Winny, niewinny, w więzieniu przecież siedział

52-letni Jan Krawiec został oskarżony o gwałt i usiłowanie gwałtu. Choć sąd ostatecznie go uniewinnił, w areszcie spędził pięć miesięcy, a pracę stracił na ponad dwa lata. Za to, co przeszedł, domagał się odszkodowania. Co przeżył w areszcie? Jaką opinię ma dzisiaj? I na jaką kwotę sąd wycenił jego krzywdę?
Za niesłuszne tymczasowe aresztowanie i utratę pracy na ponad 2 lata, Jan Krawiec domagał się od Skarbu Państwa 170 tys. zł

30 grudnia 2011 roku, w okolicach wiaduktu kolejowego na ul. Jagiellońskiej w Krośnie doszło do gwałtu na 28-letniej kobiecie. Dzień wcześniej, w tym samym miejscu, prawdopodobnie ten sam mężczyzna zaatakował inną kobietę. Ofiara zdołała uciec.

Po miesiącu poszukiwań policja zatrzymała Jana Krawca, wówczas 49-letniego mieszkańca Pietruszej Woli. Podejrzany początkowo przyznał się do winy. Wyjaśnił później, że zrobił to pod wpływem manipulacji ze strony policjantów. Mieli mu oni powiedzieć, że został rozpoznany jako sprawca, że dostanie wyrok w zawieszeniu i że nie straci pracy.

Gdy okazało się, że może jednak trafić za kratki, odwołał zeznania.

Jana Krawca nie rozpoznały pokrzywdzone, a ślady DNA pozostawione na miejscu przestępstwa nie należały do niego. W marcu 2014 r. został uniewinniony.

Za niesłuszne aresztowanie domagał się od Skarbu Państwa 120 tys. zł zadośćuczynienia, a za utratę źródła utrzymania (nie pracował przez 26 miesięcy) 50 tys. zł odszkodowania.

W areszcie

Cela, w której Jan Krawiec spędził pięć miesięcy, miała cztery metry szerokości i siedem metrów długości. A może osiem? Nie pamięta dokładnie, mimo że dystans ten przemierzał dziesiątki razy dziennie.

Jan Krawiec trafił do sanockiego aresztu śledczego na przełomie stycznia i lutego 2012 r. Z pierwszego dnia w celi pamięta dźwięk przekręcanego klucza w zamku masywnych drzwi, które sekundę wcześniej zamknęły się za nim. I jedenaście par wpatrzonych w niego oczu. Ze wzroku współwięźniów kipiała pogarda. Tak patrzy się za kratami na "majciarza".

W hierarchii więziennej "majciarz" jest prawie na samym dnie. Od zgwałcenia kobiety gorsze jest tylko zgwałcenie dziecka.

- Zanim mnie zaprowadzili do celi, rozmawiałem z psychologiem. Przekonywał mnie, żebym się nie przyznawał, że siedzę za gwałt. Żebym powiedział, że za jazdę po pijanemu albo coś innego. Mówił, że nie wytrzymam psychicznie, że sam podkładam głowę pod topór - wspomina Jan Krawiec.

Przez długi czas nie rozmawiał z nim nikt. Współwięźniowie - m.in. osoby oskarżone o zabójstwa i rozboje - chętnie go za to opluwali (tego nie widać na kamerze) i wyzywali. Celę wraz z toaletą sprzątał poza kolejnością. Był w niej śmieciem. Nie istniał.

Dla Jana Krawca najgorsze było jednak coś innego: - Do samotności jestem przyzwyczajony. Do braku pracy nie. Ja całe życie pracowałem, a tu nagle znalazłem się w miejscu, gdzie przez cały dzień można tylko siedzieć, czytać gazetę, chodzić od ściany do ściany i odliczać czas do kolejnych posiłków. No i myśleć o tym, że siedzę w tym miejscu bez powodu.

Kiedyś próbował pocieszyć go ksiądz. Powiedział, żeby się nie martwił. Jest zima, mróz za oknem, a on ma tu przyzwoicie ciepło i jeść mu dają. Czym się przejmuje? A prawda? Musi wierzyć, że kiedyś wyjdzie na jaw.

Czy wyrok uniewinniający przywrócił dobre imię Jana Krawca?

W Pietruszej Woli

Pietrusza Wola, w której mieszka Jan Krawiec, to niewielka wieś położona 20 kilometrów od Krosna. Kilkadziesiąt domów, remiza strażacka. Nie ma tu sklepu. O sprawie Jana Krawca ludzie gadali więc najgłośniej w markecie w miejscowości obok.

Sytuację materialną Jana Krawca po wyjściu z aresztu, jego sąsiedzi opisują tak:

Sąsiadka: - Dobrze, że on chociaż ten kawałek pola miał, to go sprzedał i jakoś koniec z końcem wiązał, bo tak to by całkiem bez grosza przy duszy został.

Sąsiad: - Pracy nie miał, to i dziadować musiał. Ale słyszałem, że odszkodowanie teraz dostał, furę pieniędzy, to teraz gościu będzie, że pozazdrościć.

O samym aresztowaniu mówią z kolei tak:

Sąsiad: - My, co go znamy, nie wierzyliśmy, że to on. Gdzie on do gwałcenia! Nieszkodliwy jest. Pogadany, wesoły, czasami pożartował z dziewczynami. Teraz my sobie z niego żartujemy, mówimy: "Uwaga! Krawiec gwałciciel idzie". Przykro? A gdzie tam jemu przykro, on się tym na pewno nie przejmuje.

Sąsiadka: - Ludzie raczej wierzą, że on niewinny. No tak, raczej, bo ktoś, kto go nie zna, to wie pan, on tak trochę podejrzanie wygląda, grzebień zawsze ma i tak się czasami czesze publicznie, tak te oczy mruży, więc ktoś mógł go po wyglądzie ocenić.

Jan Krawiec: - Winny czy nie, w więzieniu przecież siedziałem. Opinię mam już zharataną. Jak rozmawiam z jakąś kobietą, której dobrze nie znam, to nigdy nie patrzy mi w oczy. Do końca życia będę już gwałcicielem. Ten zarzut skończy się pewnie dopiero półtora metra pod ziemią, jak mnie grabarz zakopie.

Po wyroku uniewinniającym Jan Krawiec odzyskał pracę.

17 października 2014 roku Sąd Okręgowy w Krośnie przyznał mu 25 tys. zł zadośćuczynienia za niesłuszne tymczasowe aresztowanie, zaś z tytułu utraty źródła utrzymania 13 820 zł (dla sądu rzeczywistą stratą, jaką poniósł Jan Krawiec w związku z utratą pracy, jest różnica między zarobkami, a kosztami utrzymania).

Jan Krawiec odwołał się od wyroku.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)