Usłyszeć odgłosy świata warte 10 tys. zł

25-letni krośnianin potrzebuje pomocy. Paweł nie słyszy, aby normalnie funkcjonować między ludźmi konieczne są nowe aparaty słuchowe. Koszt ich zakupu wynosi 10 tys. złotych - to kwota, której 25-latek chory na epilepsję nie jest w stanie uzbierać.
25-letni Paweł liczy na pomoc krośnian

Paweł ma 25 lat. Mieszka w Krośnie z mamą i jej niepełnosprawnym bratem. Ich sytuacja życiowa jest bardzo ciężka. Paweł jest upośledzony umysłowo w lekkim stopniu, do tego cierpi na padaczkę i obustronny postępujący niedosłuch. Mimo to stara się normalnie funkcjonować, pracuje w Zakładzie Aktywności Zawodowej w Rymanowie. Z niewielkiego wynagrodzenia i emerytury mamy nie uda się zakupić tak bardzo potrzebnych aparatów słuchowych.

Paweł po raz pierwszy do szpitala trafił w wieku 4 miesięcy. Miał zapalenie płuc. Wracał tam jeszcze kilkakrotnie z powodu zapalenia górnych dróg oddechowych. - Cały czas był leczony antybiotykami, w pewnym momencie zaczęły się drgawki. Okazało się, że ma padaczkę polekową - mówi mama, pani Krystyna.

Chłopiec skończył Szkołę Podstawową nr 14 z Oddziałami Integracyjnymi. W wieku 14 lat podczas używania walkmana zauważył, że coś jest nie tak z jego słuchem. Zwrócił się do lekarza, okazało się, że ma postępujący niedosłuch. Od tego czasu minęło już 11 lat.

Po 7 latach "uśpienia" ze zdwojoną siłą uderzyła padaczka. Po serii silnych ataków Paweł załamał się jeszcze bardziej. Miał już nawet myśli samobójcze. - Byłem gotów to zrobić - potwierdza.

Paweł opuszcza dom tylko jadąc do pracy. Nigdzie nie wychodzi, bo w każdej chwili może mieć atak padaczki

Bez aparatów słuchowych nic nie słyszy, musi je nosić. Co pięć lat konieczna jest ich wymiana, na lepsze, bardziej dostosowane do ubytku słuchu. Te, które ma teraz, mogą działać jeszcze pół roku, ale Paweł niemal nic już w nich nie słyszy. - Z tymi starymi aparatami, to jak ze starym samochodem - wszystko się psuje. Nie nadają się do niczego. Żeby zrozumieć co ktoś mówi, muszę patrzeć na usta - tłumaczy. - Aby normalnie rozmawiać, żyć wśród ludzi koniecznie potrzebuję nowych.

Nowe aparaty kosztują 10 tys. złotych. - Nie jesteśmy w stanie pozwolić sobie na taki wydatek - mówi 25-latek.

Paweł od 1998 roku należy do Polskiego Związku Głuchych w Krośnie. Sam związek, mimo że dobrze zna sytuację, nie jest w stanie pomóc w sfinansowaniu aparatów. Ma pod opieką ponad 260 członków. - Sami prosimy sponsorów o pomoc w finansowaniu naszej działalności - mówi Sylwia Kopacz, instruktor ds. rehabilitacji osób niesłyszących.

Paweł co dzień po 7 rano autobusem PKS jeźdźi do Rymanowa, jest zatrudniony w Zakładzie Aktywności Zawodowej. Pracuje tam już 6 lat, pomaga przy obsłudze hotelu. Po powrocie czas spędza w domu, przed telewizorem, komputerem, w lecie pomaga w ogrodzie.

To małe urządzenie pozwala słyszeć Pawłowi odgłosy otaczającego nas świata

- Tylko ta praca mnie ratuje. Jestem wśród znajomych, jest przyjemnie, ale nauczyłem się też pracować - przyznaje. Poza wyjazdem do pracy, Paweł nie oddala się od domu. - Chciałbym do kogoś pójść, porozmawiać, z kolegami pograć w piłkę, ale boję się wychodzić, bo zawsze może nastąpić atak padaczki. To przychodzi znikąd. A na ulicy nie zawsze ktoś pomoże, ludzie myślą, że jestem pijany - mówi ze smutkiem.

Mama sama jest chora, ma kłopoty z sercem i nerkami. Jest na emeryturze, co miesiąc dostaje 900 zł. Kiedy co rano wyprawi syna do pracy, zaczyna opiekę nad niepełnosprawnym bratem. Musi przygotować posiłek i wykonać czynności pielęgnacyjne. O godz. 11.00 odciąża ją opiekunka. Wolne 4 godziny trzeba wykorzystać na załatwienie wielu spraw i zakupy. - Trzeba pochodzić po sklepach, żeby coś taniego kupić. Nie kupuję chleba po 1,7 zł, idę dwa kroki dalej, bo w drugim sklepie jest po 1,2 zł. Miesięcznie oszczędzam na tym 15 zł, a przecież za to mogę kupić wędlinę. Kombinuję jak mogę, ale nie dam rady podjąć dodatkowej pracy, bo muszę opiekować się bratem - mówi, nie poddaje się jednak: - Nie jest łatwo, ale wiem, że inni mają gorzej.

Po południu pani Krystyna ma już pod opieką dwie osoby. - Jestem rozdarta między synem a bratem. Swojego życia już nie mam.

- Ja mógłbym coś zrobić, pozałatwiać, ale ludzie ignorują takie osoby, jak ja - twierdzi syn.

Sylwia Kopacz z PZG wie jak ciężko osobom niesłyszącym cokolwiek załatwić. Nawet wizyta u lekarza to nie lada wyczyn. - Takie osoby przychodzą do poczekalni kilka razy zanim w końcu uda im się dostać do specjalisty. Czekają w "kilometrowej" kolejce, bo zwyczajnie nie słyszą, kiedy lekarz wzywa po nazwisku. Czekają do ostatniego pacjenta i dopiero wchodzą - opisuje. - To tak jakby zdrowy człowiek podczas oglądania telewizji zatkał sobie uszy. Wtedy nie wiadomo co się dzieje dookoła. Tak funkcjonuje Paweł.

Sterta zaświadczeń, opinii lekarskich - to cała historia chorób Pawła

Kiedy pani Krystyna w związku ze swoimi dolegliwościami sama musi iść do szpitala, brata musi umieścić na oddziale paliatywnym, do syna przychodzi sąsiadka lub kuzynka. Zdarza się, że w tym samym czasie Paweł przebywa na oddziale laryngologicznym. - Są jeszcze dobrzy ludzie - mówi mama. Wspomina doktora Piotra Jurczaka - laryngologa. - To lekarz z wielkim sercem, zawsze pomaga.

- Jeśli znajdzie się jeszcze ktoś, kto okaże dobre serce, będę bardzo wdzięczny - mówi Paweł.

Aby zakup nowych aparatów doszedł do skutku, potrzebna jest pomoc. Powstało specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze. Oto jego dane: Bank Pekao SA, numer: 81 12402311 1111 0010 3010 3499 - w tytule przelewu: "Aparaty słuchowe dla Pawła".

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)