Powracamy do analiz pożaru pawilonu budowlanego Merkury Market i jego skutków.
Przypomnijmy: 10 lipca br. wybuchł pożar w części magazynowej marketu. Ogień był tak duży, a temperatura wewnątrz obiektu tak wysoka, że straż pożarna w trakcie akcji gaśniczej musiała użyć ogromnych ilości wody. Pisaliśmy o tym tutaj.
Wodę pompowano także z rzeki Lubatówka (pisaliśmy o tym tutaj). W tym celu zbudowano dwa rurociągi (magistrale) z połączonych węży strażackich. Przebiegały od miejsca pożaru, obok Vivo, wzdłuż ul. Podkarpackiej do ul. Pochyłej. Pokazaliśmy to na grafice w jednym z artykułów o pożarze:
Rurociągi (najpierw jeden, później drugi równoległy) powstały w pierwszy dzień pożaru (10.07) w godzinach popołudniowych i były wykorzystywane do rana trzeciego dnia pożaru (12.07).
Ich przebieg przecinał dwie ważne arterie komunikacyjne: ul. Lwowską i ul. Grodzką. Od momentu pompowania przez nie wody, ulice te zamknięto dla ruchu samochodowego. Niemożliwy był wyjazd z tych ulic na ul. Podkarpacką, jak i wjazd na nie z ul. Podkarpackiej.
Na skutki tych działań nie trzeba było długo czekać. Ruch samochodowy skoncentrował się głównie na ul. Czajkowskiego. W mieście powstały ogromne korki, czas przejazdu przez miasto znacznie się wydłużył.
Ten filmik to niewielka ilustracja tego, jaka zapanowała sytuacja w mieście w tym czasie – widok z okna redakcji na ul. Staszica (11 lipca 2024, godz. 11:30):
Na newralgiczne skrzyżowania skierowano policjantów do kierowania ruchem:
Czy tak musiało się stać? Pytamy o to rzecznika prasowego Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie bryg. Marcina Betleja.
- Zamknięcie dróg spowodowane było, prócz prowadzenia magistrali wodnych, przemieszczaniem dużych sił i środków na miejsce pożaru i w okolicę pożaru. Było powodowane także dbałością o bezpieczeństwo zarówno mieszkańców, jak i ratowników uczestniczących w działaniach gaśniczych – odpowiedział.
Rzecznik nie wspomniał jednak ani słowem o brakach sprzętowych straży, o czym dowiedzieliśmy się później zarówno od policji, jak i Urzędu Miasta.
Nadkomisarz Krzysztof Belczyk, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Krośnie: - Te dwie główne arterie, które były zamknięte, zablokowały praktycznie pół miasta. To była naprawdę uciążliwa sytuacja dla kierowców i mieszkańców – wspomina. - Chcieliśmy odblokować miasto, wyjść naprzeciw ludziom.
Pomysł był prosty: na węże strażackie nałożyć specjalne nakładki (tzw. mostki przejazdowe), które je ochraniają, a pojazdom umożliwiają przejazd.
Strażacy szukali takich nakładek w całym powiecie, a nawet województwie. Kiedy je przywieziono na miejsce, okazało się, że się nie nadają. Albo były za małe (węże miały średnicę 100 mm, a nakładki były dostosowane do rur o średnicy maksymalnie 75 mm) albo były odpowiednio dobrane (mostki na węże 110 mm), ale ze względu na swoją konstrukcję stanowiły problem dla kierowców samochodów osobowych (wieszanie się pojazdów).
Pomysł upadł, drogi musiały być nadal zamknięte.
To przykładowe mostki przejazdowe na węże o średnicy do 120 mm. Są zbudowane jako stabilna konstrukcja ze specjalnej gumy, odporne na zrywanie i pękanie. Umieszczone z boku łączniki umożliwiają łączenie kilku progów w jeden dłuższy. Koszt jednego to ok. 1200 zł
Czy na przyszłość straż planuje zakup takich nakładek, aby nie doszło do podobnych sytuacji? - Obecnie Komenda Miejska PSP w Krośnie prowadzi analizę zakupową mostków przejazdowych innego typu, których konstrukcja wyeliminowałaby powyższy problem - poinformował nas bryg. inż. Dariusz Gruszka, oficer prasowy Komendy Miejskiej PSP w Krośnie.