Odcinek rzeki od mostu na ulicy Niepodległości do kładki przy ulicy Fredry ma zaledwie 500 metrów. Po wyjściu na wał, który ciągnie się wzdłuż Wisłoka, można zobaczyć całą "paletę" śmieci, których nie powinno tam być. Ich widok potęguje trawa, która jeszcze "nie wstała" po zimie. Na wiosnę, gdy się zazieleni, pewnie ukryje część z nich i problem zniknie... aż do kolejnej wiosny.
Worki, pudełka i butelki to standard. Drewniane skrzynki, płyty wiórowe, pojemniki po farbach są, ale już rzadziej. Do unikalnych eksponatów, które można spotkać, na pewno trzeba zaliczyć: parasolkę, plastikowe krzesła, piłkę do koszykówki, czy samochodowe koło.
Wały na tym odcinku to nie tylko śmieci, to także miejsce spotkań, szczególnie w pobliżu kładki przy ulicy Fredry. Widoczne są tam dwa miejsca, w których przesiadują stali bywalcy, w tym młodzież. Poznać to można po naprawdę dużym skupisku śmieci. Zgniecione puszki, butelki po wódce, pudełka po papierosach. “Chojrak”, “Kamikadze”, “Dziki sad” to tylko niektóre z nazw trunków, które można tam znaleźć.
Kładka na ulicy Fredry, gdzie butelkami wyścielony jest cały teren. Część z nich została już posprzątana, jednak nadal jest ich sporo
Trasa ta jest rzadko uczęszczana, bo zarośla nie zachęcają do spacerów. W planach miasta jest budowa bulwarów ze ścieżką rowerową, która miałaby przebiegać od mostu na ulicy Niepodległości do kładki na ulicy Fredry. Plany te są na etapie tworzenia projektu technicznego, wykupu lub zamiany terenu potrzebnego do zagospodarowania.
Zaśmiecone miasto i odpowiedzialność za to, to jest rzecz elementarna, wielka sprawa wszystkich mieszkańców. Nie tylko teren wzdłuż Wisłoka jest dzikim śmietniskiem, bo i w całym mieście - to zrozumiałe, że tyle co zima odpuściła, zimowy piach jeszcze przysłania zieleń ponurą barwą i siłą rzeczy śnieg odsłonił wszelkie brudy, pozostałości po konsumpcji, nieczystości z jesieni, ale aż tyle?? ilości odpadów spożywczych i psich odchodów są porażające - jakby te nieczystości spadły z nieba. Poprzetykane w żywopłotach, na trawie obok chodników, na dróżkach i ścieżynach wokół parku jordanowskiego, w rowie po drugiej stronie Lidla na Lwowskiej. Na ten przykład, sprzątanie tego rowu należy do MacDonalda, ale oni też nie dają sobie rady z notorycznie wyrzucanymi tam śmieciami, głównie opakowaniami po swoich i nie tylko tzw. produktach spożywczych. Kwiatu młodzieży nie zależy, rzuca tam gdzie leży. Zapakuje śmieci do żołądka i narobi pod siebie. Dorośli, rodzice, dziadkowie też nie zawsze świecą przykładem wyrzucając śmieci do lasu, kupując wiele zbędnych produktów w sztucznych opakowaniach, paląc w piecu śmieciami, byle czym, jedząc byle co, oglądając w telewizji byle co. "Co w środku, to i na zewnątrz". Świat wewnętrzny odbija się w ich otoczeniu, wokół nich. Szybka produkcja w tym szybkim świecie, szybka konsumpcja plastiku i złomu udającego żywność, szybkość przesyłu nierzadko zbędnych informacji i złych wiadomości atakujących psychikę, patologiczny matrix oraz brak nacisku na rzetelną edukację, leżąca świadomość konsumencka, wszystko to i wiele więcej uczy ich takiego zachowania. Tak samo młodych, którzy właśnie wyuczyli się pierwszych nawyków, jak i starych, z wtórnymi nawykami.
Łącznie z edukacją środowiskową prowadzoną w mieście, należy uświadamiać także mieszkańców gmin ościennych, bo to z tychże gmin z prądem rzeki przypływają do nas nieczystości. Nie wyłącznie, ale w dużej mierze.
Sprzątanie terenów wzdłuż Wisłoka i samej rzeki jest akcją bezcenną i należy ją kontynuować, nadal uświadamiając i zachęcając władze gmin sąsiednich. Niemożliwym i bezsensownym, niekonstruktywnym jest sprzątanie po ludziach bez przekazywania wiedzy, przez cały rok, nie tylko tuż przed, jakie zagrożenie niosą śmieci, utrzymywanie dzikich wysypisk i kto na tym traci. Czy do tej akcji w ramach edukacji włączyły się już szkoły, gminy?