Portalu
Po kilku latach badań i prób Niemiecki Nadzór Lotniczy wydał dla firmy Ekolot z Krosna certyfikat typu dla samolotu KR-030 Topaz. Aby uzyskać taki dokument należało spełnić szereg niemieckich wymagań technicznych.
- Niemcy nie akceptują testów wykonanych w żadnym innym kraju, nawet tych wykonanych przez naszą rządową instytucję Instytut Lotnictwa. Wszystkie badania trzeba wykonać u nich, muszą je skontrolować niemieccy inżynierowie - mówi Henryk Słowik, właściciel firmy Ekolot.
- Definicja samolotu jest jedna dla całej Unii Europejskiej, ale przepisy techniczne w każdym kraju są inne - dodaje. - Dlatego certyfikaty trzeba robić osobno w każdym kraju, a to jest bardzo trudne i kosztowne.
Otrzymanie certyfikatu usprawnia proces produkcji. Wcześniej każdy samolot, mimo że produkowany seryjnie, na każdym etapie budowy musiał być skrupulatnie kontrolowany. Teraz, gdy w procesie certyfikacji opracowane zostały wszystkie procedury budowy samolotu, według ustalonego schematu mogą powstawać kolejne maszyny, już bez tak szczegółowej kontroli na każdym etapie. Otrzymanie certyfikatów pozwoli także znacznie przyspieszyć też proces samej rejestracji statków powietrznych, zajmie jeden dzień, jak w przypadku samochodów.
Dotąd żadnej polskiej firmie nie udało się zdobyć niemieckiego certyfikatu, choć świadectwo dla Topaza jest drugim w historii wydanym przez niemieckie władze dla polskiej konstrukcji w tej kategorii samolotów. Posiadaczem pierwszego certyfikatu jest też konstrukcja firmy Ekolot - samolot ultralekki JK-05 Junior.
Obydwa samoloty posiadają także polskie certyfikaty wydane przez Urząd Lotnictwa Cywilnego w Warszawie. Ekolot był pierwszą firmą w naszym kraju, która przeszła całą procedurę. Co więcej, to na tych konstrukcjach Ekolotu wdrażane były polskie przepisy lotnicze w tej kategorii samolotów.
Otrzymanie niemieckich certyfikatów otwiera dla firmy Ekolot nowe rynki zbytu. - Liczymy, że zwiększymy dzięki temu sprzedaż. Oczywiście to nie jest tak, że zaczniemy rocznie produkować 50 sztuk, bo cały niemiecki rynek wchłania około 150 sztuk samolotów ultralekkich rocznie. Gdybyśmy jednak zdobyli 5 procent tego rynku, to już byłoby fajnie. Trzeba jeszcze Niemców przekonać, że w każdej chwili dostępny jest serwis i części zapasowe - zauważa Henryk Słowik.
Jak dalej tłumaczy, certyfikat otwiera niemiecki rynek, ale nie tylko, bo posiadanie certyfikatu Niemieckiego Nadzoru Lotniczego daje szansę zaistnienia także w innych krajach świata: - Jak ktoś słyszy, że samolot ma niemiecki certyfikat, to bardziej to do niego przemawia niż posiadanie polskiego certyfikatu, choć osobiście uważam, że polskie wymagania są dużo trudniejsze do spełnienia niż niemieckie. Poza tym, Polska jest jedynym krajem, który wymaga certyfikatu na całą produkcję - nie na konkretny wyrób, a na całą organizację zakładu produkcyjnego. Nigdzie w Europie takich wymagań nie ma. W ogóle polskie firmy prezentują wysoki poziom, ale nie mają siły przebicia.
Ekolot nie spoczywa na laurach i niebawem rusza z procedurą certyfikacji kolejnego samolotu - tym razem jednomiejscowego Elfa o wadze 120 kg. - On jest już kompletny, gotowy do lotu, w Niemczech jest duże zapotrzebowanie na takie samoloty, a na rynku nie ma ani jednego - dodaje właściciel Ekolotu.
Samoloty Ekolotu posiadają już ponadto certyfikaty francuskie, czeskie, a nawet południowoafrykańskie. Latają m.in. w Niemczech, Francji, Danii, Włoszech, Stanach Zjednoczonych, Australii, a nawet Mauritiusie, Nowej Kaledonii, Tajlandii czy RPA.
