Świadek wypadku: błędy organizacyjne, niedostateczne zabezpieczenia, dziwne zachowanie auta

Kilkanaście osób rannych. Jedna z kobiet nadal walczy o życie. To bilans wypadku, który wydarzył się podczas wyścigów samochodowych na lotnisku w Krośnie (25.05). Jeden z fanów motoryzacji z Krosna, widz wielu tego typu imprez, bezpośredni świadek zdarzenia, opowiada nam o szczegółach.
Sportowe BMW tuż przed wjazdem w tłum widzów
kadr z filmu
O CO CHODZI:
  • W niedzielę (25.05) na krośnieńskim lotnisku podczas imprezy motoryzacyjnej sportowe auto wjechało w tłum kibiców. Kilkanaście osób zostało rannych.
  • Impreza nie została zgłoszona jako masowa, lecz jako niewielkie wydarzenie. To pozwoliło organizatorowi ominąć wymóg uzyskania zezwolenia opartego na opiniach służb dotyczących bezpieczeństwa. Więcej pisaliśmy tutaj.
  • Kierowca (27-letni Patryk Z.) i organizator imprezy (Michał R. z firmy z Warszawy) usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Organizator został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące. Więcej pisaliśmy tutaj.

Posłuchaj audycji na ten temat:

Był Pan naocznym świadkiem sytuacji, która wydarzyła się w niedzielę, 25 maja br. na lotnisku w Krośnie, podczas imprezy z wyścigami na 1/4 mili.

- Tak, dlatego chcę przybliżyć mój punkt widzenia na ciąg zdarzeń, który doprowadził do tej tragedii. Czytałem różne komentarze w Internecie. 

Fragment reportażu z programu Uwaga TVN (w całości można zobaczyć pod tym linkiem):

Zacznijmy od początku.

- Na imprezie pojawiłem się mniej więcej, gdy przejazdy kończyły grupy motocyklowe. Po nich odbyło się kilkanaście wyścigów samochodów. Jako ciekawostkę dodam, iż przed jednym z nich przez pas lotniska przebiegła sarna. Na całe szczęście, kierowcy nie wystartowali wtedy jeszcze z linii startu.

Gdzie Pan stał?

- Ustawiłem się do oglądania pokazów od północnej strony pasa, jakby po drugiej stronie od miejsca, w którym zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Barierki po tej stronie kończyły się wcześniej niż po drugiej stronie i całkowicie odgradzały publiczność od pozostałego obszaru lotniska. Znajdowała się tam kobieta z firmy zabezpieczającej wydarzenie.

A jak to wyglądało od drugiej strony? Tam, gdzie później auto wjechało w publiczność.

- Od południowej części pasa barierki ciągnęły się na ok. 50-100 m. W miejscu, w którym się kończyły stał jeden zespół strażacki, jeden zespół ratownictwa medycznego oraz jeden ochroniarz. Ten ochroniarz odgrywa ważną rolę w tej historii. Był ubrany w niebieski t-shirt i odblaskową kamizelkę.

Film świadka zdarzenia:

Widział Pan inne pojazdy medyczne?

 - Nie. Moim zdaniem było to jedyne zabezpieczenie służb ratunkowych na cały obiekt.

Co było dalej?

- Z biegiem czasu zaczęło brakować miejsc dla widzów przy barierkach. Ludzie zaczęli ustawiać się wzdłuż pasa, już poza barierkami. Nie oddzielało ich od "toru" w tym miejscu już nic.

Czy ktoś na to reagował?

- Gdy grupa tych widzów urosła do ok. 30-40 osób, pan ochroniarz wraz z jednym ze strażaków rozstawili zwykłe, pomarańczowe słupki drogowe. Wtedy zażartowałem do osoby mi towarzyszącej: "Jak te pachołki ochronią tych ludzi w razie wypadku?", nie zdając sobie jeszcze sprawy z powagi tych słów.

Ale na filmach z tamtego miejsca widać coś w rodzaju taśmy lub sznurka.

- Tak. Jakiś czas później pachołki zastąpione zostały przez wbite w ziemię słupki, połączone ze sobą biało-czerwoną taśmą zabezpieczającą.

Fragment publiczności od strony toru, po której doszło do wypadku. Około stu osób znalazło się w niebezpiecznej strefie
kadr z filmu świadka

Tłum też stawał się większy.

- Grupa ludzi znajdujących się tam stale się zwiększała i w momencie wypadku (godz. 12:27) znajdowało się tam blisko 100 osób. 100 osób, których oddzielało od pędzących nawet ponad 200 km/h maszynach, po licznych modyfikacjach, jedynie kilka "patyków" i taśma.

Szokujące. Jak wyglądał sam wyścig?

- Około godziny 12:25 do wyścigu ustawiły się 2 samochody. Na lewym pasie fioletowe BMW serii 2, na prawym sprawca wypadku w seledynowym BMW M4. Po rozgrzaniu opon pojazdy wystartowały o godz. 12:27. Fioletowy samochód od razu zaczął nabierać dystansu w porównaniu do swojego "przeciwnika", był po prostu szybszy. Ta sytuacja spowodowała, że oczy większości ludzi skierowane były właśnie na niego. W tym również osób znajdujących się w niebezpiecznej, opisanej przeze mnie strefie. Co oznacza, że nie wszyscy z poszkodowanych w ogóle widzieli wpadające w poślizg BMW M4, pędzące już bokiem i tyłem w ich stronę.

Nawet osoby, które to obserwowały, nie zdążyły uciec.

- Ludzie mieli około sekundy na ucieczkę. To zdecydowanie za mało. Nie ubiegli nawet metra... Oni zdecydowanie nie powinni byli się tam znaleźć, odpowiednie przepędzenie stamtąd "gapiów" spowodowałoby, że auto wypadłoby na trawnik.

Ale doszło do tragedii.

- Na filmikach wrzuconych do sieci słychać świst opon, głuche uderzenie, trzask metalu, a następnie chaos ludzi, płacz dzieci i przerażające wołanie kobiecego imienia przez mężczyznę. Naprawdę nie byłem w stanie w pierwszym momencie obejrzeć jednego z tych filmików. Krzyk chłopaka brzmiał jakby stracił wszystko. Nie wiem, kim on jest, ale trzymam kciuki za niego, a szczególnie za tę dziewczynę, która najprawdopodobniej jest jedną z poszkodowanych.

Co z kierowcą? Jaka jest tu jego rola?

- Sam wypadek, mimo iż wyniknął bezpośrednio z błędów kierowcy lub maszyny, nie był niczym wyjątkowym w takich okolicznościach. Pojazdy tylno-napędowe, szczególnie z tak wysoką mocą jak w rzekomym BMW, potrafią na prostej drodze wpaść w poślizg, jeżeli auto nie ma odpowiedniej trakcji z asfaltem, a koła "palą gumę".

Tylnie opony auta były mocno rozgrzane. Dym spod nich wydobywał się od pierwszych metrów jazdy
KADR Z FILMU

Na filmie od samego początku widać dym spod kół.

- Dokładnie taka sytuacja miała miejsce. Od samego startu spod tylnych opon samochodu wydobywał się dym. To sugeruje, że auto nie ma dobrego kontaktu z nawierzchnią. Po kilkudziesięciu metrach tył auta zaczął się "bujać", chwilę po tym kierowca gwałtownie odpuścił gaz i wyprowadziło to pojazd całkowicie z równowagi, obracając go prostopadle do pasa startowego. Reszta historii jest już znana z mediów.

Ale co mogło być powodem takiego zachowania pojazdu?

- Ojciec sprawcy wypadku - jechał fioletowym BMW – powiedział w reportażu TVN, że syn "wpadł w niekontrolowany poślizg, a to się nie zdarza w samochodzie czteronapędowym". Jeżeli to BMW faktycznie wyposażone jest w napęd na 4 koła, to w takich modelach jest dostępna opcja przełączenia auta w tryb napędu jedynie na tylną oś. Na nagraniach widać, że zielone BMW rozgrzewa tylko opony tylne. Pojazd fioletowy, ewidentnie działający w trybie napędu na wszystkie koła rozgrzewa je w zupełnie inny sposób niż zielone BMW.

Jaki z tego wniosek?

- Pojawia się pytanie: czy kierowca miał świadomość w jakim trybie ustawiony miał samochód przed samym wyścigiem? Czy nie poczuł się zbyt pewnie?

Jak Pan to ocenia z perspektywy czasu?

- Moim zdaniem, wypadek w tej formule wyścigów nie jest rzadkością, szczególnie jeżeli na takie wydarzenie przyjmujemy kierowców z formularza zgłoszeniowego online. Ja osobiście nie stanąłbym za tą biało-czerwoną taśmą, ale to obowiązkiem organizatora było upewnienie się, że w razie takiej sytuacji nie będzie tam ludzi albo będzie tam cokolwiek, co może ich ochronić. Na zakończenie dodam, że to, co się wydarzyło, jest tragedią i mam nadzieję, że wszyscy poszkodowani wyjdą ze szpitala o własnych siłach oraz że sprawiedliwie zostanie im zrekompensowany uszczerbek na ich zdrowiu.

[imię i nazwisko świadka do wiadomości redakcji, wypowiedzi autoryzowane]

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (4)