- Zdobądźmy cyjanek. Zabijmy się, nie dajmy się rozstrzelać ani zagazować! – Mania ma dość oczekiwania na koniec.
- Nie, siostro! Ryzykujmy, nawet jeśli przeżyć ma tylko jedno z nas – Aleksander sam nie wie, czy przemawia przez niego wola życia czy strach przed śmiercią.
Racja Aleksandra wygrywa. Jest sierpień 1942 roku i jeszcze przez kilka dni 6-osobowa rodzina Białywłosów z Krosna będzie w komplecie.
Rozkaz: 10 sierpnia wszyscy Żydzi mają się stawić na targu przy ul. Kolejowej. Tylko 10 kg bagażu na osobę. Będzie przesiedlenie, na wschód. Za ukrywanie się – kula w łeb.
Obóz zagłady w Bełżcu rzeczywiście jest na wschód od Krosna. Za kilka dni zginie w nim ponad połowa około 2-tysięcznej społeczności żydowskiej miasta. W gettcie przy ul. Franciszkańskiej, w 12 piętrowych kamienicach stłoczona zostaje reszta, około 600 osób.
Białywłosowie nadal są w komplecie. 19-letni Aleksander, jego ojciec Mendel (l. 51) i brat Salomon (l. 19) przydadzą się jeszcze hitlerowcom. Są silni i zdrowi, są szklarzami (przed wojną prowadzili warsztat przy ul. Ordynackiej, stracili go, ale nadal w nim pracują). Mendel i Aleksander mogą wracać do getta, a Salomon pomoże w sprzątaniu po podobnej selekcji przeprowadzanej w Jaśle.
Matkę Aleksandra Leję (l. 46), siostrę Manię (l. 20) i 11-letniego brata Heńka ukryli w przeddzień selekcji na strychu, pod brudnymi szmatami. Takich jak oni jest więcej, hitlerowcy wiedzą o tym doskonale. - Kto się ujawni, przeżyje – ogłaszają dwa tygodnie po zbiórce na targu. Przychodzi niewielu, darują im życie. Ponawiają apel: dotrzymaliśmy słowa, nic wam nie grozi, przekonują. Żydzi połykają haczyk. Ujawnia się większość pozostałych.
Aleksander pracuje akurat w rafinerii w Jedliczu. Gdy wraca wieczorem, matki i siostry nie ma. Jest ojciec. Płacze, po raz pierwszy w życiu. Przygląda mu się przestraszony Heniek, jego nie zabrały ze sobą. Czyżby przeczuwały, że zostaną załadowane na ciężarówkę, auto ruszy w stronę Jasła, a w Moderówce skręci z drogi w kierunku lasu?
- Jak mogłeś je puścić!? - Aleksander krzyczy na ojca.
- Nie posypuj rany solą – odpowiada Mendel.
W rodzinie Białywłosów zostali sami mężczyźni.
Rozstanie z Heńkiem jest najtrudniejsze.
"4 grudnia 1942 roku Żydzi mają się zebrać na placu w gettcie" - nikt nie ma już wątpliwości, co oznacza ten rozkaz.
Białywłosowie mają klucze do zakładu na Ordynackiej. W nocy uciekają do niego z getta, chowają się w piwnicy. O 8 rano do zakładu przyjeżdża nadzorujący go Niemiec. Jest przerażony obecnością Żydów, boi się kłopotów. Obiecuje jednak sprawdzić, co dzieje się w gettcie. Wraca z oficerem gestapo Bäckerem, który zaprowadza uciekinierów do otoczonego hitlerowcami getta. Bäcker daje Białywłosom kilka minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i dołączenie do ustawionych na placu Żydów. Mają szczęście, to ostatnie kilka minut cierpliwości gestapowca. Rodzinę Tepperów, która dołącza do zbiórki chwilę po Białywłosach, Bäcker targa pod ścianę i zabija strzałami z pistoletu. Ten sam los spotyka trzech kolejnych spóźnialskich.
Żołnierze przeszukują domy. W jednym leży przykuta do łóżka staruszka. Krzyk, strzał, cisza. Czysto, następny dom.
Do pracy na lotnisku hitlerowcy wybierają 24 Żydów. Oddzielają ich i każą czekać. Aleksander i jego ojciec są w tej grupie. Heniek zostaje z resztą. - Jedziecie do Rzeszowa – mówią gestapowcy. Ci, którzy przeżyją kilka miesięcy w nieludzkich warunkach rzeszowskiego getta, i tak trafią ostatecznie do Bełżca lub do Auschwitz.
Kolumna wychodzi. Maszerujący Heniek odwraca głowę w kierunku taty i brata, znowu i znowu. Jego błagający o pomoc wzrok wracał będzie do Aleksandra w koszmarach nocnych i na jawie.
Do getta wjeżdża wóz, zabierze ciała.
Zaczyna padać gęsty śnieg, przysypie krew.
W sąsiadującym z gettem zakonie franciszkanów ojciec F. otwiera kronikę, pod datą 4 grudnia 1942 r. zanotuje: "O godzinie 8, podczas mszy św. ludzie śpiewają pieśni do Serca Pana Jezusa. Przeszkadzały odprawianiu mszy św. i spowiedzi krzyki żydów z getta, które dzisiaj zupełnie zlikwidowano".
Wieczorem w barakach na lotnisku pobożny, ocalony z getta Shia Wolf zacznie się modlić, Aleksander nie wytrzyma: - Do jakiego boga się modlisz?! Do tego, który właśnie zabrał ci żonę i sześcioro dzieci?
Do tego samego, który zabrał Aleksandrowi już połowę rodziny?
Ostatni list od brata Salomona przyszedł w lutym 1943 roku. Pracujący w Jaśle przy szkleniu okien Salomon wrzucał je ukradkiem do skrzynki, adresując na zaprzyjaźnionego Polaka, który przekazywał je Aleksandrowi.
Ktoś go zauważył. Na najbliższym apelu oficer gestapo wyciągnął Salomona z tłumu i zastrzelił. - Żydom nie wolno wysyłać listów – przypomniał.
Białywłosów zostało już tylko dwóch.
Ci, którzy przeżyją, nazwą to "paradą golasów". Na początku maja 1944 roku wszyscy więźniowie obozu w Krakowie-Płaszowie, kobiety i mężczyźni, muszą rozebrać się do naga i stanąć przed nazistowską komisją. Jesteś bez skazy – idziesz na prawo. Masz choćby najmniejszy widoczny defekt – stajesz po lewej. Aleksander, który na początku roku wraz z ojcem trafił do Płaszowa z likwidowanych baraków na krośnieńskim lotnisku, idzie na prawo. Zapadnięte policzki ojca wystarczą, żeby dołączył do tych po lewej.
- Auschwitz wcale nie musi oznaczać najgorszego – Aleksander stara się podtrzymać nadzieję, bardziej w sobie niż w ojcu. - Weź – wciska Mendelowi swoją porcję chleba.
Mendel odpycha rękę syna: - Zabierz, mnie się już nie przyda.
Aleksander zostaje sam.
Aleksander przeżył Holokaust. Oprócz jego najbliższych hitlerowcy wymordowali praktycznie całą dalszą rodzinę Białywłosów. Z kilkudziesięciu jej członków wojnę przetrwały jeszcze tylko dwie osoby.
23 stycznia w Krośnie obchodzony jest Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.
Sol Berger: wojenne wspomnienia z Krosna (2008-06-04)