Myszołów został znaleziony w Moderówce. Do końca nie wiadomo, co mu się przydarzyło. Pozostają tylko domysły. Anonimowy znalazca przywiózł ptaka w pudełku do RDLP w Krośnie i tam pozostawił z kartką, na której było napisane: „Tuptuś” uszkodzenie lędźwi, miednicy. Rana na kolanie odkażona. Nie je, nie pije.
Jeszcze tego samego dnia po południu jeden z leśników zawiózł myszołowa do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Bukowsku Fundacji Bieszczadziki. Tuptuś okazał się około dwuletnim samcem. Świadczy o tym jego ubarwienie, waga i kolor tęczówki.
– Nie mamy wywiadu, więc nie wiemy dokładnie, co się wydarzyło. Nie wykluczamy porażenia prądem – mówi Katarzyna Zabiega, lekarz weterynarii. – Niepokojące jest to, że nie wstaje, a nie jest postrzelony ani połamany. Nie ma też innych schorzeń. Dobrze, że są odruchy i próbuje szponami łapać drążek. Teraz wszystko będzie zależało od niego.
Już w drugim dniu pobytu w ośrodku Tuptuś zaczął jeść.
– Jego stan jest stabilny, ale o powrocie do zdrowia zadecydują najbliższe dni. Dostaje antybiotyki, leki przeciwzapalne, witaminy.
Podobnych przypadków jest sporo. Każdego roku do ośrodka trafia od 10 do 20 myszołowów. – Ludzie tłumaczą, że znaleźli ptaka w ogrodzie, albo na spacerze. I niewiele więcej, a dla nas istotne są informacje, czy w pobliżu znajduje się słup wysokiego napięcia, czy była tam padlina. To są szczegóły, na które ludzie nie zwracają uwagi, a które dla nas są bardzo ważne, bo pomagają nam ustalić, co mogło się ptakowi przydarzyć – dodaje doktor Zabiega.
Edward Marszałek, rzecznik RDLP w Krośnie przestrzega przed ratowaniem dzikich zwierząt.
– Jeśli natrafimy na rannego ptaka w jego naturalnym środowisku, np. w lesie, dajmy mu spokój. Pamiętajmy, że prawo zabrania zabierania zwierząt z lasu – mówi. – Pomagamy tylko ptakom rannym w wypadkach, które miały miejsce na terenach zabudowanych. Wzywamy wtedy odpowiednie służby, np. straż miejską, czy policję, które zawiadamiają weterynarza.
Rzecznik zaznacza, że takich historii jak Tuptusia jest mnóstwo.
– Ludzie ciągle przynoszą do leśniczówek zwierzątka, chcąc je ratować. Zdarza się, że do budynku dyrekcji również, dlatego nie zaskakują nas takie przypadki.
Dla przykładu, w zimie do RDLP w Krośnie trafiły dwa nietoperze, które leśnicy również przetransportowali do ośrodka w Bukowsku.
Wydaje mi się, że ( z całym szacunkiem) więcej doświadczenia w tego rodzaju przypadkach mają pp doktorzy weterynarii Fedaczyńscy w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu. Udało im się nawet założyć protezę łapy u sokoła. Nie mówiąc już o reanimacji zatrutych bielików, leczenia chirurgicznego wyjętego z wnyków rysia, czy słynnego "odmrożenia" znalezionego w rowie w Polanie pistuna ( małego misia). Ale życzę powodzenia i trzymam kciuki)))))