W Czytelni Głównej Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej ponad 60 osób z Krosna i powiatu krośnieńskiego zmierzyło się (1.06) z trudnym tekstem dyktanda autorstwa Jana Tulika, walcząc o tytuł "Krośnieńskiego Mistrza Ortografii 2012".
Konkurs miał głównie na celu popularyzację zasad poprawnej polszczyzny wśród mieszkańców Krosna i powiatu krośnieńskiego, rozwijanie zainteresowań kulturą języka polskiego, kształcenie nawyku prawidłowego stosowania podstawowych zasad ortograficznych, ale przede wszystkim miał być formą zabawy z ortografią.
- Chcieliśmy zobaczyć jak krośnianie radzą sobie z ortografią - mówi Bogusława Bęben, zastępca dyrektora Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej. - Frekwencja, w stosunku do naszych oczekiwań, jest duża. Widać, że krośnianie są zainteresowani konkursami. To osoby, które z własnej, nieprzymuszonej woli, zadeklarowały chęć udziału w dyktandzie dlatego, że czują się dobrze w ortografii.
"Skrzyknęły się żywioły i utworzyły hermetycznie zatrzaśnięty horyzont. Pośrodku wzniosło się Krosno, wołano nań parva Cracovia. Gród legend i bajań, wśród nich zgryźliwe skrzaty spoglądające z Kamieńca w przestrzeń, w żar druzgocącego oczy słońca. Pędziwiatr, praszczur wichrów po kądzieli, gnał w góry, a hulanki wietrzne na halach i żlebach nad brzeżkiem niosły się echem jak zgrzyt żelaza po żebrach górskich grzbietów, w roziskrzonych zorzami źrenicach..." - to początek tekstu z którym zmierzyli się uczestnicy dyktanda.
Jak przyznają sami organizatorzy, tekst był trudny, wymagający oczytania. - Trudno jest go nawet wypowiedzieć, także osobie, która ma dobrą dykcję - podkreśla Bogusława Bęben.
Uczestnikom najwięcej trudności sprawiła pisownia dużych liter oraz obcobrzmiących wyrazów, ale z dyktanda wychodzili zadowoleni: - Jak się czyta książki, to się zna takie słowa jak "świerzop" czy "dzięcielina" - mówiła Gabriela Menet. - Myślę, że dobrze mi poszło - mówiła inna uczestniczka, pani Irena. Przyznaje, że tekst był zaskakujący, ale wszystkie staropolskie wyrazy były jej znane.
Prace sprawdzała Komisja Konkursowa złożona z polonistów.
Skrzyknęły się żywioły i utworzyły hermetycznie zatrzaśnięty horyzont. Pośrodku wzniosło się Krosno, wołano nań parva Cracovia. Gród legend i bajań, wśród nich zgryźliwe skrzaty spoglądające z Kamieńca w przestrzeń, w żar druzgocącego oczy słońca. Pędziwiatr, praszczur wichrów po kądzieli, gnał w góry, a hulanki wietrzne na halach i żlebach nad brzeżkiem niosły się echem jak zgrzyt żelaza po żebrach górskich grzbietów, w roziskrzonych zorzami źrenicach. Bezbrzeżne brzaski i wrzaski mijały Urbana na wieży. Fluorescencyjna żagiew i podmuchy zżarły czas nie na żarty. Szeptano: dehumanizacja sztuki to przecież skrzepy w pszczelich plastrach na powierzchni toposów z francuskimi insygniami, w papieskich żółcieniach. Jąkano się: to brzmienie chrząszcza w trzeciej porze trzaskającego skrami polana, które sczezło do cna.
Ogrody grodu miały się z pyszna. Przetacznik jak na przetaku klombu, niezabudki, pręciki jaskrów i dzwońców, bukszpan i wiciokrzew podziwiały cynie, georginie pyszniące się w zagrodzie na zapłociu, a pszczołę łkającą przy kłokoczce naśladowały szczebiotliwe pisklaczki. To nie to co świerzop czy dzięcielina, gdyż rozwichrzone malachitowe wierzby przy nadwisłoczej łasze psioczą na bazar niosący harmider i hałas aż po Czchów i Brzeziny. Płynął buk po Bugu, na miły Bóg! - westchnął Mścisław naharowawszy się do zmierzchu, dzierżąc chabetę na ląży. W międzyczasie ten rzezimieszek i łotr buchnął Klarze koralowe korale, ale dobrze jej tak, jakiejkolwiek roboty się imać trza, badmintonistką zostać choć, nie łasić się ino i zwodzić. Albo poczytać choćby zabytkowe książki w marmurkowych kompaturkach, niechby Dzwonowskiego. On ci napisał "Niepospolite ruszenie abo Gęsia wojna", a też "Wyprawę plebańską". A waśćka nieusatysfakcjonowana, bo ponoć w Rzeczpospolitej dzisiejszej połowa filozofów zajmuje się Kantem, połowa Nietzschem. Stąd rozentuzjazmowane pospólstwo w sukurs wzywa Gżegżółki - co za nieuzasadniona fraternizacja z "Zieloną Gęsią" pana Gałczyńskiego, kiedy nad Praniem zawisa smużący się brzask jak permanentny zew, ta listwa świtu jak kindżał maharadży.
Niedobrze kiedy nienaganne maniery toną w nieczystej kałuży, nikną zbrukane na wiekuiste czasy, przez nikogo niebronione. Przez to na krośnieński Rynek duchem wezwali Skrzetuskiego, Mohorta i wszelakich bohaterów, by czyhający potwór nie dopadł rajców, nie ograbił Portiusa choćby. Z niejasnych przyczyn nieporadne jagniątka jakby pełzły do Emaus przez Kletówki w nadrannej mgle, z krzyżykami jak z herbarza pomiędzy niepokręconymi jeszcze różkami, przeglądały się w nieczyszczonej wciąż Lubatówce. Niedostrzegalne okienko Pałacu Biskupiego nieustannie świdruje i niegroźne mu kaprawe, smużące się przymglenia sączące się aż w jagnięce runo, niemogące się podobać kuśnierzowi spod Prządek.
Dyktando odbyło się w ramach Dni Krosna i to właśnie na krośnieńskim Rynku (3.06) ogłoszono listę laureatów w dwóch kategoriach wiekowych. W grupie uczniów szkół ponadgimnazjalnych tytuł: "Krośnieński Mistrz Ortografii 2012" otrzymała Nikolina Nieroda z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 w Krośnie, natomiast wyróżnienia: Gabriela Menet - tegoroczna maturzystka z I LO w Krośnie oraz Katarzyna Szuba i Barbara Kordasiewicz z II LO w Krośnie.
Natomiast w kategorii: pozostali mieszkańcy Krosna i powiatu krośnieńskiego tytuł "Krośnieński Mistrz Ortografii 2012" zdobył Piotr Kucharski. Wyróżnienia otrzymali: Marta Kustra, Aleksandra Kozubal i Krzysztof Litwin.
Była to pierwsza edycja konkursu. Organizatorzy planują w przyszłym roku rozszerzyć jego zasięg i oprócz dorosłych mieszkańców Krosna, włączyć do zabawy również gimnazjalistów.