Mydła i płyny do dezynfekcji znikały ze sklepowych półek już z początkiem marca, jeszcze przed ogłoszeniem pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce. Teraz przyszedł czas na papier toaletowy, mąki, kasze, makarony, warzywa i owoce oraz mięso.
Pustki można zobaczyć nie tylko w dużych marketach: Biedronka, Lidl czy Kaufland, ale również w mniejszych sklepach typu Delikatesy Centrum. W przypadku tych ostatnich zainteresowanie klientów było na tyle duże, że sklepy musiały znacznie zwiększyć zamówienia. Hurtownia Eurocash w Szczepańcowej, zaopatrująca wszystkie okoliczne Delikatesy Centrum, miała spore opóźnienia w wysyłce towaru. Dostarczane ilości przekraczały nawet te w okresach przedświątecznych.
Socjolog przyznaje, że obecnie mamy do czynienia z klasycznym przykładem paniki społecznej. - Gromadzenie zapasów nie ma sensu ze zdroworozsądkowego punktu widzenia. Służby alarmują, żeby zachować ostrożność i unikać dużych zgromadzeń, a nagle tysiące ludzi rusza do sklepów. Istnieje większa szansa, że się zarazimy stojąc w kolejce do kasy niż chodząc po ulicach – tłumaczy Hubert Kotarski i dodaje: - Zamiast robić dla siebie zapasy na dwa tygodnie, warto pomyśleć o starszych osobach, rodzinie i sąsiadach, którzy mają ograniczone możliwości poruszania się i są osobami szczególnie narażonymi.
Przypominamy, że w Delikatesach Centrum w galerii Portius istnieje możliwość zamówienia zakupów z dostawą do domu. Szczegóły tutaj.
Minister Rozwoju Jadwiga Emilewicz poinformowała na konferencji (12.03), że rząd nie planuje zamykania sklepów i placówek handlowych, ani odcinania kordonem sanitarnym dużych miast w Polsce. - Nie ma też potrzeby nadmiernego kupowania produktów spożywczych. Sklepy będą zaopatrywane na bieżąco - dodała.
Główny Inspektor Sanitarny apeluje, aby czas wolny od zajęć lekcyjnych nie stanowił pretekstu do zwiększenia kontaktów towarzyskich. - Dużo zależy od tego, czy ludzie zachowają się odpowiedzialnie. Dzieci nie mają teraz co robić, więc udadzą się do centrum handlowego i tam będą spędzać czas lub na dyskotekach czy spotkaniach towarzyskich. To jest problematyczne – mówi socjolog dr Hubert Kotarski.
Apel do uczniów zastosowała m.in. „Naftówka”:
Obowiązuje zasada społecznej izolacji. To nie jest czas wolny, to jest czas szczególny.
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy decyzję o zamknięciu szkół: "Powód jest prosty – nie chcemy, abyście byli narażeni na zakażenie koronawirusem. Nie chcemy również, aby wirus zarażał kolejne osoby". Podaje również zalecenia dla młodzieży:
O konieczności pozostania uczniów w domach informuje również prezydent miasta Piotr Przytocki. "Bezwzględnie proszę rodziców o odpowiedzialne potraktowanie tego problemu i dopilnowanie, aby dzieci pozostały w domach na czas zawieszenia zajęć szkolnych, uczniów zaś o unikanie miejsc będących dużymi skupiskami ludzi tj.: centra handlowe, bary, pizzerie, rynek miasta itp." - czytamy w komunikacie.
Nie dać się zwariować to jedno, ale nie lekceważyć zagrożenia to drugie. Owszem - bedąc dzisiaj w sklepie (dokładnie mówiąc dwóch) byłem zaskoczony. Wyczyszczone półki nawet z artykułami o relatywnie niewielkim okresie trwałości naprawdę mnie zaskoczyły. Głupotą kompletną jest kupować np. 50 jogurtów na zapas. Panika socjologiczna. Z drugiej strony trudno się dziwić. Ludzie są zdezorientowni a sytuacja naprawdę nie jest najlepsza. Wirus jest naprawdę bardzo niebezpieczny. Porównywanie go do jakiejkolwiek epidemi grypy nie ma sensu. Przyrost zachorowań, a przede wszystkim jego konsekwencje, czyli liczba zgonów jest naprawdę nieprównywalna. Rozsądek i odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich. Tylko to pozwoli na tą chwilę ograniczyć zasięg rozprzestrzeniania się wirusa.