ARCHIWUM 1999-2017

Morsy szykują sobie kąpielisko

- Skoro chcemy z tego miejsca korzystać, musimy o nie zadbać - oznajmili członkowie krośnieńskiego klubu morsa. Potem zakasali rękawy i w ciągu kilku godzin wyczyścili teren kąpieliska ze śmieci. Wykonali też schody umożliwiające bezpieczne zejście do wody.
Redakcja Portalu
Członkowie krośnieńskiego klubu morsów nie czekają, aż ktoś zrobić coś za nich. Biorą sprawy w swoje ręce

Gdyby Kazimierz Antkiewicz miał inne podejście do życia i potrafił usiedzieć na miejscu, morsy z Krosna i okolic pewnie nadal byłyby rozproszone, a o ich zamiłowaniu do lodowatych kąpieli nikt w mieście by nie wiedział.

Ale on, zamiast czekać aż coś wreszcie "się zrobi", woli to zrobić sam. W lutym założył w Krośnie klub morsa: znalazł odpowiednie miejsce do kąpieli i wyznaczył stały termin spotkań jego członków. Potem zadbał o rozgłos. 8 marca zorganizował morsowanie na rynku. Aby impreza mogła się odbyć, odwiedził urząd miasta, straż pożarną oraz kilka innych miejsc i instytucji. Zaprosił media. Na wymarłym o tej porze roku rynku pojawiło się kilkaset osób.

Jego postawa jest zaraźliwa. Już dawno zaraził nią żonę, a teraz zaraża kolegów morsów.

Zakole Wisłoka. - Tu warunki do kąpieli są najlepsze - mówią morsy

W poniedziałek (7.09), na tzw. Sztukach w zakolu Wisłoka, pojawiła się ich czwórka. Przyszli, aby przygotować kąpielisko do sezonu, który rozpoczną oficjalnie w pierwszą niedzielę października.

- To nasza upatrzona miejscówka. Nie ma lepszej: woda jest spokojna, ma odpowiedni poziom. Poza tym jest blisko centrum, dojazd jest dobry i szybki, można w pobliżu zaparkować i jest dużo przestrzeni dla rodzin i kibiców, którzy przychodzą oglądać nasze kąpiele - argumentują wybór morsy. - Tylko że sam teren jest zaśmiecony. Mnóstwo butelek zostało wokół po "plażowiczach". Cześć z nich jest potłuczona. Gdy je w zimie śnieg przyprószy, to nawet ich nie zauważysz, nadepniesz na takie ostre szkło i katastrofa gotowa.

Brakowało też bezpiecznego zejścia do wody, bo brzeg jest stromy i żeby zejść do Wisłoka trzeba było się po nim niemal ześlizgiwać. U sponsora wychodzili więc kilkanaście krawężników i ich transport nad rzekę. Potem trójka morsów zakasała rękawy i w ciągu kilku godzin ułożyła z nich porządne, stabilne schody.

Kilka godzin pracy i kąpielisko jest czyste, a przede wszystkim bezpieczne

W międzyczasie foczka Renata, żona Kazimierza Antkiewicza, wyzbierała śmieci, przede wszystkim butelki. Wypełniła nimi trzy wielkie wory.

W najbliższych dniach wykoszą jeszcze teren i pozbierają te śmieci, które skryły się w wysokiej trawie i chaszczach.

Po cichu liczą, że w rewitalizację "Sztuk" włączy się Miasto: - Przydałoby się trochę drogę podżwirować, wtedy jeszcze łatwiej byłoby tu dojechać. Nie tylko nam.

- Skoro chcemy z tego miejsca korzystać i traktujemy to kąpielisko jako miejsce naszych spotkań, poczuwaliśmy się do obowiązku, aby odpowiednio o nie zadbać - tłumaczą. - Przecież to oczywiste.

(DI), fot. Damian Krzanowski