Wydarzenie miało miejsce w środę ok. godz. 21.30 na podcieniach krośnieńskiego Rynku, przy kamienicy dawnego Banku Śląskiego. Godzinę wcześniej przeszła przez miasto burza, Rynek stał się pusty, tylko nieliczne grupy młodzieży schowały się przed deszczem na podcieniach. To ich ulubione miejsce na tych wakacjach.
Byliśmy na miejscu tuż po zajściu. Historię opowiedziało nam kilkoro nastolatków oraz świadkowie. – Napiszcie o tym, jesteśmy zbulwersowani – denerwowali się zgromadzeni widzowie.
17-letni Michał z Krosna wraz ze znajomymi przebywał na podcieniach. Obok grupki stał rower. W pewnym momencie pod podcienia podjechało białe auto straży miejskiej. - Funkcjonariusze wyszli z samochodu i spisali innych chłopaków, którzy pili piwo. Później przyczepili się do nas. Staliśmy z rowerem. I to im nie pasowało – opowiada Michał.
- Strażnik zaczął wytykać, że rower nie ma oświetlenia. Odpowiedziałem, że zaraz poprowadzę go do domu. Wtedy odpowiedział, że nie można wjeżdżać rowerem na podcienia. Powiedzieliśmy im, że nie mają prawa nam zwracać uwagi, bo nic złego nie robimy. Staliśmy i rozmawialiśmy – relacjonują nastoletni chłopcy.
Komendant straży miejskiej Tomasz Wajdowicz twierdzi, że mężczyzna wprowadził w błąd strażników twierdząc, że stojący na podcieniach rower jest jego własnością. Odmówił też wylegitymowania się, twierdząc że strażnicy nie maja prawa go legitymować oraz, że nie posiada przy sobie żadnego dokumentu tożsamości.
- To prawda, tak było - przyznaje Michał ze skruchą. Swoje zachowanie tłumaczy tym, że już ma dość strażników, którzy codziennie męczą młodzież takimi samymi pytaniami, kontrolami, spisywaniem danych. Nastolatkowie z podcieni mówią wprost:
Strażnicy nie mają u nas żadnego autorytetu, szukają tylko zaczepek.
Funkcjonariusze miejscy poprosili wówczas chłopaka o podejście do ich pojazdu, który stał na ul. Sienkiewicza. Chcieli ustalić tożsamość nastolatka poprzez kontakt z policją. Straż miejska twierdzi, że w tym momencie "usiłował on oddalić się" i dlatego "schwytany został za rękę - mężczyźnie zastosowano chwyt transportowy i został przeprowadzony na ul. Sienkiewicza – ok. 10 metrów od pozostałej grupy".
Michał zaprzecza: - Nigdzie nie uciekałem. Potwierdzają to również inni świadkowie zdarzenia. Chłopak nie stawiał żadnego oporu, szedł spokojnie ze strażnikiem, co widać dokładnie na filmie.
Przy samochodzie straży Michał przyznał, że jednak posiada legitymację szkolną.
- Według nas było to naruszenie nietykalności cielesnej – mówi kolega Michała, który nagrał całe zajście. - Gdy to powiedziałem, strażnik oznajmił mi, że mam stać 10 metrów od zdarzenia i nie przeszkadzać. Powiedział mi też, że nie mam prawa go nagrywać.
Świadkowie zajścia twierdzili, że strażnikom "puściły nerwy i zabrnęli za daleko". Z kolei strażnicy mieli mówić, że "ma być porządek na Rynku".
Zobacz nagranie z komórki:
Sytuację obserwowały dwie kobiety, pani Ola i Justyna. Gdy zobaczyły co się dzieje, również podeszły do strażników miejskich i zwróciły im uwagę: - Ci chłopcy nic złego nie robili. Taka drastyczna interwencja była nie na miejscu. Są wakacje, co młodzież ma robić w mieście? Od czego jest Rynek? Żeby tu było pusto? – pytały retorycznie. Strażnicy nie dyskutowali, odpowiedzieli tylko, że chłopak "pyskował".
Wraz z nastolatkami przebywała ich koleżanka z Włoch. – Chcieliśmy pokazać jej Krosno z jak najlepszej strony. A tu taki wstyd! Jaki to wizerunek miasta? – bulwersowali się chłopcy. – U mnie we Włoszech byłoby to nie do pomyślenia – podkreślała dziewczyna.
Chcieliśmy pokazać KOLEŻANCE Krosno z jak najlepszej strony. A tu taki wstyd! Jaki to wizerunek miasta?!
Młodzież opowiedziała też inną historię, z dnia poprzedniego: - Pewien chłopak przyjechał na rowerze z Polanki. Strażnicy wzięli i zapakowali jego rower do swojego samochodu. Chłopak nawet nie miał jak się skontaktować z rodzicami, bo nie miał ze sobą telefonu. Jego też wzięli do auta i powiedzieli mu, że go wywiozą do Sanoka czy Jasła. Powiedzieliśmy im, że nie mają takiego prawa, ale oni odjechali.
Komendant straży miejskiej potwierdza, że było takie zdarzenie. Nic więcej nie wyjaśnia.
W poniedziałek (30.07) doszło do innej, równie dyskusyjnej sytuacji związanej z młodzieżą i strażą miejską.
Na jednej z ławek leżał niepełnoletni chłopiec, był pod wpływem alkoholu. W jego pobliżu byli jego znajomi, którzy mieli go "na oku". Na miejsce przyszli strażnicy miejscy. Dowiedzieli się od nastolatka, że boli go brzuch i wezwali karetkę pogotowia. - Próbowaliśmy tłumaczyć strażnikom, że nic mu nie jest. Zjadł kebaba i poczuł się źle. Cała akcja sprowokowała do złych emocji.
Strażnicy postanowili zaprowadzić go do karetki, ale chłopak oznajmił im, że musi się wypróżnić. Według świadków zdarzenia, strażnicy kazali mu się załatwić w miejscu publicznym, przy siedzibie CDS. Gdy poprosił o skorzystanie z toalety, strażnicy zaczęli go szarpać. Widać to na filmie nagranym komórką przez młodzież - w tle słychać też, jaką agresję wywołała akcja wsród młodych ludzi:
W końcu jednak nastolatek z pomocą swoich kolegów poszedł do toalety pobliskiej restauracji. Towarzyszyli mu strażnicy, najprawdopodobniej obawiali się, że chłopak ucieknie.
Ostatecznie pijanego nastolatka koledzy odprowadzili do karetki w asyście strażników. Po niedługim czasie chłopaka odebrała mama.
Dziwne tylko, że gdy niespełna dwa miesiące temu dzwoniłam dwadzieścia razy na każdy numer straży miejskiej podany na stronie internetowej, nikt nie odbierał - odnośnie latających luzem psów atakaujących MAŁE DZIECI. Dzwoniłam również z tym na policję, ale "oni sie tym nie zajmują" i "proszę nadal próbować na straż miejską".
Dobrze że nie stało się nic poważnego, ale było to w miejscu ruchliwym i dwa wściekłe psy biegały, warczały do ludzi, goniły ich i po prostu gryzły!
Zapraszam Panów ze straży miejskiej w okolice parku jordanowskiego. Parkowanie na chodnikach, ludzie wyrzucający śmieci na trawę 2 metry obok kosza, kobiety z wózkami chodzące środkiem ulicy zamiast chodnikiem i tarasujące przejazd, pijana głośna młodzież koło pieszej kładki i na schodach obok komornika. Nieprzyjemnie tamtędy czasem chodzić.
Mój syn jest jednym z tych , którzy jeżdżą rowerem w ksfr oraz po rynku i mieście. Jeżeli spotkałoby to mojego syna , który jest jeszcze niepełnoletni, to nie chciałbym być w skórze tych urzędników w mundurkach.
To początek końca tej nikomu nie potrzebnej formacji zwanej "strażą miejską", oby jak najszybciej zapadło postanowienie o jej likwidacji jak to siedzieje w innych miastach.
Dajcie sobie spokoj z tym rynkiem, władze domagaja sie aby tam bylo pusto bo to wizerunek "miasta".