Kioski - kiedyś obowiązkowe w centrach miast i na osiedlach, dziś odchodzą w przeszłość. Wyparły je stoiska z prasą, tworzone nie tylko w galeriach handlowych, ale i lokalnych "spożywczakach".
Ale nie samymi gazetami kioski żyły. Kupowano w nich papierosy, gdy palenie pozostawało w modzie, a ich paczka była dwa razy tańsza. Niekiedy w kioskach zostawialiśmy po kilkadziesiąt złotych, kupując telefoniczne karty, a w późniejszych latach doładowanie na komórkę. Były też drogeriami, można w nich było dostać błyszczyki, tusze do rzęs, chemię "prosto z Niemiec" czy zabawki za kilka złotych.
Czasy się jednak zmieniły, a kioski zaczęły znikać z krajobrazu miast. W Krośnie zostało ich zaledwie kilka.
W jednym z nich od prawie 20 lat pracuje pani Beata. "Okrągły domek" - bo tak popularnie nazywa się jej miejsce pracy - stoi naprzeciw kościoła oo. Kapucynów przy Placu Konstytucji 3 Maja.
- Siedzę tu od rana do wieczora. Mam trochę miejsca, ale w zimie jest zimno i trzeba grzać elektrycznym piecykiem, a w lecie muszę otwierać drzwi, by wpuścić świeże powietrze - opisuje. Pani Beata pamięta jeszcze, gdy zza okienka widziała zielony skwer z kwiatami. Dziś otoczenie kiosku wygląda inaczej. Żali się więc, że zabetonowanie okolicy negatywnie wpłynęło na zmianę temperatury.
Kobieta dodaje, że ten kiosk to rodzinny biznes. Założył go jej ojciec, który kiedyś pracował w Ruchu. - Na ul. Pawła z Krosna była rozdzielnia prasy, do której przychodziły gazety z Rzeszowa i Krakowa. Następnie mój tata rozwoził je do różnych punktów w mieście. Większość kioskarzy tak zaczynało – opowiada.
Właścicieli kiosku opowiedzieli nam o jego powstaniu. - Zbudowaliśmy go na początku lat 90. na wzór okrąglaka, który stał tutaj przed wojną - mówią państwo Anna i Mieczysław Gorczyca.
Wspominają także drugi kiosk, który prowadzili na ul. Piłsudskiego w miejscu obecnego pomnika Portiusa. - Pamiętam czasy, jak kolejki ciągnęły się przez 50 metrów. Zatrudnialiśmy tam dwoje ludzi, były stosy gazet i tylko szybko się je podawało - mówi pan Mieczysław.
Teraz przyznają, że nie widzą przyszłości "kioskowego" interesu. – To żaden biznes. Funkcjonujemy na granicy opłacalności.
Obecnie klientami kiosku są głównie starsi krośnianie. – To stali klienci, którzy od lat kupują te same tytuły. Gdy kogoś widzimy w okienku, to już wiemy czego będzie potrzebował. Znamy ich na pamięć – zapewniają. Odmianą są jedynie turyści, którzy kupują co innego niż mieszkańcy. – Poza tym, "idą" cały czas te same gazety - przyznają.
- Jak ktoś zapyta o gazetę, której nie mamy, to staramy się ją ściągnąć. Jest pan z Korczyny, który czyta "Świat Radia". Jest pasjonatem, nigdzie indziej nie mógł zdobyć tego tytułu. Nam się udało i teraz regularnie do nas przyjeżdża. Tak samo jak pan, który jako jedyny dwa razy w tygodniu kupuje "Parkiet" - gazetę giełdową. Zawsze jest bardzo zadowolony, że ją ma - dodaje pani Anna.
Nie bez powodu jego oficjalna nazwa brzmi "Amigo". - To znaczy przyjaciel - tłumaczy pan Mieczysław.
- Są ludzie, którzy przychodzą nie tylko kupić gazetę, ale także porozmawiać. Teraz w sklepach ciężko to robić, wszyscy się spieszą. Gawędzimy o pogodzie, o samopoczuciu i różnych innych rzeczach - dodaje pani Anna.
Wśród stałych klientów brakuje młodzieży. - Czasem wpadną po jakiś zeszyt albo długopis. Kiedyś szło wszystko, co było. Teraz wszędzie mamy prasę: w sklepach spożywczych, w galerii, na stacji benzynowej. Poza tym gazety są coraz droższe. Młodzi ich nie czytają, bo wszystko mają w Internecie - mówi pani Beata.
- Papierosy też się nie sprzedają. Jeśli ludzie coś palą, to papierosy, które skręcają sami, bo są tańsze, a młodsze pokolenia palą elektryczne, a nie tradycyjne "fajki" - dodaje.
Na niskie obroty skarży się także pani z kiosku przy ul. Naftowej. To już jedyny punkt w tej części miasta, po tym jak w ostatnim czasie zniknęły te z ulic Krakowskiej i Kolejowej.
Na miejscu spotykamy starszą panią. - To poproszę tę "z uśmiechem" i "z humorem" – mówi do ekspedientki, która przegląda krzyżówki.
- Robię zaopatrzenie koleżance, która jest stałą klientką i jest bardzo zadowolona z tego kiosku - przyznaje. - Bardzo potrzebne są takie małe punkty. Dzięki nim można blisko kupić prasówkę czy krzyżówki. Inaczej trzeba by było iść do jakiegoś marketu czy galerii, a to jest kawałek drogi stąd.
W kiosku przy ul. Naftowej dodatkową funkcją, która kiedyś była nie do pomyślenia, jest odbiór paczek. – Tylko z tego powodu odwiedzam ten punkt – mówi jeden z panów z pokolenia lat 80. – Pamiętam, jak kupowałem „Kaczora Donalda” albo „Świat wiedzy”. Kiedyś kioski były źródłem rozrywki i nauki.
Przyznaje, że jego rodzice jeszcze korzystają z kiosków. Od blisko 30 lat kupują w nich „Tele Tydzień”.
Dla mnie takim kioskiem był kiosk Pani Marysi koło Naftówki. Ale to inne czasy, tłumy młodzieży czekającej na autobus do szkoły, stojącej w grupkach, rozmawiającej ze sobą. Pani Marysia zawsze służyła pomocą w "odłożeniu" jakiejś gazety, nawet prowadziła teczki stałych klientów, zawsze też można było pogadać przy papierosku z boku kiosku :)
Nic nie jest przesądzone już na wieki. Moda na papierowe magazyny i czasopisma może kiedyś jeszcze wrócić. Trudniej z poziomem merytorycznym wielu wydawnictw.
Czas upływa i wszystko się zmienia. Kioski polikwidowano i już ich nie będzie. "To se ne wrati" - jak mówią Czesi.
Swietny artykul, az sie lezka w oku kreci! Dobrze pamietam te wszystkie kioski. Mam nadzieje ze artykul zacheci mlodsze pokolenia do zakupow!
Wielka szkoda, że znikają....:(
W Krośnie zniknęły też małe , " zakłady usługowe", czy sklepiki , często z jedoosobową obsługą, gdzie można było kupić to co w tych molochach / galeriach i im podobnych.../ nie znajdziesz..... a przy tym pogawędzić, dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy od miłej pani właścicielki, czy pana sklepikarza- gawędziarza, w dużych sklepach chodzisz i nogi sobie uchodzisz zanim trafisz na to co potrzebujesz...... szybciej znajdziesz w internecie...... a w "starej daty" sklepiku, kiosku , było uprzejme "PROSZĘ PRZYJŚĆ ZA DWA DNI ....... PROSZĘ PYTAĆ ZA TYDZIEŃ ...itd ..... jakie to było miłe sympatyczne......... prawda?