Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w grudniu 2011 roku w rejonie wiaduktu kolejowego. Przechodzącą 28-letnią kobietę zaczepił mężczyzna, podający się za pracownika służby ochrony kolei. Siłą zaciągnął ją w ustronne miejsce. Dziewczyna szarpiąc się upadła i złamała nogę. Nie mogła się bronić, oprawca zmusił ją do stosunku oralnego.
Wzywającą pomoc kobietę usłyszał przypadkowy przechodzeń, młody mężczyzna. Gdy dotarł na miejsce, sprawca zdążył już uciec. Młody człowiek pomógł poszkodowanej, wezwał policję i pogotowie.
W toku śledztwa okazało się, że dzień wcześniej w tym samym miejscu najprawdopodobniej ten sam mężczyzna zaatakował inną kobietę. Próbował zaciągnąć ją w ustronne miejsce, ale spłoszył się, bo ktoś nadchodził. Kobieta zdążyła uciec.
Po miesiącu poszukiwań krośnieńscy policjanci zatrzymali mężczyznę, podejrzanego o gwałt. Miał nim być 49-letni wówczas Jan K. - mieszkaniec gminy Wojaszówka. Mężczyzna był wcześniej karany za nieobyczajne zachowania.
W grudniu 2013 roku zapadł wyrok w tej sprawie. Jan K. został uniewinniony. Sąd uznał wtedy, że dowody prokuratury są zbyt słabe, a ten kluczowy - badanie DNA - nie przesądza o winie oskarżonego.
Prokuratura rejonowa w Krośnie nie zgodziła się z wyrokiem sądu, wniosła apelację.
Wcześniej przekonywała o winie Jana K. Wskazywała, że oskarżony przyznał się do winy, podczas eksperymentu procesowego wyjaśnił szczegóły zdarzeń. Przedstawiła też opinię biegłych, którzy twierdzą, że sprawca mógł nie pozostawić żadnych śladów pozwalających na jego identyfikację. Ponadto, nie potwierdziło się alibi dla oskarżonego.
W środę (12.03) Sąd Okręgowy w Krośnie podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji - oskarżony został uniewinniony.
- Sąd pierwszej instancji zdecydowanie bardziej szczegółowo aniżeli prokuratura badał wszystkie okoliczności sprawy - przekonywał Artur Lipiński, sędzia Sądu Okręgowego w Krośnie. Podkreślał, że sąd wydając wyrok uniewinniający oparł się o dowód obiektywny, wolny od wpływu innych osób - o dowód z badania DNA.
Sędzia przytoczył fakty z feralnego wieczoru, chwil, kiedy ofiara została uratowana przez przechodnia: - Pokrzywdzona już w trakcie tego zdarzenia starała się zabezpieczyć ślady. Plwociny z ust zabezpieczyła w chusteczkach. Kolejne ślady do badań DNA pobrano z ubrań i bielizny. - Okazuje się, że nie ma śladów pochodzących od oskarżonego, ale niewątpliwie jest ślad DNA pochodzenia męskiego.
Przebadano inne osoby mające kontakt z poszkodowaną, w tym ojca, ale też mężczyzny, który jako pierwszy udzielił jej pomocy. - Nie było śladów tych osób. Jest to ewidentnie ślad DNA sprawcy, ale on absolutnie nie jest kompatybilny z DNA oskarżonego. Trudno z tym dowodem dyskutować. Mało tego - była badana także odzież samego oskarżonego i również nie znaleziono śladów poszkodowanej - wyrok uzasadnia sędzia Lipiński.
Odniósł się także do wydarzeń z udziałem drugiej z pań. W tym przypadku Jan K. został oskarżony o usiłowanie gwałtu, tymczasem w relacji pokrzywdzonej brakuje elementów o charakterze seksualnym: - Została chwycona za rękę, tyle - przypomniał sędzia.
Sąd nie uznał też argumentu, że oskarżony przyznał się do winy: - Jego wyjaśnienia są bardzo krótkie, lakoniczne, właściwie to jest samooskarżenie: "Przyjechałem do Krosna, spożywałem alkohol, poczułem potrzebę seksualną, udałem się w okolice nasypu".
Jan K. wyjaśniał, że przyznał się pod wpływem manipulacji ze strony policjantów. Opowiadał jakoby od policji usłyszał, że został rozpoznany jako sprawca, ale funkcjonariusze zapewnili go, że dostanie wyrok w zawieszeniu, nie straci pracy. Dlatego się przyznał. Gdy zorientował się, że jednak może trafić za kratki, wszystko odwołał.
Dla sądu istotne było także to, że pokrzywdzone nie rozpoznały w oskarżonym sprawcy. Obydwie wskazały, że sprawcą była osoba o jasnych włosach.
- Te okoliczności powodują, że rozstrzygnięcie uniewinniające jest jak najbardziej słuszne - podkreślał sędzia Artur Lipiński.
Wyrok jest prawomocny.
Oskarżony, jak i jego obrońca Przemysław Stępek przyjął go z satysfakcją: - Jest to jedyny wyrok, jaki mógł zapaść w tej sprawie - stwierdził adwokat.
- Trudno polemizować z tak obiektywnym dowodem - odniósł się do badań DNA.
Jan K. zapowiedział, że będzie ubiegał się o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie: - Policjant wprowadził mnie w błąd, mówił: "Jak się przyznasz, to cię zaraz wypuszczę, daje ci słowo honoru". A mnie chodziło o robotę. Teraz zostałem bez środków do życia, nie mam za co chleba kupić, policji to nie interesuje, zrobili ze mnie idiotę.
- O 16.00 piłem wódkę w Pietruszej Woli, jak mogłem być na Jagiellońskiej? Musiałbym samolotem polecieć i tak bym nie zdążył na 16.30. Po wódce ledwo poszedłem do domu, gdzie ja się nadawałem do gwałcenia - opowiadał. - Ja ani jednej ani drugiej kobiety nie dotknąłem palcem, DNA nie może nic wykazać, bo mnie tam nie było. Siedziałem pięć miesięcy w więzieniu, a sprawca chodzi i się śmieje.