiego.

Tak wygląda czytnik kart wejść i wyjść. To właśnie tego urządzenia nie lubią lekarze

Od lipca za pomocą czytnika kart monitorowany jest czas pracy zatrudnionych w szpitalu osób. Na korytarzach zainstalowano kamery. - Do pięciominutowego spóźnienia trzeba pisać uzasadnienie - mówi Paweł Wołejsza. - Wykonujemy naszą pracę z nadmiarem, a dyrektor będzie nas dyscyplinował. Dlaczego?

- Nie chcę dyscyplinować lekarzy, tylko ich rzetelnie rozliczać z czasu przyjścia i wyjścia - twierdzi dyrektor Mariusz Kocój. - Z systemu monitoringu czasu pracy się nie wycofam. Nie ma tolerancji dla spóźnień i wyjść w celach prywatnych bez zgody pracodawcy. Ja się z tym nie zgadzam. Skoro inni mogą się do takiego systemu przyzwyczaić, to lekarze też mogą - podkreśla. Ubolewa też nad tym, że pacjenci czekają w kolejkach, że nie mogą się rejestrować przez cały dzień, tylko w określonych godzinach. - Strasznie trudno jest ukrócić pewną tradycję, która w tym szpitalu istnieje od lat - twierdzi.

Ta pusta na zdjęciu poczekalnia jest bardzo często pełna pacjentów, którzy w długich kolejkach czekają na rejestracje i konsultacje

Na zarzut ograniczenia możliwości dokształcania dyrektor odpowiada, że jest gotów skrócić z pięciu do trzech dni czas przekazania mu informacji o planowanym wyjeździe. Nie wyrazi jednak zgody na to, żeby lekarze informowali go o tym w momencie wyjazdu. - Często było tak, że dowiadywałem się o tym dwa dni po wyjeździe, kiedy pacjenci dzwonili na skargę, że nie ma lekarza - informuje.

Lekarze mają także inne zastrzeżenia do działalności dyrekcji szpitala. Twierdzą, że planowany blok operacyjny nie będzie wybudowany zgodnie z normami, sal operacyjnych będzie za mało. Dyrektor odpowiada, że wszystkie opracowania są sporządzane przez fachowców, którzy gwarantują, że blok będzie funkcjonalny. - Takie zarzuty sprawiają, że pod ogromnym znakiem zapytania jest zwiększenie środków przez Sejmik Województwa Podkarpackiego na wybudowanie tego bloku - mówi Mariusz Kocój. Przepaść może 26 mln zł.

Szpital - za dyrektora Mariusza Kocója - zmienia swoje oblicze. Wymieniane są okna, zmienia się wizerunek budynków

- Dyrektor ewidentnie działa na szkodę szpitala - twierdzi Paweł Wołejsza. Chodzi o brak wypłaty za ubiegłoroczne nadwykonania. - Inne szpitale podały NFZ do sądu, a nasz dyrektor podpisał ugodę na około 40 procent odpłatności z 6,5 mln złotych. Resztę podarował NFZ.

- Niech liderzy Związku Zawodowego Lekarzy nie opowiadają bzdur, tylko zgłoszą to do prokuratury - ucina dyrektor.

Jeden z odnowionych budynków szpitala

Sam nie zamierza ustępować ze stanowiska. Twierdzi, że jedynym rozwiązaniem konfliktu jest rozmowa. - Ja chcę rozmawiać z lekarzami - zapewnia. Rozmów nie chce już jednak Związek Zawodowy Lekarzy, bo jego zdaniem rozmowy prowadzą donikąd.

- Będę rozmawiał z tymi, którzy chcą pracować. Nie wierzę, że całemu środowisku lekarskiemu przeszkadza to, że szpital zmienia swoje oblicze - stwierdza Mariusz Kocój. - Myślę, że zwycięży zdrowy rozsądek.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)