Członkowie zespołu z Krosna oskarżeni o zbiorowy gwałt

W poniedziałek (11.09) sąd w Spokane ujawnił akta sprawy dotyczące porwania fanki przez pochodzący z Krosna zespół Decapitated. Muzycy zostali oskarżeni o zbiorowy gwałt.
Zespół Decapitated został zatrzymany po kilku dniach dochodzenia. Zarzuty wobec muzyków są bardzo poważne

Wokalista Rafał P. (l. 31), gitarzysta Wacław K. (l. 35), basista Hubert W. (l. 30) oraz perkusista Michał Ł. (l. 27) - członkowie pochodzącego z Krosna death metalowego zespołu Decapitated - zostali zatrzymani przez amerykańską policję po koncercie w Kalifornii (8.09). Według pierwszych informacji śledczy aresztowali ich pod zarzutem porwania fanki po koncercie, który odbył się 31 sierpnia w Spokane w stanie Waszyngton. Zespół od 25 sierpnia towarzyszy australijskiej grupie The Art is Murder na jej amerykańskiej trasie koncertowej.

Do zatrzymania Polaków doszło po kilku dniach dochodzenia. Początkowo mówiono o porwaniu kobiety, jednak po ujawnieniu akt sprawy przez sąd okazuje się, że zarzuty są o wiele poważniejsze. Muzycy mieli się dopuścić na niej gwałtu zbiorowego. Z aktami zapoznali się dziennikarze "The Spokesman-Review" – lokalnego dziennika ze Spokane.

Według zeznań ofiary oraz jej koleżanki, kobiety uczestniczyły w koncercie. Po zakończeniu występu, około godz. 23, udały się za kulisy. Chciały zrobić sobie zdjęcie z perkusistą australijskiego zespołu.

W oczekiwaniu na muzyka zaczęły rozmawiać z członkami zespołu Decapitated, zeznają. Polacy zaprosili je na drinki do swojego autobusu. Gdy znalazły się w autobusie, członek Decapitated Michał Ł. miał zacząć "obmacywać piersi" jednej z kobiet. Ta zaprotestowała. Wtedy muzycy zaczęli rozmawiać po polsku, wynika z akt. "Atmosfera w autobusie zaczęła się robić nieprzyjemna, a jeden z członków zespołu zaczął na nas patrzyć jak na zdobycz" – twierdzą kobiety.

Dalej opisują, że chciały opuścić autobus, ale wcześniej jedna z nich poszła do toalety. Według niej, w ślad za nią poszedł Rafał P., który zaraz po tym, jak wyszła z ubikacji, zaczął ją całować i rozpinać jej pasek. Kobieta chciała wyjść z autobusu, jednak usłyszała od członków zespołu, że jej koleżanka już opuściła pojazd, a ona "musi się zabawić".

"Próbowałam odepchnąć Rafała P., ale chwycił mnie za rękę i obrócił twarzą do lustra" – opisuje ofiara. Następnie przytacza opis zbiorowego gwałtu.

Z akt wynika także, że koleżanka ofiary wcale nie opuściła autobusu, lecz widziała gwałt. Rafał P. miał jej zaproponować, aby odbyła z nim stosunek oralny. Gdy odmówiła, muzyk "przewrócił ją na ziemię, wskutek czego doznała siniaków na kolanach i goleniach".

Po opuszczeniu autobusu, kobieta odjechała. Jej koleżanka została jednak w środku, wyczytali w aktach dziennikarze. "Fanka została zatrzymana przez patrol policji za jazdę pod wpływem alkoholu. Gdy zabrano ją do radiowozu, poprosiła o telefon, aby zadzwonić do koleżanki. Ta zgłosiła dokonany na niej gwałt".

Domniemana ofiara przyznała, że kolejny członek zespołu Wacław K. pomógł się jej ubrać i wyjść z autobusu. Po opuszczeniu pojazdu zadzwoniła do członków rodziny, a następnie na numer alarmowy policji. Funkcjonariusz znalazł ją około 2 mile od miejsca koncertu. Policjant podjechał także pod obiekt, ale autobusu grupy już nie było.

Kobieta została zabrana do szpitala na obdukcję. Według raportu śledczych miała na ramionach siniaki, świadczące o użyciu wobec niej siły, oraz drobniejsze otarcia na dłoniach. Według zeznań kobiety "w czasie gwałtu uderzała pięściami o ścianę, aby nie myśleć o tym, co się dzieje".

Członkowie zespołu zostali przesłuchani w czwartek 7 września przez policję w Los Angeles w stanie Kalifornia, gdzie udali się na jeden z kolejnych koncertów.

Michał Ł. zeznał, że nie wie, kim są kobiety. Odmówił także składania dalszych wyjaśnień bez obecności tłumacza.

Wacław K. powiedział śledczym, że zarówno Rafał P. jak i Hubert W. odbyli w łazience stosunek seksualny z kobietą. Zgodził się na pobranie próbki DNA jako dowodu w sprawie.

Rafał P. przyznał, że w autobusie było przyjęcie, a kobiety w nim uczestniczyły. "Następnie poprosił o adwokata i tłumacza, odmawiając dalszych zeznań" – zapisano w aktach. Muzyk odmówił pobrania próbki DNA.

Hubert W. potwierdził z kolei, że kobiety były w autobusie. "Siedziałem na kanapie i nie widziałem, co się dzieje" – powiedział śledczym. Następnie poprosił o tłumacza, obawiając się przejęzyczenia. "Nikt nikogo nie zmuszał do wsiadania do autobusu. Nie pamiętam, co się działo" – dodał. Podobnie jak Piotrowski odmówił pobrania próbki DNA.

W autobusie znajdował się jeszcze piąty mężczyzna – Wojciech Cichocki, realizator dźwięku, który zeznał, że spał i nie widział kobiety, która miała zostać zgwałcona. Potwierdził jednak, że "zauważył" drugą z fanek.

Po piątkowym (8.09) koncercie Decapitated w Santa Ana w stanie Kalifornia wszyscy czterej członkowie zespołu zostali zatrzymani i trafili do aresztu.

Zespół wynajął adwokata, który w sobotę potwierdził, że muzycy dobrowolnie zgodzą się na ekstradycję z Kalifornii do stanu Waszyngton. "Mamy świadków, którzy potwierdzą, że oskarżycielka odwiedziła zespół z własnej woli i wyszła w przyjaznej atmosferze" – powiedział.

Po ujawnieniu dokumentów przez sąd dodał: "Zespół będzie walczył o oczyszczenie z wszystkich zarzutów. Jesteśmy pewni, że wysłuchana zostanie także nasza wersja wydarzeń".

Decapitated cały czas przebywają w areszcie w Kalifornii. Według agentki Teresy Fuller z policji w Spokane, zarzuty wobec nich są bardzo poważne. Początkowo mówiono o porwaniu pierwszego stopnia, za które grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Śledczy nie wykluczają dalszych zarzutów.

Na październik i listopad zespół zaplanował trasę koncertową po Europie, promującą najnowszy album grupy "Anticult".

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)