Posłuchaj audycji na ten temat:
Urodził się w 1947 roku. Jest artystą fotografikiem, poetą, muzykiem
W latach 70. był gitarzystą popularnego na Podkarpaciu zespołu młodzieżowego "Jacy Tacy". Przez 25 lat jako kontrabasista był członkiem kapeli ludowej "Swaty".
Przez 24 lata prowadził Fotoklub przy RCKP. Zorganizował wiele międzynarodowych plenerów fotograficznych z udziałem fotografów ze Słowacji, Rumunii, Ukrainy i Węgier, wiele wystaw krośnieńskich i przygranicznych amatorów fotografii. Sam jest autorem kilkunastu wystaw w kraju i za granicą.
Jego tomiki poezji to: "Na czas przemijania" (1982), "Jeśli mnie słuchasz" (1986), "Czasami skrzypce" (1997), "Wrócę na inny czas" (2000), "Zasiany czas" (2000), "Zapisane spojrzeniem" (2007), "Zanim się zacznie" (2012), "Wino darowane ptakom" (2017), "W cieniu farnej wieży" (2017), "Jestem" (2025)
Uczestniczył w międzynarodowych spotkaniach literackich: Warszawskich Jesieniach Poezji, Maju nad Wilią czy Święcie Kultury Polskiej w Kiejdanach na Litwie, W Piątej Wiośnie Poetyckiej w Chicago, Międzynarodowych Spotkaniach Literackich Watra na Ukrainie i spotkaniach literackich w Sarospatak na Węgrzech.
Były współpracownik tygodnika Podkarpacie i Nowin Rzeszowskich, fotoreporter KAW O/ w Rzeszowie (1977 - 1983), prowadził z Anną Bryłą miesięcznik Croscena: Krośnieńska Scena Kultury, w którym publikował swoje zdjęcia i teksty.
Jest członkiem Związku Literatów Polskich, Stowarzyszenia Literacko-Artystycznego Grupa Poetycka "Krosno", Fotoklubu Rzeczpospolitej Polskiej, Honorowym Członkiem Słowackich Fotografów
Jest laureatem nagrody prezydenta miasta Krosna oraz nagrody marszałka województwa podkarpackiego. Został uhonorowany Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi, Złotym Medalem "Za Zasługi dla Fotografii Polskiej", Brązowym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". W 2018 roku z rąk prezydenta Krosna otrzymał medal "Za zasługi dla Krosna".
Wacław Turek wychował się przy ul. Kletówka. – Moja rodzina nie miała muzycznych tradycji, ale pociągała mnie muzyka. Namówiłem mamę, aby zapisała mnie do ogniska muzycznego, które wtedy mieściło się w Pałacu Biskupim (obecnie Muzeum Podkarpackie) – wspomina. Tak rozpoczął naukę gry na skrzypcach, która z czasem przestała mu się podobać. - Mama nie pozwoliła mi zrezygnować, za co teraz jestem jej bardzo wdzięczny.
Pierwszym ważnym zespołem, w którym pan Wacław grał jako gitarzysta basowy, byli Jacy Tacy. Powstał w 1968 roku z inicjatywy sześciu młodych pracowników Zakładów Naprawczych Urządzeń Naftowych (ZNUN "Naftomet", później ZUN).
Pierwszy koncert zagrali przed innymi pracownikami zakładu w niezagospodarowanej hali produkcyjnej. Spodobali się, a przez dziesięć lat swojej działalności zdobywali wyróżnienia na różnego rodzaju festiwalach i przeglądach w całej Polsce. - Głównym naszym osiągnięciem było pierwsze miejsce na Gitariadzie Podkarpacia. To nas zachęciło do dalszej pracy.
Gdy Jacy Tacy zakończyli swoją przygodę, pan Wacław wyjechał za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Zatrzymał się w Chicago. – Pracowałem tam tak samo jak wszyscy, czyli na budowie albo w fabryce. W międzyczasie dzięki mojemu szefowi dowiedziałem się, że w jednej z restauracji szukają gitarzysty basowego. Zgłosiłem się i spośród pięciu chętnych wybrano mnie, mimo że nie miałem instrumentu i potrzebnej aparatury.
To w tej restauracji krośnianin poznał Skaldów, którzy akurat kończyli swoje trzymiesięczne muzyczne tournée (tak naprawdę były to występy w restauracjach). - Innym razem do naszego zespołu dołączył Józef Hajdasz, znany muzyk z zespołu Breakout – dodaje.
Z kolei ta przygoda zakończyła wraz z nastaniem stanu wojennego w Polsce. – Dla mieszkańców Chicago było to równoznaczne z żałobą, więc na znak solidarności odwołano wszystkie dancingi. Wróciłem wtedy do kraju.
Pan Wacław znalazł pracę jako kierownik Klubu Techniki przy ZNUN-ie w Krośnie. Organizował wystawy i koncerty. Później przeszedł do Wojewódzkiego Domu Kultury. - Z sentymentem wspominam pracę w budynku przy ul. Kolejowej, gdzie kolejno mieścił się WDK, KDK i RCKP. Praca tutaj nie była dla mnie obowiązkiem, lecz przyjemnością. W miłej atmosferze spełniały się tutaj moje pasje - zaznacza krośnianin.
Do kapeli ludowej "Swaty" trafił jako zastępstwo za kontrabasistę. Grał w niej przez 25 lat. – To były czasy, gdzie trudno było wyjechać za granicę, ale my mieliśmy otwartą furtkę. Koncertowaliśmy po całej Europie. Byliśmy w Holandii, Szwecji czy we Francji. W Szkocji graliśmy na statku wycieczkowym na jeziorze Loch Ness, a na zamku wtórowała nam szkocka kapela z kobzami. We Francji widzieliśmy, jak na parkingu orkiestra dęta z Hiszpanii grała "Bolero" Ravela. Coś wspaniałego, do dzisiaj mi to siedzi w głowie.
"Swaty" występowały wraz z Zespołem Pieśni i Tańca "Pogórzanie" z Głowienki. – Mieliśmy dwugodzinne koncerty. Zaczynał zespół taneczny. Później, gdy tancerze się przebierali, myśmy grali. I tak na zmianę. "Swaty" nagrały trzy kasety magnetofonowe (rodzaj nośników dźwięku popularnych końcem XX wieku). – Pozostały tylko wspomnienia.
Pan Wacław swoją przygodę z muzyką zakończył na początku lat 90.
Poezja w życiu pana Wacława pojawiła się, gdy pracował w Klubie Techniki. Organizował tam spotkania z poetami. Swój pierwszy wiersz opublikował w miesięczniku "Radar" w 1970 roku. – Wraz z Janem Tulikiem i Zdzisławem Tenetą założyliśmy Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy "Pogórze". Zaczęliśmy się spotykać, wydawać pierwsze, skromne tomiki.
Krośnianin zaznacza, że wymagania w stosunku do twórców były wtedy inne. - Aby coś wydać, należało mieć dwa tomiki w przygotowaniu i dwie recenzje znanych pisarzy. Dzisiaj można wydać wszystko, nie patrząc na poziom. To jest poważny problem i wielka szkoda dla twórczości – mówi. Prowadząc Klub Literacki w domu kultury, często miał do czynienia nie tylko z poetami, ale również z ludźmi, którzy chcieli nimi zostać, ale brakowało im samozaparcia albo talentu.
Jest też członkiem Związku Literatów Polskich w Rzeszowie. – Dzięki temu zawierałem nowe znajomości z innymi twórcami, którym dawałem do oceny swoje wiersze. Oni mi doradzali, mówili, czego unikać, aby dobrze pisać. Dlatego zawsze mówię "do ludzi przez ludzi".
Do tej pory pan Wacław wydał dziesięć tomików poezji. Wygrał sześć konkursów, w tym dwa międzynarodowe, m.in. w Serbii. Tablica z jego wierszem od 2006 roku zdobi m.in. Pustelnię św. Jana z Dukli. – Moi rodzice pochodzą z okolic Dukli. Jeździłem tam do dziadków na wakacje. W lipcu zawsze szliśmy do pustelni na odpust, dlatego to miejsce zawsze było w moim sercu. Chciałem uwiecznić pustelnię, napisałem więc o niej wiersz. Wołodia Romaniw wykonał tablicę z moim tekstem, a kuria przemyska zgodziła się, aby ją umieścić w grocie.
W ostatnim czasie krośnianin przypomniał o sobie tomikiem "Jestem". Twórczość pana Wacława jest bardzo sentymentalna. – To powrót do ludzi, których już nie ma i do miejsc, którą są, ale zupełnie inaczej wyglądają. W jego wierszach bardzo ważne jest Krosno. Dzięki niemu wędrujemy po krośnieńskich ulicach i miejscach. - Poezja to zapis mojej życiowej drogi. To są wspomnienia, odwiedziny ludzi i miejsc, do większości których już nie wrócimy – mówił na spotkaniu poetyckim swojego nowego tomiku.
Półtora roku temu wspólnie ze znajomymi twórcami założył Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne Grupa Poetycka "Krosno". Wspólnie wydają kwartalnik "Pod Pręgierzem".
Przed panem Wacławem promocja płyty "Z drugiej strony wiatru", na której znajduje się 19 jego wierszy w postaci utworów muzycznych. Muzykę do nich stworzył krakowski artysta Mariusz Wdowin. Premiera odbędzie 17 maja br. (sobota) w Etnocentrum o godz. 17:00.
- Fotografie Turka to podróż w głąb siebie - jego zdjęcia mają charakter bardzo osobisty, można ten zbiór potraktować jako swoisty pamiętnik. Jest to wędrowanie sentymentalne, przedstawiające obraz świata, za którym każdy z nas tęskni, o którym marzy lub który wspomina. To świat przydrożnych krzyży i kapliczek, świątków, zapomnianych przez czas cmentarzy, pracowitych kiwonów – tak o fotografii Wacława Turka pisał Łukasz Stachurski w Croscenie.
Ta pasja u krośnianina zaczęła się od prośby. – Do gazety Podkarpacie nosiłem do publikacji wiersze swoje i innych. Tam poznałem jednego fotoreportera, który idąc na urlop, poprosił mnie, abym go zastąpił przez dwa tygodnie. Byłem przerażony, bo nie miałem pojęcia, jak robi się zdjęcia do gazety.
Wtedy fotografie wywoływano w ciemni, a fotograf do dyspozycji miał film z 12 klatkami. Trzeba było wiedzieć, kiedy zrobić właściwe ujęcie, aby nie zmarnować ani jednej klatki.
Pierwszy fotograficzny materiał pana Wacława to strażacy z Jasła pomagający rolnikom zbierać snopki. Miał to być fotoreportaż na pierwszą stronę. – Gdy przyjechałem do domu, od razu pobiegłem do ciemni. Chciałem sprawdzić, czy cokolwiek mi wyszło. Zdjęcia wysuszyłem i przekazałem kierowcy, który zawiózł je do wydawnictwa do Rzeszowa. Za dwa dni dostałem telefon, że moje zdjęcia chcą też do ogólnopolskiej gazety.
I tak to się zaczęło. Pan Wacław wraz z innymi fotografikami założył Krośnieńskie Towarzystwo Fotograficzne. Wspólnie robili wystawy, organizowali spotkania, jeździli na plenery. Następnie krośnianin założył Fotoklub przy Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, który prowadził przez 24 lata. W lutym tego roku pałeczkę prezesa przejął Szymon Muszański, o którym pisaliśmy tutaj.
Pan Wacław na swoim koncie ma organizację 19 plenerów międzynarodowych i sześć autorskich cykli fotograficznych. Najbardziej znany cykl jego fotografii to "Podkarpackie kapliczki". – Dla mnie kapliczka to coś tajemniczego i magicznego. To miejsce, gdzie ludzie przychodzili się modlić, dziękować za coś, prosić o coś. Mam do kapliczek sentyment – mówi. Po raz pierwszy cykl pokazano na Słowacji. Później na Litwie, Węgrzech, a nawet w Finlandii i Australii. W najbliższym czasie kapliczki będzie można zobaczyć na wystawie w Etnocentrum w trakcie Nocy Muzeów w sobotę (17.05) w godz. 17:00 - 23:00.
Pan Wacław sfotografował również cmentarne anioły na okolicznych cmentarzach, a także osadę Romów na Słowacji. – Do osady zabrał mnie i innych fotografów z Fotoklubu sołtys tej wsi. Inaczej nie weszlibyśmy do tej cygańskiej wioski, bo jej mieszkańcy nie chcą przyjmować obcych. Fotografowaliśmy ich trzy godziny. Jak wróciłem do biura sołtysa, trzęsły mi się ręce i nogi. Zastanawiałem się, w jakim ja świecie przed momentem byłem. Bo oto 100 km od Krosna ludzie żyli w warunkach dla mnie nie do przyjęcia. Bardzo mocno zaskoczyło mnie to, że nie było tam zapłakanych dzieci. Wszystkie się uśmiechały. Może dlatego, że nie znały innego życia.
Po raz drugi do osady pojechał z Łukaszem Grudyszem, o którym pisaliśmy tutaj. – Zabraliśmy wywołane zdjęcia z zamiarem zrobienia dla nich wystawy. Dzięki nim wpuścili nas do wioski. Zaczęliśmy rozwieszać fotografie, a Romowie je zrywali na pamiątkę i dopominali się wykonania kolejnych zdjęć.
Pan Wacław ceni sobie też plenery w Ukrainie. – Tam również jest inny świat, wioski są bardzo autentyczne z tymi babuszkami i dziadkami, a także krajobrazami tamtej strony Bieszczad. Byliśmy tam kilka razy. To wyglądało tak, że przyjeżdżał stary, powojenny, wojskowy samochód ciężarowy Uaz i zabierał nas na pakę. Jechaliśmy na szczyt połoniny Borżawskiej, a tam organizowano ognisko. Coś wspaniałego. Wozili nas w bardzo ciekawe miejsca.
Pana Wacława można określić mianem dusza towarzystwa. Zawsze uśmiechnięty, dowcipny, życzliwy i otwarty na innych ludzi. W swoim życiu poznał wiele ciekawych osób. – Na przykład aktora Wojciecha Siemiona na Warszawskiej Jesieni Poezji. Później moje kapliczki były prezentowane w jego dworze w Petrykozach. To był fantastyczny człowiek. Poznałem też poetę z Wietnamu Lam Quang My, który był po atomistyce. Bardzo interesujący człowiek.
Pan Wacław poznał również poetę Marka Skwarnickiego, który pomagał papieżowi Janowi Pawłowi II w tworzeniu "Tryptyku rzymskiego". – Spotkaliśmy się przy ognisku w Wilnie. Zapytałem, jak wyglądała jego współpraca z Janem Pawłem II. Odpowiedział, że siedzieli razem w jednym pomieszczeniu i omawiali wiersze, a papież od czasu do czasu wychodził na 15 minut na spotkanie z królem czy prezydentem.
Lecąc do Ameryki poznał pilota z Krosna, Zbigniewa Kwiatka. – To był lot do Chicago. Poprosiłem stewardessę, aby pozdrowiła pana kapitana od mieszkańca Krosna. A on za te pozdrowienia zaprosił mnie do swojej kabiny, pozwolił usiąść na miejscu drugiego pilota i objaśnił wszystkie urządzenia w kokpicie. Później rozmawialiśmy jeszcze w kawiarni w trakcie międzylądowania. Z tej rozmowy ukazał się w Podkarpaciu wywiad.
W Ameryce poznał m.in. Jerzego Kenara, rzeźbiarza z Iwonicza-Zdroju. – Napisałem o nim wiersz. Gdy tam byłem, zadzwoniłem do niego i poprosiłem o spotkanie. Spotkaliśmy się w jego pięknej galerii, którą urządził w hali po mleczarni. Miał w niej odnowioną ambonę z jakiegoś kościoła. Poprosił, abym stojąc w niej, przeczytał mu ten wiersz. Gdy to zrobiłem, był bardzo wzruszony.
Pasja to jak tlen, motto życia, gdzie nie liczy się nic więcej, może poza rodziną, ale do celu. Na taki efekt i dorobek trzeba pracować całe życie, każdy dzień więc gratulacje i nieustającej weny twórczej życzę, aby nie umarła.