Morsy szykują sobie kąpielisko

- Skoro chcemy z tego miejsca korzystać, musimy o nie zadbać - oznajmili członkowie krośnieńskiego klubu morsa. Potem zakasali rękawy i w ciągu kilku godzin wyczyścili teren kąpieliska ze śmieci. Wykonali też schody umożliwiające bezpieczne zejście do wody.
Członkowie krośnieńskiego klubu morsów nie czekają, aż ktoś zrobić coś za nich. Biorą sprawy w swoje ręce

Gdyby Kazimierz Antkiewicz miał inne podejście do życia i potrafił usiedzieć na miejscu, morsy z Krosna i okolic pewnie nadal byłyby rozproszone, a o ich zamiłowaniu do lodowatych kąpieli nikt w mieście by nie wiedział.

Ale on, zamiast czekać aż coś wreszcie "się zrobi", woli to zrobić sam. W lutym założył w Krośnie klub morsa: znalazł odpowiednie miejsce do kąpieli i wyznaczył stały termin spotkań jego członków. Potem zadbał o rozgłos. 8 marca zorganizował morsowanie na rynku. Aby impreza mogła się odbyć, odwiedził urząd miasta, straż pożarną oraz kilka innych miejsc i instytucji. Zaprosił media. Na wymarłym o tej porze roku rynku pojawiło się kilkaset osób.

Jego postawa jest zaraźliwa. Już dawno zaraził nią żonę, a teraz zaraża kolegów morsów.

Zakole Wisłoka. - Tu warunki do kąpieli są najlepsze - mówią morsy

W poniedziałek (7.09), na tzw. Sztukach w zakolu Wisłoka, pojawiła się ich czwórka. Przyszli, aby przygotować kąpielisko do sezonu, który rozpoczną oficjalnie w pierwszą niedzielę października.

- To nasza upatrzona miejscówka. Nie ma lepszej: woda jest spokojna, ma odpowiedni poziom. Poza tym jest blisko centrum, dojazd jest dobry i szybki, można w pobliżu zaparkować i jest dużo przestrzeni dla rodzin i kibiców, którzy przychodzą oglądać nasze kąpiele - argumentują wybór morsy. - Tylko że sam teren jest zaśmiecony. Mnóstwo butelek zostało wokół po "plażowiczach". Cześć z nich jest potłuczona. Gdy je w zimie śnieg przyprószy, to nawet ich nie zauważysz, nadepniesz na takie ostre szkło i katastrofa gotowa.

Brakowało też bezpiecznego zejścia do wody, bo brzeg jest stromy i żeby zejść do Wisłoka trzeba było się po nim niemal ześlizgiwać. U sponsora wychodzili więc kilkanaście krawężników i ich transport nad rzekę. Potem trójka morsów zakasała rękawy i w ciągu kilku godzin ułożyła z nich porządne, stabilne schody.

Kilka godzin pracy i kąpielisko jest czyste, a przede wszystkim bezpieczne

W międzyczasie foczka Renata, żona Kazimierza Antkiewicza, wyzbierała śmieci, przede wszystkim butelki. Wypełniła nimi trzy wielkie wory.

W najbliższych dniach wykoszą jeszcze teren i pozbierają te śmieci, które skryły się w wysokiej trawie i chaszczach.

Po cichu liczą, że w rewitalizację "Sztuk" włączy się Miasto: - Przydałoby się trochę drogę podżwirować, wtedy jeszcze łatwiej byłoby tu dojechać. Nie tylko nam.

- Skoro chcemy z tego miejsca korzystać i traktujemy to kąpielisko jako miejsce naszych spotkań, poczuwaliśmy się do obowiązku, aby odpowiednio o nie zadbać - tłumaczą. - Przecież to oczywiste.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)