Dlaczego "Portius"?
- Nazwa naszej organizacji związana jest z Wojciechem Portiusem. Portius był Szkotem, przybył do Krosna na początku XVII wieku. Miał wtedy nieco ponad 20 lat i od razu zajął się handlem winem. W przeciągu kilkunastu lat, jego fortuna wzrosła do niebywałych rozmiarów. Ożenił się z mieszczką krośnieńską, z panią Anną - z domu Hesner. Miał z nią troje dzieci. Do końca swoich dni zajmował się tu handlem i był jednym z bardziej znaczących ludzi w Krośnie w tym czasie. Nasze Stowarzyszenie przyjęło jego nazwisko za swoją nazwę i jesteśmy przekonani, że po przebyciu pewnych trudności i przy pewnym zaangażowaniu, przywrócimy handel winem węgierskim, który jest tak bardzo związany z naszym miastem.
W planach stowarzyszenia jest organizacja corocznych festiwali winnych...
- Tak, mamy taki zamiar. Chcemy co roku organizować wielkie festiwale winne, które planujemy odbywać na krośnieńskim Rynku. Degustacje win, ich sprzedaż, występy zespołów węgierskich - wszystko to może się na takim festiwalu odbywać. Taką ideę zaprezentowałem podczas ubiegłorocznej konferencji "Pomysł na Krosno". Powiedziałem wówczas słowami wieszcza: "Festyn mój widzę ogromny". Tak go widzę. Na pewno nie będzie to w tym roku - jest wiele barier, które należy pokonać. To jest olbrzymia praca. Ja jestem jednak przekonany, że - jeśli starczy nam sił w stowarzyszeniu - może już w przyszłym roku impreza ta dojdzie do skutku i dzięki niej, nasze Królewskie Miasto Krosno stanie się miastem bardziej atrakcyjnym, a miejska kasa bogatsza.
Jakie działania prowadzicie w tym kierunku?
- Już w tym roku chcemy zorganizować kilka znaczących degustacji wina, aby wskrzesić tę tradycję. W naszym regionie ta stara, wielowiekowa tradycja, gdzieś odpłynęła. Wspaniałe węgierskie wina, które sprzedawano tu przez setki lat, odeszły w niepamięć. Chcemy powrócić do tej świetnej tradycji.
Czy obecna współpraca polsko-węgierska, a konkretniej krośnieńsko-węgierska, jest wystarczająca?
- Nasze kontakty powinny być zdecydowanie intensywniejsze niż są obecnie. Przecież mamy wspaniałą przeszłość obu narodów, tysiącletnią granicę, brak jakichkolwiek większych konfliktów. Trudno jest spotkać w Europie czy na świecie dwa kraje, które z taką sympatią podchodzą do siebie.
Mieszczanin krośnieński. Szkot z pochodzenia, komendant miasta w roku 1658. Dzierżawca wsi Szczepańcowa oraz folwarku w Suchodole. W połowie XVII wieku najbardziej liczący się importer win węgierskich na północ od Karpat. Inspirator i fundator przebudowy kościoła farnego w latach 1637-1646, jak również szeregu innych wybitnych realizacji artystycznych na terenie miasta. Nobilitowany w roku 1658. Zmarł w 1661. Jedna z ulic nosi jego imię.
Na początek swojej działalności, Stowarzyszenie "Portius" zaprosiło do Krosna Konsula Generalnego Republiki Węgier w Polsce, dr. Istvana Kovacsa. Konsul spotkał się w ostatni czwartek (18.04) z przedstawicielami krośnieńskiej władzy (obecny był Prezydent Krosna - Roman Zimka i Przewodniczący Rady Miasta - Łukasz Zborowski), członkami Unii Przedsiębiorców i Właścicieli Nieruchomości oraz założycielami Stowarzyszenia "Portius". Na spotkaniu w Piwnicy Wójtowskiej, Konsul zaprezentował swoją nową książkę pt. "Józef Bem - bohater wiecznych nadziei".
Czy wina węgierskie mają szanse na polskim rynku?
- To jest oczywiście bardzo trudna sprawa. Wiem, że polski rynek jest "zalany" różnymi winami południowo-afrykańskim, izraelskimi czy południowo-amerykańskimi. Węgrzy troszkę zaniedbali ten rynek. Ale wydaje mi się, że taka promocja [festiwal win - przyp. red.] może zbudować silną pozycję m.in. wina tokajskiego albo egerskiego [na Węgrzech mówi się o regionach winnych, jest ich 27 - przyp. red.]. To leży w interesie Węgrów, bo jak wejdziemy do Unii Europejskiej, to wyzwanie będzie jeszcze większe. Rynek węgierski może bowiem zostać "zalany" europejskimi i światowymi markami win. Producenci gatunkowych węgierskich win muszą więc skorzystać z tej wspaniałej inicjatywy [powołania Stowarzyszenia "Portius" - przyp. red.], która świadczy o tym, że jednak przeszłość w jakiejś mierze może nam pomagać. Przecież przeszłość bardzo silnie łączyła kiedyś Polaków i Węgrów.
Które węgierskie wina powinniśmy sprowadzać do Polski?
- Najbliżej Polski leży region tokajski. Wprawdzie, nie ma tam czerwonego tokajskiego wina, bo takowe jest bliżej Egeru, ale od czegoś trzeba zacząć. Region tokajski jest oddalony od Polski o 150 km, więc to niedaleko dla takiego handlu.
Czy jest możliwe "reaktywowanie" Traktu Węgierskiego?
- Tradycja Krosna wskazuje na to, że jest to możliwe w jakimś stopniu. Będziemy się starali współorganizować festiwale winne, jako takie kulturalne przedsięwzięcia. Na razie będą to degustacje, chcemy, żeby ludzie przyzwyczajali się do tych imprez corocznych. A jednocześnie będzie to przyzwyczajanie różnych winnych firm węgierskich i zespołów muzycznych, że muszą się tu pojawiać. To również ogromna szansa dla węgierskich biur podróży. Węgrzy mogą też korzystać z Waszych uzdrowisk.
Polskę i Węgry łączy bogata historia. Warto wspomnieć chociażby króla Polski Stefana Batorego, który pochodził z rodziny węgierskiej czy Józefa Bema, o którym napisał Pan książkę [Józef Bem żył na przełomie XVIII i XIX w, był polskim artylerzystą - w 1849 został naczelnym wodzem armii węgierskiej - przyp. red.]. Czy to ciąg dalszy historii?
- Przyjaźń polsko-węgierska jest bezprzykładnym fenomenem, musimy dbać o nią. I nasze obecne plany idą w tym kierunku. Nie wystarczają wspomnienia jaką piękną przeszłość mieliśmy, ale trzeba też na tej przeszłości budować przyszłość. I Stowarzyszenie "Portius" powstało właśnie w tym celu, między innymi. Węgierskie i polskie dążenia do Unii Europejskiej nie wykluczają naszej współpracy. Będę zachęcał miasta węgierskie by nawiązywały współpracę z polskimi miejscowościami i już teraz tworzyły takie "mini unie europejskie".
Rozkwit Jaślisk
Historia tej miejscowości mówi, że od XVI wieku Jaśliska rozwijały się właśnie dzięki handlowi winem przewożonym przez granicę Traktem Węgierskim przez przełęcz Beskid. Mówi się o znaczącym "rozkwicie" Jaślisk. Od kupców przewożących trunki pobierano wszelkie możliwe podatki: myto, cło, opłaty za korzystanie z komory celnej, za przechowanie wina itd.
Upadek gospodarczy
Upadek gospodarczy miasta był nieunikniony, jako że Jaśliska poczęły tracić swą monopolistyczną pozycję w handlu winem węgierskim. Mieszczanie z Dukli, Nowego Żmigrodu, Rymanowa, Krosna i Jasła też chcieli zarobić na korzystnym położeniu, zaczęli więc występować przeciwko prawom składowania i oskarżać jaśliszczan o zmuszanie kupców do składowania wina w miasteczku. Gwoździem do trumny było modernizacja traktu wiodącego przez niższą (o 81 metrów) przełęcz dukielską przeprowadzona już na początku XIX wieku.