Odpowiedź lekarzy na działania dyrektora

Lekarze z krośnieńskiego szpitala przerywają milczenie. Ciągle kategorycznie sprzeciwiają się współpracy z dyrektorem placówki Mariuszem Kocójem. Zarzucają mu kłamstwa i manipulację mediami. Dyskusja przeniosła się do Urzędu Miasta, ale końca konfliktu nie widać. Radni zaapelowali do zarządu województwa o podjęcie szybkich kroków, zmierzających do poprawy sytuacji. Istnieje bowiem groźba ewakuacji niektórych oddziałów.
Ostry konflikt lekarzy z dyrekcją szpitala trwa. Niemal wszyscy medycy złożyli wypowiedzenia, nie zamierzają ich wycofać

Ponad 4,5 godziny trwała w poniedziałek (21.09) nadzwyczajna sesja Rady Miasta Krosna. Spotkanie w całości poświęcone było sytuacji w szpitalu. Zaproszony został dyrektor Mariusz Kocój, ale też sami lekarze. Przybyli bardzo licznie. W odpowiedzi na zwołaną w ubiegłym tygodniu konferencję prasową przez dyrektora, przedstawili swoje argumenty, przekonywali dlaczego nie widzą możliwości współpracy z tym pracodawcą.

Tłumaczyli też dlaczego do tej pory nie zabierali głosu, co doprowadziło do tego, że przekazy medialne były jednostronne, zawierały tylko argumentację dyrekcji. - Cały czas byliśmy za tym, żeby to co dzieje się w szpitalu nie wychodziło na zewnątrz. Wiedzieliśmy, że to nie zadziała pozytywnie dla szpitala, dla nas, całego systemu lecznictwa - tłumaczył Paweł Wołejsza, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy. - Do ciszy medialnej zobligował nas też marszałek województwa. Niestety dyrektor w następnym dniu rozpoczął kampanię. Skłaniał społeczeństwo do tego, żeby się od nas odwróciło. Zostaliśmy przedstawieni w złym świetle.

- Czujemy się tym wszystkim bardzo urażeni, bo relacje, zaufanie między pacjentem a lekarzem zostaną z potężną skazą. To rzutuje też na relacje w całym społeczeństwie krośnieńskim oraz w szpitalu, bo doszło do podziału załogi - dodał Piotr Jurczak, wiceprzewodniczący związku.

Podczas spotkania w Urzędzie Miasta lekarze po kolei udowadniali, że działania dyrektora zagrażają bezpieczeństwu pacjentów

Zebrani w sali obrad lekarze różnych specjalizacji przez kilka godzin opowiadali konkretne przykłady (wraz z nazwiskami, liczbami, przytoczonymi dokumentami, pismami), które ich zdaniem świadczą o tym, że dyrektor działa na szkodę szpitala. Zaprzeczali też jakoby główną przyczyną konfliktu było wprowadzenie monitoringu czasu. - To kłamstwo. Zmiany, które zostały wprowadzone przyjmujemy ze zrozumieniem - podkreślają.

Nie zgadzają się z informacjami, że sam konflikt trwa od maja tego roku. Przypominają, że spór toczy się niemal od początku objęcia stanowiska dyrektora przez Mariusza Kocója. - Przez dwa lata dyrektor nie zwrócił uwagi na nasze zdanie, do żadnego pisma nie przychylił się pozytywnie. Dopiero kiedy złożyliśmy wypowiedzenia z dyżurów kontraktowych, dyrektor zasypał nas pismami, po cztery dziennie - mówił Paweł Wołejsza.

Nadzwyczajna sesja Rady Miasta z udziałem dyrektora szpitala i lekarzy trwała 4,5 godziny

Lekarze twierdzą, że w szpitalu wyraźnie została zachwiana równowaga pomiędzy ekonomią a jakością. - Publiczne szpitale to nie są przedsiębiorstwa, które mają zarabiać pieniądze. Powinny się bilansować - podkreśla Piotr Jurczak. - To nie puzzle do układania, że można przestawiać wszystko w dowolny sposób. Radiolog - tu, urolog za laryngologa, dietetyk do pralni. Szpital to nie tylko budynki, wyniki ekonomiczne, sprzęt. To przede wszystkim kapitał ludzki, a przez takie działanie zostanie roztrwoniony - dodaje Irena Woźniak, przewodnicząca Związku Zawodowego Anestezjologów.

Medycy podkreślają, że źródłem konfliktu jest przedkładanie zysku nad dobro i zdrowie pacjentów. Dlatego 120 (ze 130) lekarzy zdecydowało o złożeniu wypowiedzeń. - Wcześniej podjęliśmy szereg działań zmierzających do poprawy sytuacji, ale nie przyniosły one żadnych efektów. W tych realiach nie możemy służyć pacjentom, ponieważ nie jesteśmy w stanie zapewnić im bezpieczeństwa i należytej opieki - twierdzą. Informują, że pracują na najtańszych, często złej jakości materiałach, brakuje nawet dobrych nici chirurgicznych.

Lekarze są zgodni: - Nie da się pracować w takiej atmosferze

- Przypadki, kiedy postępowanie dyrektora zaczyna zagrażać życiu ludzkiemu, można mnożyć - twierdzi Antoni Jakubowicz z oddziału chirurgicznego, jednocześnie dyrektor szpitala w 2002 roku. - Będę pracował u pana dyrektora, ale jak dostanę jakiś wyrok. Póki co, nie ma mowy, żebym w takich warunkach pracował - ucina kategorycznie. Tego samego zdania byli inni obecni na sesji medycy.

Nie akceptują też faktu, że poza godzinami przedpołudniowymi pacjenci mają pozostać wyłącznie pod opieką rezydentów lub lekarzy o innych specjalizacjach niż powierzony im oddział, bo dyrektor zwolnił specjalistów, często jedynych w regionie.

Podkreślają, że podłożem konfliktu są fatalne relacje personalne między pracodawcą a pracownikiem. Lekarze twierdzą, że w takiej atmosferze nie da się pracować. - Dyrektor nagrywa wszystkie rozmowy albo do gabinetu trzeba wchodzić ze świadkiem - mówi Antoni Jakubowicz. - Według dyrektora, on negocjuje, a my go szantażujemy - dodaje Marek Pelc, ordynator ginekologii położnictwa. - Jesteśmy ciągle wzywani na rozmowy. Zdarza się, że w ciągu dnia po 3-4 razy. Koleżanka rekordzistka - aż 5 razy. Trudno sobie wyobrazić pracę z pacjentem w takiej atmosferze. Ja tak nie potrafię - mówi Piotr Jurczak. - Musimy być skoncentrowani na tym co robimy, a nie na walce prawnej i odpisywaniu na 10 pism dziennie.

Lekarze przynieśli ze sobą wiele korespondencji między nimi a dyrekcją. To przykład dotyczący jednego spotkania. W pierwszym piśmie dyrektor zaprasza na rozmowę, w drugim jest już mowa o poleceniu służbowym

Podczas spotkania argumentowali też kwestię spornych szkoleń. Twierdzą, że dokładają wszelkich starań, kosztem również ich samych, aby być na bieżąco i nie pozostawać w tyle za kolegami, którzy pracują bliżej dużych aglomeracji i miast uniwersyteckich. Podkreślają, że brak szkoleń to brak odpowiedzialności. - Jeżeli jednorazowo na szkolenie może wyjechać 20 procent składu personalnego oddziału, to np. na pięciu pracowników może wyjechać jeden - podaje przykład Piotr Jurczak. - Ogólnopolski zjazd laryngologiczny odbywa się raz na dwa lata. W jednym czasie spotkanie odbywa się na pięciu salach tematycznych. Jak pojedzie jedna osoba, to nie będzie na pięciu salach. Wychodzi na to, że każdy z nas może pojechać na zjazd krajowy raz na 10 lat.

Dyrektor szpitala Mariusz Kocój: - Spotykam się ze stwierdzeniem, że łatwiej zwolnić dyrektora niż lekarza

Zarząd województwa popiera działania dyrektora Mariusza Kocója. Lekarze twierdzą jednak, że stanowisko to nie jest obiektywne. Medycy nie godzą się też na to, że dyrektor jeździ po ościennych szpitalach i zawiera umowy z innymi dyrektorami, aby ci ich nie zatrudniali, a jednocześnie toczy rozmowy na temat ewakuacji poszczególnych oddziałów. - To nie jest atmosfera do negocjacji - twierdzi Piotr Jurczak. - Szpital już przestaje pracować. To jest walka o przetrwanie.

Dyrektor podtrzymuje stanowisko, że jest otwarty na rozmowę i argumenty lekarzy. - Apeluję do państwa lekarzy, aby dobro szpitala i pacjenta stało się faktem. Bo jak na razie trwa walka o to kto będzie rządził szpitalem. Propozycja pracy dla lekarzy jest aktualna, choć nie wiem czy dla wszystkich - mówił Mariusz Kocój. - Usiądźmy do rozmów.

Krośnieńscy radni podjęli apel skierowany do zarządu województwa podkarpackiego. Napisali w nim: "Rada Miasta Krosna jest głęboko zaniepokojona masowymi wypowiedzeniami umów o pracę przez lekarzy. Brak odpowiedniego personelu lekarskiego zagraża funkcjonowaniu niektórych oddziałów, a w ślad za tym może ograniczyć funkcję szpitala. Apelujemy o szybkie podjęcie przez Zarząd Województwa takich działań, które zapobiegną degradacji szpitala i zapewnią opiekę zdrowotną na dotychczasowym wysokim poziomie."

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)