W niedzielę (19.10) około godz. 14.00 mężczyzna przechodzący ul. Lotników (okolice lotniska) usłyszał szczekanie psa. Okazało się, że dochodzi ze studzienki kanalizacyjnej.
Studzienka o głębokości około 2 metrów znajdowała się w odludnym, ukrytym w zaroślach miejscu pomiędzy ulicami Lotników i Kaczorowskiego, dodatkowo była zasunięta ciężką pokrywą, co uniemożliwiało psu samodzielne wydostanie się na zewnątrz.
Mężczyzna powiadomił straż pożarną. Na miejsce przybył też patrol ze straży miejskiej. - Strażacy zdjęli pokrywę, a strażnicy miejscy przy pomocy specjalnego chwytaka wyciągnęli psa ze studzienki i przetransportowali do przytuliska dla zwierząt. Studzienkę z powrotem zabezpieczono pokrywą - relacjonuje bryg. Mariusz Kozak z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Krośnie.
Porzucony w bestialski sposób pies był wychudzony, bardzo wystraszony. - Po raz pierwszy osłupiło mnie, że ludzie mogą być tak straszni, bez serca - komentuje Tomasz Wajdowicz, komendant straży miejskiej. - Choć zetknąłem się już także z innymi przypadkami: małe szczeniaki w pudełku po butach w kontenerze, koty pozostawione nad Wisłokiem w pudełku z kocykiem i karmą, nie rozumiem jak można skazywać zwierzę na taką śmierć? Ciągle zdarzają się przypadki, kiedy ludzie są gorsi od zwierząt.
Jak nieoficjalnie dowiedział się portal, po psa zgłosiła się już właścicielka. Najprawdopodobniej zwierzę padło ofiarą rodzinnych sporów - do studzienki miał wyrzucić go mąż kobiety. Małżeństwo jest w trakcie rozwodu.
Przestępstwem ma zająć się policja.