Paweł Przytocki odwiedza Krosno tak często, jak może. W końcu to w jego rodzinnym mieście wszystko się zaczęło. – Gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, mama zaprowadziła mnie wraz z bratem na wstępny egzamin do szkoły muzycznej. Obaj zostaliśmy przyjęci. Brat został zapisany na skrzypce, ja na fortepian – wspomina.
Na zajęcia uczęszczali popołudniami do Pałacu Biskupiego. – To była bardzo dobra i elitarna szkoła. Uczyła podstaw, które w przyszłości procentowały. Uczęszczała do niej grupka dzieci. Pamiętam, że zajęcia z solfeżu, czyli naukę czytania nut głosem, pobierałem u prof. Mirosława Marchowieckiego na pierwszym piętrze, tam również uczęszczałem na zajęcia z harmonii i słuchania muzyki z prof. Elżbietą Nahajowską, zaś na parterze odbywały się lekcje fortepianu u prof. Anny Tomoń. W jej sali znajdował się piękny, duży koncertowy Petrof.
Brat Pawła, Piotr został prezydentem Krosna. Natomiast on sam postanowił związać swoją przyszłość z muzyką. Nie wiedział tylko w jakiej formie. Był rok 1978, kiedy tuż przed egzaminem wstępnym do Akademii Muzycznej w Krakowie, odwiedził prof. Władysława Świstaka w Jaśle. Był on organistą w kościele oo. Franciszkanów, a z wykształcenia dyrygentem.
– Pojechałem do niego po poradę. Poprosił, żebym zagrał coś bez przygotowania, a później zadyrygował tym utworem. Odpowiedziałem, że nigdy nie uczyłem się dyrygowania i nie wiem, jak to robić. Kazał mi spróbować. Na koniec powiedział, żebym zastanowił się nad dyrygenturą.
Mimo zachęty ze strony nauczyciela krośnianin uważał, że dyrygentura jest dla niego za trudna. Dlatego najpierw zdał na wydział wychowania muzycznego ze specjalnością chóralistyka, i to z najwyższą oceną na roku. Przeznaczenie go jednak nie ominęło i po ukończeniu nauki na tym kierunku, rozpoczął studia na wydziale dyrygentury.
Po ukończeniu studiów poprowadził kilka gościnnych koncertów w różnych filharmoniach w Polsce: w Rzeszowie, Opolu, Częstochowie. W 1987 roku po koncercie w Łódzkiej Filharmonii otrzymał propozycję pracy etatowej w Teatrze Wielkim, gdzie pracował przez rok. W końcu objął stanowisko dyrektora artystycznego w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.
Ogromne znaczenie dla jego twórczości miał występ na Festiwalu Flandryjskim, gdzie wykonał V symfonię Dmitrija Szostakowicza. – Koncert był transmitowany na wszystkie kraje Beneluksu. Po nim dostałem propozycję wielu znakomitych kontraktów.
W tym czasie w Polsce wiele się zmieniło. Nastąpił ciężki czas dla kultury, a skutki reform gospodarczych były dla niej odczuwalne przez kilka dobrych lat. W 1991 roku krośnianin powrócił do Krakowa. – Zrobiłem podsumowanie moich osiągnięć po pierwszych pięciu latach po studiach, a następnie zrobiłem sobie przerwę. Dyrygowałem tylko gościnnie.
W 1994 roku został dyrektorem artystycznym Filharmonii Łódzkiej, a w kolejnych latach pełnił funkcję Dyrektora Naczelnego i Artystycznego Filharmonii Krakowskiej oraz na stałe współpracował z Teatrem Wielkim w Warszawie. W tym okresie również wystąpił z koncertami w Chinach, Ameryce Południowej, Stanach Zjednoczonych i w wielu ośrodkach muzycznych Europy (m.in. w Musikverein w Wiedniu, Palais des Beaux-Arts w Brukseli, Rudolfinum w Pradze i Konzerthaus w Berlinie).
Od 2017 roku pełni funkcję dyrektora artystycznego w Filharmonii Łódzkiej. – Te ostatnie sześć lat to był czas intensywnej, ciekawej i twórczej pracy. Przez ten okres udało nam się wypracować coś bardzo wartościowego, co będzie miało znaczenie ponadczasowe. Wspólnie z Filharmonią Łódzką nagrałem trzy płyty z polską muzyką – podsumowuje.
Są to m.in. koncerty skrzypcowe Emila Młynarskiego, które nagrodzono Fryderykiem w 2020 roku. - To był ostatni moment, aby nagrać te płyty, bo kolejne pokolenie nie będzie miało tyle siły i determinacji. Wszystko ulega komercjalizacji, liczy się to, co się opłaca. Wiąże się z tym duchowa pauperyzacja, która powoduje, że wszystko staje się coraz bardziej jałowe.
Paweł Przytocki jest dyrygentem od blisko 40 lat. Przez ten czas rola dyrygentów zmieniała się. Obecnie oprócz rzemiosła, muszą mieć oni też umiejętność wystąpień publicznych i poruszania się w mediach społecznościowych. – Każdy dyrygent jest twarzą koncertu, dlatego powinien umieć zaprosić i zachęcić publiczność do kupienia biletu. Tego nikt za niego nie zrobi, to jest jego obowiązek, a jednocześnie jest to wielka odpowiedzialność, ponieważ osobiście gwarantuje poziom każdego występu.
Dla krośnianina najbardziej pasjonująca w dyrygowaniu jest ogromna mnogość nieprzewidywalnych zjawisk. – Na przykład dostaję zaproszenie do nowej orkiestry. Wiem tylko, jakie utwory mamy wykonać. O tym, czy zostanę zaakceptowany i nawiążę kontakt, decyduje pierwsze 15-30 minut.
A obecnie orkiestra bazuje na świetnie wykształconych muzykach, którzy grają na o wiele lepszych instrumentach niż kiedyś.
- Dzisiaj orkiestra potrzebuje inspiracji, a nie nakazów. Jeśli dyrygent za mocno przyciśnie zespół, to stłamsi to, co najlepsze w ludziach.
I dodaje: - Jednak jeśli dotrze do większości muzyków, z których każdy ma swoją wrażliwość i bagaż doświadczeń, to poruszy w nich najbardziej wrażliwe struny, a one zaczną ze sobą grać. Tak działa orkiestra.
Jak każdy dyrygent, również Paweł Przytocki ma swoich mistrzów i osoby, które go zauważyły i doceniły. Duże znaczenie mieli dla niego prof. Jerzy Katlewicz, u którego kończył dyrygenturę czy prof. Helmut Rilling, od którego otrzymał stypendium w Stuttgarcie.
Od 2007 roku krośnieński dyrygent sam jest mentorem. Uczy dyrygentury na Akademii Muzycznej w Krakowie. Pokazuje studentom, że najważniejsze są siła i determinacja. –Siła pozwala przetrwać, a determinacja pójść dalej i wyżej w procesie zrozumienia tego, co się robi. Artysta ciągle jest w drodze, a droga jest ważniejsza niż sam cel.
Paweł Przytocki często nosi przy sobie partytury, które w wolnej chwili przegląda. Często dyryguje utworami Johannesa Brahmsa, Roberta Schumanna, Sergiusza Rachmaninowa, Dmitrija Szostakowicza, a także Gustava Mahlera. - Warto nadmienić przy tej okazji, że w 2011 roku zorganizowałem jedyny do tej pory w Polsce Festiwal Muzyki Gustava Mahlera z okazji stulecia jego śmierci.
Za nagranie I Symfonii Rachmaninowa został wyróżniony przez amerykański magazyn muzyczny "La folia". Było to dla niego tak samo niespodziewane, jak zaproszenie do poprowadzenia koncertu otwarcia Konkursu Pianistycznego im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, który odbył się 14 marca 2023 roku.
Przez ostatnie lata dyrygent studiował twórczość Antona Brucknera. – Do tej pory jej nie rozumiałem, a teraz wydaje mi się bardzo bliska i głęboka. W Polsce rzadko można ją usłyszeć, ale muzyka Brucknera jest bardzo wartościowa i głęboka. Ma siłę wyrazu.
Teraz Paweł Przytocki przygotowuje się do zakończenia sezonu w Łodzi, a następnie do Konkursu Muzyki Polskiej w Rzeszowie, który odbędzie się na przełomie czerwca i lipca tego roku.
To mamy zatem dwóch braci dyrygentow, ponieważ zarządzanie miastem to coś z dyrygentury. Brawo, może prezydentura dyregencka?
Bardzo cieszy każdy sukces krośnian. Paweł Przytocki - wielka postać. Krośnian, którzy osiągnęli sukces poza Krosnem jest mnóstwo. Tylko rodzicie dowiadujacy się o sukcesach swoich dzieci, gdzieś daleko, w świecie, od czasu do czasu, tęsknym okiem spogladają w dal. Tak już jest.
Gafa, posądzenie prezydenta o to, że coś zalatwia bratu odnoszacemu ogólnopolskie i międzynarodowe sukcesy brzmiałoby do bólu absurdalnie i komicznie, a i tak pewnie pojawiłyby się takie głosy. Więc takie przypuszczenia są pewnie przyczyną tylko prywatnych wizyt pana dyrygenta. Szkoda. Piękny język wypowiedzi i wartościowe poglądy. Swoją drogą tylko pozazdrościć Rodzicom panów zdolności wychowawczych :).
Krośnianie nie potrafią docenić ludzi, którzy z Krosna wyszli, ukończyli szkoły jak np. panowie Przytoccy.... Ukończyli SP Nr 3, łączyli naukę w niej z nauką w Szkole Muzycznej itd. Pan Paweł Przytocki był mile wspominany przy okazji koncertów pana Kowalskiego, ale Krosno /nie wiem dlaczego.../ mając tak znanego dyrygenta nie zorganizowało z nim spotkania, dużego koncertu ku czci, z okazji wielkich rocznic, jubileuszy? Czyżby bali się o posądzenie o nepotyzm, gdyż brat jest prezydentem Krosna... Dość tej zaściankowości, tego plotkarskiego towarzystwa.... Może warto postawić na kogoś, kogo inni doceniają...