O argumentach za i przeciw budowie tzw. spalarni nie będzie ani słowa. Ani o tym, czy o jej losach mieszkańcy powinni zdecydować w referendum. Będzie natomiast o tym, w jakich okolicznościach kilkanaście osób - kobiet i mężczyzn; tych, którzy dopiero bawią dzieci i tych, którzy dzieci już wychowali; takich, którzy właśnie zmierzają do pracy i takich, którzy już do niej zmierzać nie muszą - zdecydowało się poprzeć wniosek o jego zorganizowanie.
Pod wnioskiem o referendum podpisało się 5557 mieszkańców Krosna.
Andrzej Kucharski, pełnomocnik inicjatora referendum, zapewnia, że osoby, które podpisały się pod wnioskiem, zrobiły to świadomie.
Ul. Magurów, starsza pani spaceruje z wnukiem.
- O tak, słyszałam o referendum. Jakoś pod koniec sierpnia był u mnie pan, żebym się podpisała pod wnioskiem o jego zorganizowanie.
- A co mówił?
- No, że zbiera podpisy, żeby tej spalarni nie było i żeby nie przywozili do nas śmieci. Skąd oni do nas je przywożą? Czy mają przywozić? Wie pan, ja tak dokładnie nie wiem, co mówił, bo akurat mały jadł zupę i się rozpłakał, więc podpisałam to szybko i poszłam do niego.
Ul. Wojska Polskiego, pani (55-60 lat) podlewa rabatę.
- No słyszałam, że mają budować spalarnię.
- A o referendum w jej sprawie pani słyszała?
- Podpisałam się nawet za tym referendum.
- A kto chodził z listą?
- Nikt nie chodził, koleżanka mi ją dała do podpisu, jak na spacerze byłyśmy.
- A wie pani o co chodzi w tym referendum?
- No żeby nie było tej spalarni, żeby nam powietrza nie zanieczyszczała.
- Ale będzie jeszcze drugie pytanie, było napisane na tej liście.
- Naprawdę? To ja nie wiedziałam. Ale jestem absolutnie przeciw.
Mieszkanka (około 50 lat) ul. Bohaterów Westerplatte: - Ja się podpisałam po mszy, ale myślałam, że to chodzi o referendum w sprawie aborcji. Czy dopalaczy? Sama już nie wiem. Mówi pan, że to mogło o spalarnię chodzić. To też dobrze, że się podpisałam, prawda?
Andrzej Kucharski twierdzi, że nikt nikogo do podpisania się nie zmuszał, nie nakłaniał ani o podpis nie prosił.
Ul. Krakowska, starsza pani wraca z zakupami.
- Boże broń nas od tej spalarni! Z daleka od Krosna!
- Czyli byli u pani w sprawie referendum.
- A byli. Podpisałam się oczywiście.
- A co mówili?
- No chodzili z tymi drukami, wypełniało się, nawet trzy listy chodziły.
- Trzy?
- Trzy.
- A to na pewno wszystkie w sprawie spalarni?
- No a jak inaczej? W każdym razie ludzie się podpisywali, bo to okropne jest. Jak trzeba to jeszcze raz się podpiszę.
- A kto zbierał podpisy?
- Sąsiadce pod kościołem dali listy, przyniosła do mnie i mówi, żebym się podpisała.
- I tyle?
- No, że to będzie gorsze niż wysypisko. Podpisałam i powiedziałam, żeby mi jedną listę zostawiła, to przejdę po klatce i też pozbieram. Zostawiła mi. Zebrałam 26 podpisów.
- Co pani mówiła, jak pani je zbierała?
- Żeby podpisali, bo to będzie gorsze niż wysypisko.
Mieszkanka (około 30 lat) ul. Krakowskiej, nie podpisała się na liście: - Starszy pan zadzwonił do drzwi około wpół do piątej po południu i zapytał czy podpisze się na petycji przeciwko spalarni w Krośnie. Chciałam zachować neutralność i jednocześnie nie wchodzić w dyskusję, bo nie miałam na to czasu, więc mu odpowiedziałam, że nie znam sprawy, nie znam argumentów za ani przeciw, dlatego nie chcę składać podpisu pod sprawą, na temat której nie mam póki co zdania. Na co pan lekko się zdziwił, a nawet oburzył, że po co tu jakieś argumenty! Przecież to SPA-LAR-NIA! Co tu się rozwodzić nad argumentami.
Mieszkanka (35-40 lat) ul. Powstańców Warszawskich, w drodze do pracy: - Dlaczego się podpisałam? Ksiądz na ogłoszeniach mówił, że po mszy będą zbierane podpisy. A skoro ksiądz ogłaszał, to pomyślałam, że to naprawdę ważne.
Pełnomocnik inicjatora referendum jest także pewien, że osoby składające podpisy miały wystarczającą wiedzę na temat zagrożeń, jakie wiążą się z powstaniem spalarni.
Między blokami na ul. Wojska Polskiego. Dwóch mężczyzn naprawia rowery. Młodszy jest mniej rozmowny, starszy (około 50 lat) rozmawia chętnie.
- Coś podpisywałem, przy kościele, ale czy to o to referendum chodziło to nie wiem, bo wiele rzeczy podpisywałem.
- A myśli pan, że osoby, które zbierają podpisy, mają wystarczającą wiedzę w tej sprawie?
- Ci, którzy zbierają, na pewno taką wiedzę posiadają.
- A przekazują tę wiedzę tym, od których zbierają podpisy?
- To pan chce wiedzieć, co sądzi zwykły obywatel, tak? Czy ja wiem wystarczająco dużo?
- A wie pan?
- Chyba nie, chociaż trudno powiedzieć. Tego, że się sezonuje odpady i mieszkańcy to odczuwają, to nie da się ukryć. Tak jak tego, że Krosno powoli staje się regionalną, bądź krajową spalarnią, to też wiadomo. A teraz jeszcze ta inwestycja. Myślę, że z jej powodu nie będziemy mieli takiego powietrza jak teraz. Taka jest moja opinia. Ale czy budowa tej spalarni jest konieczna, to proszę mnie nie pytać, bo nie wiem.
- A jak pana o to zapytają w referendum?
- O co?
- O to, czy jest pan za czy przeciw budowie spalarni, czyli w sumie o to, czy budowa jest konieczna.
- To jest chyba jednak inne pytanie, bo odnośnie konieczności to ja się nie chcę wypowiadać, bo nie mam wiedzy na ten temat. Natomiast jako zwykły obywatel będę przeciwny.
Parking przy ul. Armii Krajowej. Mężczyzna około pięćdziesiątki.
- A coś tam słyszałem. O spalarni zwłok, tak?
- Nie, odpadów.
- To ja o spalarni zwłok słyszałem. A ta odpadów gdzie ma być?
- Na Sikorskiego, tam gdzie kotłownia.
- A to chyba jednak spalarnia zwłok. Ale może sąsiadka wie.
(do rozmowy dołącza pani w podobnym wieku)
- Sąsiadko, co tam ma powstać na Sikorskiego? Bo ja słyszałem, że spalarnia zwłok.
- A no no no, miałam kiedyś ulotkę i coś w niej o tym było.
- A o referendum w tej sprawie słyszeli Państwo?
- Jakieś podpisy pod kościołem zbierali, stolik przed wejściem stał, ale ja się nie podpisałam.
- Ja też nie, bo kolejka była. I właśnie w tej kolejce mówili, że krematorium chcą budować. Czyli będą palić zwłoki.
Ul. Wróblewskiego. Mężczyzna w średnim wieku: marynarka, krawat, aktówka.
- Podpisałem się, bo wyziewy z tej spalarni na pewno pogarszają jakość powietrza. Ale muszę się przyznać, że nie wiem gdzie ona dokładnie jest.
- Jeszcze jej nie ma.
- Aaa, to dlatego nie wiem.
Andrzej Kucharski: - Czy pan sobie wyobraża, że na tej liście mógł podpisać się ktoś nieuświadomiony? Przecież tam się podaje imię, nazwisko, PESEL. To jest za poważna sprawa.
Ul. Powstańców Warszawskich. Na ławce wygrzewa się pani, prawdopodobnie emerytka.
- Zbierali u nas. Sąsiedzi przynosili listy i podpisywaliśmy.
- A co sąsiedzi mówili?
- Nic nie mówili, tylko podpisy zebrali i tyle.
- To dlaczego pani jest przeciwna?
- Wie pan co, powiem szczerze, człowiek jest głupi. To było tak: siedzę na ławce, koleżanka podsuwa mi listę i mówi: "Sąsiadka, podpisz". Patrzę, a tam tyle podpisów, to sobie myślę: a co tam, też podpiszę, co mi szkodzi. Z ręką na sercu mówię panu, że tak to było.
- Czyli nie wie pani dokładnie, o co chodzi?
- Rzeczywiście, nie wiem.
- A jak będzie referendum to pójdzie pani?
- Pójdę.
- I jak pani zagłosuje, jeśli można wiedzieć?
- Będę głosować, żeby ta spalarnia była.
- Żeby była?
- No żeby była.
- Ale teraz podpisała pani, żeby nie było...
- A jak lepiej podpisać?
Z ponad dwudziestu zapytanych osób, tych, które podpisały się pod wnioskiem o referendum, tylko dwie (mieszkaniec ul. Magurów oraz mieszkanka ul. Hallera, oboje w wieku 30-40 lat) były w stanie konkretnie wytłumaczyć, dlaczego sprzeciwiają się budowie tzw. spalarni.
Pozostali podpisali się w podobnych okolicznościach, jak te opisane powyżej.
Większość spotkanych osób, przede wszystkim młodych, albo o referendum nie słyszała, albo pomysłem jego organizacji nie chce sobie zawracać głowy.