Rozegrana we wtorkowy wieczór konkurencja była ostatnim etapem trwających od niedzieli (30.04) XVIII Międzynarodowych Górskich Zawodów Balonowych. W rywalizacji udział wzięło ponad 40 ekip, z Polski, Litwy, Węgier, Rosji, Łotwy, Słowacji oraz Ukrainy.
Z Ukrainy już po raz drugi do Krosna przyjechał Roman Savchuk, pilot balonu "Sova", reprezentujący kadrę narodową swojego kraju. W czasie ostatniej konkurencji to właśnie jego balon uderzył o dach hali sportowej przy ul. Bursaki.
Rywalizacja baloniarzy zaplanowana była na godz. 18. W ramach konkurencji, rozgrywanej pod szyldem Memoriału Gordona Bennetta (Amerykanina zasłużonego dla sportów balonowych – red.), piloci mieli do wykonania tylko jedno zadanie – zrzucenie markera jak najbliżej celu, wyznaczonego na trawniku obok hali.
Start opóźniono ze względu na warunki pogodowe. - Musieliśmy poczekać, aż przejdą wały burzowe. Niebo się wyczyściło i po godz. 19 baloniarze wystartowali – informuje Witold Filus, dyrektor sportowy krośnieńskich zawodów. - Kolejne ekipy pojawiały się w okolicach hali, obniżały lot i zrzucały markery. To była bardzo widowiskowa, atrakcyjna dla licznie zebranych widzów konkurencja – mówi.
W pewnym momencie balon Romana Savchuka zaczął szybko pikować w kierunku dachu hali. Pilot próbował go podnieść, niestety, bezskutecznie. Gondola uderzyła o dach i przewróciła się na bok. Ukrainiec zdołał jednak wyjść z opresji i ponownie wzbić się w powietrze, choć w czasie wznoszenia ogień z palnika omal nie podpalił czaszy balonu.
Oprócz Romana Savczuka na pokładzie balonu był jeszcze jego syn. - Żadnemu z nas nic się nie stało – uspokaja w rozmowie z nami pilot. - Wiem, że uszkodzony został dach hali – przyznaje.
Faktycznie, jak informuje Antoni Dębiec, dyrektor krośnieńskiego MOSiR-u, w miejscu uderzenia balonu wgięta została blacha, a podczas kilkumetrowego "szorowania" po połaci dachu gondola zahaczyła i zerwała wywietrznik wentylacyjny. - Jeszcze we wtorek wieczorem musieliśmy zabezpieczyć uszkodzenia, bo zniszczenia były na tyle poważne, że w razie deszczu dach przeciekałby, a woda zalewałaby halę – opisuje.
Organizatorzy wykluczają także, aby w tym miejscu pojawić się mógł nagle prąd zstępujący. - Przewidzielibyśmy to – mówi dyrektor Filus. - Poza tym, żadna z pozostałych 40 ekip nie miała w czasie lotu żadnych problemów i nikt nie narzekał na warunki. Wszyscy byli zadowoleni, że udało się rozegrać tę ostatnią konkurencję.
- To nieprawda! - zaprzecza Roman Savchuk. - 9 z 40 ekip odmówiło startu - mówi, a na poparcie swoich słów pokazuje tabelę wyników wtorkowej konkurencji. Przy 9 nazwiskach pilotów zaznaczono "Did not fly", co oznacza, że w ogóle w konkurencji nie wystartowali.
Zgodnie z prawem lotniczym organizatorzy poinformowali o zdarzeniu Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL), pod nadzorem której ustalane będą przyczyny "incydentu", bo zdaniem Witolda Filusa komisja tak właśnie zakwalifikuje wtorkową sytuację. - Z punktu widzenia prawa lotniczego nie był to wypadek i z pewnością nie powinno to zaważyć na ocenie całych zawodów, które były bardzo udane – podsumowuje.
Uderzenie ukraińskiego balonu o dach hali to druga w ostatnich latach niebezpieczna sytuacja podczas Górskich Zawodów Balonowych. W 2012 roku, podczas startu w okolicach Łęk Dukielskich, jeden z balonów zahaczył o drzewo i dach domu jednorodzinnego. W wypadku ucierpiały trzy osoby – pilot oraz dwaj lecący z nim dziennikarze. Badająca sprawę PKBWL za przyczynę zdarzenia uznała niewielkie doświadczenie pilota w lataniu w górzystym terenie. - Ze względu na zmienne warunki latanie tutaj jest bardzo ciekawe, ale także bardzo trudne, a nawet niebezpieczne, dlatego przyjeżdżają tu tylko najlepsi - przyznawali po tamtym zdarzeniu baloniarze.