Tomasz Świątek 59-letni krośnianin wrócił z kolejnej wyprawy rowerowej. W ciągu ostatnich czterech miesięcy na dwóch kółkach przejechał około 15 tys. km. Nie było go w domu od 10 maja, do 9 września. Wrócił cały i zdrowy, przywiózł 7,5 tys. zdjęć i mnóstwo wspomnień.
Trasa imponująca, pełna ciekawych miejsc, cudownych, choć diametralnie różnych od siebie krajobrazów i zwyczajów kulturowych. Głównym celem była Rosja. - Podstawą do uzyskania wizy było zaproszenie od Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego - zdradza Tomasz Świątek.
Ale po kolei, bo zanim krośnianin pojawił się na granicy rosyjskiej, przejechał ładnych kilka tysięcy kilometrów.
Z Krosna skierował się na Warszawę, potem Białystok. Przekroczył granicę Litwy, zwiedził Troki, Wilno, po czym wjechał do Estonii, gdzie m.in. odwiedził Tallin. Stamtąd promem dostał się do fińskich Helsinek, a potem do słynnego ośrodka narciarskiego - Lahti, gdzie spotkał legendę sportu Matti Nykaenena - byłego skoczka narciarskiego. - Mam od niego autograf - cieszy się Tomasz.
Później przyszedł czas na Rovaniemi, gdzie ponoć mieszka św. Mikołaj. To tam, do specjalnie zbudowanej dla turystów wioski św. Mikołaja najczęściej trafiają listy pisane przez dzieci z całego świata.
Choć był to środek lata, na północy z każdym kilometrem stawało się coraz zimniej. - Na przełęczy między Finlandią a Norwegią były 3-4 stopnie Celsjusza, sypał nawet śnieg - wspomina. Podróżnik skierował się na Nordkapp - miejsce to powszechnie (choć niesłusznie) uznawane jest za najdalej na północ wysunięty punkt Europy. - Akurat trafiłem na najdłuższy dzień, było tysiące ludzi, przypłynęło tam kilka potężnych statków pasażerskich.
- Gdy zjeżdżałem z Nordkapp, był taki wiatr, że o jeździe rowerem nie było mowy. Zjechanie z góry zajęło mi pięć godzin, a normalnie zajmuje godzinę. Ale potem było już bardzo ciepło.
W Norwegii krośnianin spotkał wielu ciekawych ludzi. Wśród nich był Bjorn Wirkola - kolejny były słynny skoczek narciarski. - Od niego dostałem nowe buty, bo stare mi się rozwaliły - zdradza nasz rozmówca. - Spotkałem też pewną dziewczynę z Niemiec - ojciec jej męża był ministrem do spraw ekonomii za rządów Adolfa Hitlera. Po wojnie zesłali go na pięć lat do Murmańska.
W Kirkenes pokonał granicę norwesko-rosyjską, skąd skierował się w stronę Murmańska. - Zaczęły się kłopoty, w sklepach nie było niczego, ani wody, ani mleka, ani chleba. Gdyby nie rosyjscy turyści, bo innych tam nie ma, to byłby problem - opowiada Tomasz. Na mapie odhaczył Petersburg i po dwóch dniach pobytu w tym mieście, udał się w stronę stolicy Rosji. Odwiedził siedzibę komitetu olimpijskiego, gdzie otrzymał najważniejsze pamiątki: odznakę olimpijską i jeszcze jedną niespodziankę - zaproszenie na paraolimpiadę do Soczi. - Wziąłem, ale nie wiem czy pojadę, bo to będzie w zimie, koszt potworny - waha się podróżnik.
Niezbyt miła niespodzianka spotkała go natomiast w ambasadzie polskiej. - Najpierw zgodzili się, że mogę za darmo zanocować, a potem powiedzieli, że mam zapłacić 75 euro. To naprawdę dużo pieniędzy - mówi krośnianin. W końcu, po dłuższej wymianie zdań, udało się spędzić tam noc. - Ale to przykład jak Polacy pomagają Polakom. Następną noc spędziłem w prywatnym domu. Gospodarz zaproponował, żebym nie spał w namiocie, zaprosił mnie pod swój dach. Wcale nie chciał ode mnie pieniędzy, mało tego - jeszcze mi dał tysiąc rubli. Obcy człowiek w obcym państwie.
Kolejny punkt wycieczki to Soczi - największy letni kurort w Rosji nad Morzem Czarnym. To tam za kilka miesięcy odbędą się Zimowe Igrzyska Olimpijskie (7-23.02.2014), a potem Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie (7-16.03.2014).
- W Soczi już raz byłem, duże, ładne miasto. Teraz odwiedziłem wioskę olimpijską, tam jest jeszcze strasznie dużo pracy. Powstała tylko konstrukcja jednej hali, stoją dwa blaszane budynki, a gdzie wykończenie? Ja nie wiem, jak oni zdążą. Mieli na to 8 lat. Może im się uda, ale już nie ma czasu i będzie to zrobione byle jak - prorokuje Tomasz Świątek.
- To jeden problem, ale drugi to płatności - kontynuuje. - Chciałem wszędzie płacić kartą, ale w sklepach nie ma terminali, a bankomat to bandyta - przelicza na euro, potem na ruble i już nie ma 40 procent pieniędzy. Mówię do nich, że przecież u was za niedługo będzie olimpiada, nikt nie przyjedzie z walizką pieniędzy, każdy będzie miał kartę. Nic nie kupi, nic nie załatwi, bo Internet nie chodzi. To wielkie nieporozumienie.
Potem krośnianin pojechał na Krym, stamtąd do Nowej Odessy. Na trasie doszło jednak do niebezpiecznego wypadku. - Najechał na mnie tir, spadłem na prawą stronę. Na szczęście nic mi się nie stało. Kierowca zaproponował mi 500 rubli. To niecałe 200 zł, ale przystałem na to. W Finlandii nie ma takich problemów, tam albo kierowcy stają albo omijają rowerzystę z daleka. Wiedzą, że jak spowodują wypadek, to będą mieli przechlapane przez długie lata. A na Ukrainie ludzie kompletnie nie myślą - komentuje Tomasz Świątek.
Ukraiński etap wyprawy to jeszcze Humań i Gródek. Na koniec została tylko Słowacja, po przejechaniu której nastąpił szczęśliwy powrót do domu.