Firmy boją się wymieniać nawierzchnię w Rynku

Żadna firma nie wyraziła chęci wymiany nawierzchni na przyrynkowych uliczkach. Sytuacja jest dosyć zaskakująca, bo zwykle do przetargów startuje co najmniej kilku wykonawców. Czy to sezon urlopowy, czy firmy mają aż tak dużo pracy, że tak małych zleceń nie biorą. Ponoć mamy kryzys.
Być może uda się znaleźć chętnego do wymiany nawierzchni w drugim przetargu

Pod koniec lipca informowaliśmy, że za kilka tygodni ruszy kolejny etap rewitalizacji zespołu staromiejskiego. Nawierzchnia miała zostać wymieniona na ulicach: Franciszkańskiej, fragmencie Sienkiewicza i Spółdzielczej.

Magistrat przygotował przetarg, ogłosił i... unieważnił. W piątek (9.08) szykował się do otwarcia ofert, ale wybierać nie było z czego. Nie zgłosiła się żadna firma, która chciałaby tę pracę wykonać. To nietypowa sytuacja, bo zwykle, a w czasach kryzysu szczególnie, wykonawcy wręcz biją się o każdą robotę.

- Jesteśmy bardzo zdziwieni - mówi Joanna Sowa, rzecznik Urzędu Miasta w Krośnie. - Może to sezon urlopowy, może brakuje osób, które w firmach zajmują się przetargami. Może to tylko przypadek, bo bardzo rzadko zdarzają się takie sytuacje.

Być może to wymagania zawarte w specyfikacji przetargowej były zbyt wygórowane? O wyborze decydowała cena, ale wykonawca musiał wpłacić wadium w wysokości 20 tys. zł i wykazać się doświadczeniem - musiał udokumentować, że w czasie ostatnich pięciu lat prawidłowo wykonał co najmniej jedno zamówienie w zakresie przebudowy lub budowy dróg o wartości nie mniejszej niż 500 tys. zł brutto.

- To nie są wygórowane wymagania, choć sprawiają, że swojej oferty nie złoży już każda firma "z ulicy". Każda średnia firma, która ma trochę sprzętu i pewne doświadczenie, potrafi spełnić te wymagania, może startować w przetargu - zapewnia magistrat.

Firmy niechętnie podejmują się prac w pobliżu Rynku, boją się niespodzianek i zbyt krótkiego terminu

A może to zbyt mały zakres prac? To w końcu tylko ułożenie około 200 metrów granitowej kostki i płyt. Prace jednak szacowane są na ponad milion złotych, choć lwia część kosztów to materiały. - Chyba że producenci od razu żądają pieniędzy za materiały, nie każda firma dysponuje taką kwotą. Może w tym problem - zastanawiają się w Urzędzie.

A co mówią sami wykonawcy? Zadzwoniliśmy do kilku firm budowlanych. - Pracy nie ma, bardzo chętnie byśmy wzięli, ale akurat w brukarstwie się nie specjalizujemy, więc nawet nie startowaliśmy w tym przetargu - mówi przedstawiciel jednej z nich. To jedna z większych firm działających w Krośnie. - Każdy patrzy pod swoim kątem, rozważa co jest do zrobienia, w jakim czasie, na jakich warunkach, jakie potrzebne są gwarancje, jakie zabezpieczania, bo czasem z takim zleceniem jest więcej problemów niż zarobku.

Właściciele większości firm sami przyznają, że o przetargu wiedzieli, bo w każdym przedsiębiorstwie są osoby, które monitorują zamówienia publiczne. Korzystają nawet ze specjalnych portali, w których publikowane są wszelkie zlecenia.

Okazuje się, że problem tkwi gdzieś indziej - Rynek. To newralgiczne miejsce, gdzie nie każdy chce się pracy podjąć. Z tym ściśle łączy się krótki termin wykonania - dwa miesiące. Na pewno wystarczyłby na położenie samej nawierzchni, ale jeśli "wyskoczą" nieprzewidziane komplikacje, z pewnością okazałby się zbyt krótki. Tak twierdzi właściciel firmy, która w układaniu kostki się specjalizuje. Oferty nie złożył.

Fragment ul. Franciszkańskiej został wybrukowany w ubiegłym roku. Na nową nawierzchnię czeka pozostały odcinek tej drogi

- Być może firmy też wystraszyły się krótkiego terminu, bo jeśli za każdy dzień zwłoki są duże kary, to jest problem - mówi. - Wiadomo jak to jest w Rynku, pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Ktoś coś znajdzie, jakąś miseczkę, wejdą archeolodzy czy zdarzą się jakieś nieprzewidziane przekładki sieci, a na każdym etapie muszą być jeszcze odbiory i robota stoi. Wykonawca miałby zacząć we wrześniu, a to jest jesień, będą prace archeologiczne, zima przystawi, nie da się pracować i mamy problem.

Łukasz Stachurski, który przy innych pracach na Rynku prowadził nadzór archeologiczny, potwierdza, że przy wymianie nawierzchni archeolodzy będą musieli być obecni. - Takie jest prawo - podkreśla. Mówi też, że choć na przewidzianych odcinkach były już badania archeologiczne, to w dużej mierze teren ten jest niezbadany. - To były wąskie wykopy, więc nie wiadomo, czy czegoś tam nie ma. Plac franciszkański jest praktycznie nierozpoznany, choć natrafiliśmy tam kiedyś na pozostałości po stacji paliw, która znajdowała się na placu w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych. Była tam zakopana ogromna beczka. W okolicach kościoła franciszkańskiego też coś może być.

Archeolog uspokaja jednak, że przy wymianie nawierzchni szanse na odkrycie jakichkolwiek zabytków będą znikome: - Przy tego typu pracach ściągana jest tylko nowożytna, XX-wieczna warstwa. To zbyt płytko, by cokolwiek odkryć.

Magistrat nie daje jednak za wygraną, w ciągu kilku dni ponowi przetarg. Nie zmienia terminu wykonania prac - mają ruszyć we wrześniu, zakończyć się do listopada.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)