Jadzia na oceanie: przygoda dobiegła końca

Gdzie taksówka kosztuje 20 groszy? Jak smakuje najbardziej śmierdzący owoc świata? Jak uniknąć porwania przez piratów? Na te i wiele innych pytań odpowiada Jadwiga Pękalska - 21-letnia krośnianka, która wróciła do domu po czteromiesięcznym rejsie z Malezji do Słowenii.

Gdy wyjeżdżała z Krosna był śnieg i mróz, środek zimy. W Singapurze, skąd zaczynała się cała przygoda, przywitał ją 40-stopniowy upał. Po czterech miesiącach rejsu, u progu europejskiego lata dwuosobowa załoga zawinęła do Portorož w Słowenii. Dziś Jadwiga Pękalska jest już w domu. Ciągle jednak budzi się o 5 rano na wachtę... W marcu po raz pierwszy pisaliśmy o jej wyprawie, teraz Jadzia dzieli się z nami swoimi wrażeniami.

Mapka z trasą rejsu od Malezji do Włoch

Rejs z Malezji do Słowenii (dokładnie do włoskiego portu Monfalcone, gdzie jacht został wciągnięty na przyczepę) trwał 114 dni, od 10 lutego do 4 czerwca. Trasa wiodła z Malezji, przez Tajlandię, Malediwy, Jemen, Erytreę, Sudan, Egipt, Izrael, Grecję, Słowenię i Włochy. Dwuosobowa załoga w składzie Wojciech Maleika (kapitan - Szczecin) i Jadwiga Pękalska (załogant - Krosno) na jachcie "Mantra Ania" łącznie przepłynęła ponad 7 tysięcy mil morskich przez cieśninę Malakka, Ocean Indyjski, Zatokę Adeńską, Morze Czerwone i Morze Śródziemne.

Wojciech Maleika - kapitan jachtowy, wykładowca na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie

Łódka czekała na nich w Danga Bay, w Malezji. 6 lat temu "Mantra Ania" - razem z drugim jachtem - "Mantrą Asią" - wypłynęła w morze z Portorož w Słowenii. Obydwa jachty należą do organizatora rejsów, projektanta i budowniczego jachtów Andrzeja Armińskiego. Każda łódka wykonała 3 pętle dookoła świata. Ostatni etap rejsu "Mantra Ania" dokończyła z krośnianką na pokładzie.

- Kiedy wypływaliśmy z Izraela żałowałam, że rejs powoli dobiega końca - podsumowuje Jadwiga Pękalska. - Na pewno jeszcze popłynę w taki dłuższy rejs - zapowiada.

Kiedy pół roku temu planowała wyprawę nie było to takie oczywiste. Pierwszą reakcją taty na wieść o 4-miesięcznym rejsie w wykonaniu córki - 21-letniej studentki geodezji - było: "Jadzia wiesz, że są śmieci do wyniesienia". Dziś mogą się już z tego śmiać, ale zgoda na tak niebezpieczną wyprawę wymagała także od rodziców sporej odwagi.

"Mantra Ania" zakończyła trzecie okrążenie dookoła świata

Zagrożenie głównie dotyczyło somalijskich piratów, bo trasa wiodła przez Ocean Indyjski i Zatokę Adeńską, czyli wody, gdzie najczęściej dochodzi do ataków. Polska załoga przygotowując się do wyprawy zasięgnęła szczegółowych informacji na ten temat. Każdy rozmówca twierdził, że jachtów piraci nie porywają, są bezpieczne. Na miejscu ich wiedza została zweryfikowana, teraz różni się diametralnie.

- Przed wypłynięciem z Malediwów trzeba się zarejestrować w UKMTO, organizacji nadzorującej ruch jednostek w obszarze zagrożonym atakami piratów. Należy podać dane jachtu, załogi, planowaną trasę, itp. Oni wysyłają z kolei współrzędne ataków pirackich z każdego dnia. Przed wyjazdem myśleliśmy, że jest ich tylko tyle, o ilu mówi się w telewizji, a okazało się, że dziennie dochodzi do około 5 ataków, tyle tylko, że nie wszystkie są udane - mówi Jadzia.

Niezidentyfikowana jednostka pływająca wystraszyła naszą załogę. Być może byli to piraci. - Na szczęście już się tego nigdy nie dowiemy - mówi Jadzia

Kiedy zbliżali się do zagrożonego terytorium, piraci akurat porwali jachty z Amerykanami i Duńczykami na pokładzie, tych drugich dokładnie na trasie naszej załogi. Mając tę wiedzę, długo zastanawiali się jak płynąć i którędy: czy w konwoju z napotkanymi wcześniej Amerykanami (mieli wolniejszą łódkę, wiec prędkość należało dostosować do nich), czy płynąć szybciej, ale samemu, czy poruszać się wzdłuż bezpieczniejszych brzegów Indii. W tym wypadku trasa trwałaby o 3 tygodnie dłużej, a w związku z końcówką monsunu, zmieniające się warunki pogodowe byłyby równym zagrożeniem, jak piraci. Zdecydowali, by płynąć z Amerykanami.

- Okazało się, że jachtów nie porywają tylko dlatego, że pływa ich tam bardzo mało. Słyszeliśmy przez radio zgłoszenie jednego z nich, że właśnie są atakowani, że zostało pół godziny do wejścia piratów na pokład. Statki wojskowe odpowiedziały, że już zmierzają w ich stronę, radzili zagrożonej załodze jak się zachowywać, co robić - wspomina krośnianka. - Sami też raz się zgłaszaliśmy. Na horyzoncie widzieliśmy coś dziwnego, za małe na statek, za duże na jacht rybacki. Zmieniliśmy kurs o 90 stopni, oni za nami, my znów o 90 stopni, oni za nami. Wtedy zgłosiliśmy się do UKMTO. Odpowiedzieli, że w tym rejonie nie ma informacji o aktywności piratów i żeby jeszcze raz zmienić kurs. Na szczęście nie zmienili kursu za nami, ale to był moment stresowy.

Budynek urzędu miasta w jednym z miast w Erytrei. Po bombardowaniu wciąż działa

Trafili też na zamieszki w Jemenie. Nie pozwolono robić zdjęć, wejść do miasta, przydzielony agent zabierał ich na ląd bezpośrednio z łódki. Mijali wojskowe posterunki, trzeba było zdać paszporty, odebrać przepustki. W Egipcie, w którym też przecież niedawno było niespokojnie, było już bezpiecznie. - Nie można było tylko publicznie mówić o Bin Ladenie - podkreśla Jadzia.

Obsługą załogi w niemal każdym z portów zajmował się specjalny agent. Pomagał załatwić formalności, zdobyć zakupy, czasem oprowadził po mieście. Na zdjęciu za kierownicą jeden z agentów

Który z odwiedzonych podczas rejsu krajów warto odwiedzić? - Na pewno Tajlandię. Piękne widoki, woda, dużo miejsc do zwiedzania, atrakcji, no i bardzo niskie ceny - najniższe opłaty portowe, tanie paliwo, woda, produkty żywnościowe, internet. Nie ma śladu po tsunami sprzed kilku lat. Natomiast rzeczywistość na Malediwach znacznie różni się od tego, co widać w folderach biur podróży. Sporo śmieci na plażach, jest tylko zejście po drabince do wody i nic więcej.

Cechą wspólną niemal wszystkich odwiedzonych krajów jest życzliwość mieszkańców, choć zdaniem krośnianki, można mieć zastrzeżenia do Egipcjan, którzy w maksymalnym stopniu chcą wykorzystać turystyczny potencjał swojego kraju. Z kolei dużą ostrożnością do przyjmowania turystów kierują się mieszkańcy Izraela. - Bardzo pilnują, kto przyjeżdża do nich, po co, dlaczego. Przeszukali całą łódkę, przepytywali każdego z osobna.

Taksówka w Erytrei. Jedzie w niej tyle osób ile się zmieści

- Z kolei w Erytrei, taksówką, która kosztuje 20 groszy, można objechać całe miasto - opowiada dalej Jadwiga. - Trzeba się jednak liczyć z tym, że obcy człowiek usiądzie ci na kolanach, bo taksówką jedzie tyle osób, ile zmieści się do samochodu.

W Malezji mieli okazję spróbować jak smakuje durian - owoc, który uchodzi za najsmaczniejszy na świecie, jednocześnie wydzielając bardzo intensywny, nieprzyjemny zapach. - Jego smak to pomieszane mango z pomarańczą i bananem, całość lekko maślana. Ale faktycznie strasznie śmierdzi. Tak jak u nas są tabliczki z zakazem palenia, w Malezji jest zakaz wnoszenia duriana do komunikacji miejskiej czy hotelu.

Doskwierała nieco temperatura, w początkowym etapie rejsu sięgająca 40 stopni Celsjusza w dzień, 36 w nocy. - Byliśmy przecież bardzo blisko równika, woda pod prysznicem kręciła się raz w lewo, raz w prawo. Na Morzu Śródziemnym było już znacznie chłodniej, w nocy temperatura spadała do 10-12 stopni.

Wypełniona po brzegi apteczka wróciła do Polski w niemal nienaruszonym stanie. Mimo przestróg przed urazami i zatruciami pokarmowymi nikomu nic nie dolegało, no, może czasem tylko tęsknota za rodziną. - Byłam pewna, że nastąpi kryzys, że będę chciała wrócić do domu, ale tak nie było. Najbardziej bałam się długich, 17-dniowych przelotów bez zawijania do portów, ale było w porządku. Najgorzej było w Święta Wielkanocne, które zawsze spędzaliśmy rodzinnie. Zadzwoniłam wtedy z telefonu satelitarnego i trochę się poryczałam. To był taki jedyny słabszy dzień - wspomina Jadzia.

Podczas wyprawy menu głównie stanowiły owoce morza i lokalne przysmaki

Uroczyste zakończenie rejsu w obecności armatora Andrzeja Armińskiego miało miejsce w Portorož w Słowenii, tam gdzie Polskie jachty zaczęły podróże dookoła świata. W tym samym czasie do portu zawinął drugi jacht "Mantra Asia" z najsłynniejsza polską panią kapitan na pokładzie Joanną Pajkowską, która na koncie ma m.in. samotny rejs dookoła świata. Tego samego dnia "Mantra Ania" udała się jeszcze do stoczni we włoskim mieście Monfalcone, gdzie na dłuższą chwilę opuściła morskie i oceaniczne wody. Na przyczepie wróciła do Szczecina, gdzie przejdzie generalny remont.

- Brakuje mi teraz tego bujania - zdradza po powrocie z wyprawy Jadzia. - Życie toczy się już innym trybem, a ja dalej budzę się o piątej rano na wachtę [płynąc przez całą dobę, zmiana wachty odbywała się co trzy godziny - przyp. red. ] Ciężko się przestawić z takiego uregulowanego trybu.

Czy powtórzyłaby ten wyczyn drugi raz? - Na tej samej trasie na pewno nie, przez terytoria pirackie już nie popłynę, ale z pewnością nie był to ostatni rejs.

Po kilkunastu dniach żeglugi po wodach zagrożonych atakami piratów w końcu ląd - Al Mukalla w Jemenie

Wyprawa w dużej mierze była sponsorowana, załoga opłacała tylko koszty pobytu w portach, zakupy, jedzenie i własne zachcianki. - Każde z nas wydało po 10 tysięcy złotych - podlicza Jadwiga.

Jej przygoda z żeglarstwem rozpoczęła się na obozie w Solinie, gdzie zdobyła patent żeglarza jachtowego. W tym sezonie też zamierza tam być, ale teraz będzie już szkolić sama. Organizator dwutygodniowych turnusów - Akademicki Związek Sportowy Uniwersytetu Rzeszowskiego zaplanował dwa kursy: 18-31.07 oraz 15-28.08.

- Wyruszając w rejs, nie miałam dużego doświadczenia żeglarskiego. Być może ktoś na takim kursie też złapie bakcyla - mówi Jadzia. - A to sport, który można uprawiać bardzo drogo, ale jednocześnie bardzo tanio. Zachęcam do udziału w kursie.

Chętni mogą się kontaktować z organizatorem - informacje na azs.univ.rzeszow.pl lub bezpośrednio z Jadwigą Pękalską - email: jaga2807@poczta.onet.pl.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)