Kamienica przy ul. Lwowskiej 1 w ostatnim czasie przeszła gruntowny remont elewacji. Obok niej wciąż stoi niewielki budynek, w którym w 1907 roku rozpoczął swoją fotograficzną działalność Rudolf Kaska. Wkrótce stał się jednym z najbardziej znanych i cenionych krośnieńskich fotografów. Wielu krośnian w swoich rodzinnych zbiorach posiada fotografie jego autorstwa. Rudolf pozostawił po sobie fotograficzny dorobek w postaci portretów krośnian, zdjęć architektury Krosna i okolicznych krajobrazów. Fotografował Rymanów-Zdrój, Iwonicz-Zdrój i Odrzykoń, ale też Kraków, Zakopane czy Morskie Oko.
Upamiętniał również ważne dla miasta wydarzenia, np. wykonał kilka zdjęć z wkroczenia do Krosna niemieckiej armii w 1939 roku czy z odsłonięcia pomnika Ignacego Łukasiewicza pod urzędem miasta w 1932 roku. – Trzy lata temu historia zatoczyła koło, bo podczas 90. rocznicy tej uroczystości mój syn Kuba zrobił takie samo ujęcie jak jego pradziadek, z tego samego balkonu tej samej kamienicy – mówi Jolanta Grzybek, wnuczka Rudolfa. O uroczystości pisaliśmy tutaj.
Kaska był również wydawcą wielu widokówek. Do obiegu z podpisem jego autorstwa trafiło ok. stu, ale były też egzemplarze bez pieczątki atelier. Oprócz zakładu w Krośnie Rudolf otworzył też filię w Rymanowie, a później wspólnie ze swoim synem Zdzisławem (ur.1907 r.) uruchomili atelier w Krakowie przy ul. Floriańskiej. Było ono prowadzone do lat 80. XX wieku przez żonę Zdzisława – Teresę.
Jolanta Grzybek, wnuczka fotografa doskonale pamięta, jak wyglądało wnętrze atelier jej dziadka w środku. Wspomina, że po lewej stronie od wejścia mieściło się okienko, przy którym przyjmowano petentów. Obok było pomieszczenie biurowe, gdzie stało biurko do ręcznego retuszowania klisz. – Na tym biurku leżał zestaw rysików, kredek i pędzelków. Na drewnianym statywie rozpinano kliszę fotograficzną, którą od spodu podświetlała mocna lampa – wspomina krośnianka.
Atelier było wyposażone również w niewielką ciemnię, gdzie znajdował się stół z powiększalnikiem i chemikaliami, garderobę z dużym lustrem i wieszakami na ubrania, w której klienci szykowali się do zdjęć oraz sali, gdzie wykonywano portretowe i rodzinne fotografie. – Było tam mnóstwo mniejszych i większych lamp, a na środku stał piękny, stary aparat, który podarowaliśmy Muzeum Rzemiosła w Krośnie. Naprzeciwko pod ścianą znajdowały się fotele, krzesła i kotary, które tworzyły scenerię.
Rudolf całymi dniami przesiadywał w atelier i pracował. Robił zdjęcia, które później przez wiele godzin retuszował. Spędzał też czas na segregowaniu szklanych negatywów swoich fotografii. Gromadził je w nadbudówce atelier, którą rozebrano w latach 70. XX wieku, podczas generalnego remontu elewacji. – Jako dziecko w tajemnicy zaglądałam tam na górę. Trzy ściany zapełniały klisze i zdjęcia robione na szklanych płytkach. Niestety ekipa remontowa wszystko zniszczyła. Dlaczego nikt z rodziny nie zareagował? Nie wiem. Miałam wtedy tylko 13 lat i serce mnie bolało na ten widok – wspomina pani Jolanta.
W ten sposób wiele wartościowych historycznie fotografii Krosna i okolic bezpowrotnie przepadło. Ocalało tylko kilka albumów fotograficznych i szklanych negatywów.
Rudolf Kaska krośnianinem został z wyboru. Urodził się w Brennej na Śląsku Cieszyńskim 18 kwietnia 1879 roku. W naszym mieście zatrzymała go miłość. Rudolf ożenił się z wdową Heleną Rajcy. Małżeństwo zamieszkało w willi z ogrodem przy ul. Lwowskiej 1. Doczekało się dwójki dzieci: Marii i Zdzisława. Mieszkała też z nimi córka Heleny z pierwszego małżeństwa Eleonora.
Według bliskich Rudolf był dobrym i pogodnym człowiekiem. - Moja babcia wspominała go jako bardzo wesołego człowieka, który potrafił łączyć prowadzenie świetnie prosperującego biznesu z fajną atmosferą w domu. Twierdziła, że miała absolutnie cudownie dzieciństwo, bardzo kochających rodziców, którzy dbali o nią i jej siostrę oraz o dom – mówił Kuba Kaska w naszym artykule o swojej babci Marii. Można go przeczytać tutaj.
- Dziadzio był dosyć poważnym, choć wesołym i trochę takim szalonym człowiekiem czynu, bardzo przedsiębiorczym i kreatywnym. Miał mnóstwo zainteresowań. W domu, tylko nie wiem, w którym pomieszczeniu, zorganizował sobie warsztat, gdzie według mojej mamy budował jakieś perpetuum mobile. Ją samą zabrał na jednodniową wycieczkę rowerową aż do Zakopanego - wspomina pani Jolanta.
Razem z bliskimi wiódł spokojne, ale towarzyskie życie. Często wspólnie podróżowali, głównie do Włoch. Zwiedzili m.in. Rzym, Weronę, Genuę i Neapol. Przywozili stamtąd nie tylko wspomnienia, ale też zdjęcia. Jako jedni z pierwszych krośnian mieli swój samochód. Ciągle uczestniczyli w różnych wieczorkach, kolacjach, a nawet balach w budynku kina Sokół. Przyjaźnili się z rodziną Andrzeja Lenika z domu z wieżyczką, gdzie dzisiaj jest przedszkole i rodziną państwa Federkiewiczów z niszczejącego domu naprzeciwko straży pożarnej.
Po kilku latach od rozpoczęcia swojej działalności Rudolf został wcielony do wojska w czasie I wojny światowej. Stacjonował na terytorium Austrii. W Wiedniu podpatrywał pracę tamtejszych fotografików. Po powrocie wrócił do swojej pasji, a w 1934 roku uzyskał tytuł mistrza foliograficznego od Izby Rzemieślniczej we Lwowie.
W 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Do willi przy ul. Lwowskiej wprowadzili się niemieccy oficerowie. – Urzędowali na piętrze. Tam mieszkali i bawili się, popijając szampana. Nasza rodzina miała do dyspozycji parter – wspomina Jolanta Grzybek.
Na czas wojny Kaskowie przyjęli pod swój dach pięcioosobową rodzinę państwa Namysłów, którzy uciekli przed Niemcami z Wielkopolski. - Do Krosna dotarli pociągiem towarowym wraz z innymi uchodźcami i dziadkowie zabrali ich do siebie z dworca. Wspólnie przeżyli cały okres wojny, a nasze rodziny zaprzyjaźniły się.
Dziadkowie pani Jolanty byli zaangażowani w działalność patriotyczną. Na przykład oddawali swoją złotą biżuterię na wyposażenie polskiej armii walczącej z okupantem. W tym czasie Rudolf działał jako żołnierz Armii Krajowej pod pseudonimem "Piwonia". Przydomek wziął się od piwonii, które rosły w ogrodzie przy rodzinnej willi (wspomina o tym historyk sztuki Grzegorz Stefański w albumie "Zadomowieni w dziedzictwie").
Dwukrotnie przesłuchiwało go gestapo. Raz został przez nich mocno poturbowany. Pani Jolanta pamięta też historię, że w nadbudówce atelier w czasie wojny ukrywali się dwaj polscy lotnicy. – Nie wiem, skąd się tam wzięli, ale niestety później zginęli w Kozielsku – mówi.
Jak Niemcy uciekli z Krosna, przyszli sowieccy żołnierze, a do piwnic willi wprowadzili się oficerowie NKWD. - Urządzili tam areszt do tymczasowego przetrzymywania ludzi. Głodzono i bito tam Polaków. Mama wspominała, że słyszała stamtąd rozpaczliwe krzyki. Próbowała donosić tym więźniom jedzenie przez kraty w oknach, ale aresztantów pilnowali strażnicy z olbrzymimi psami syberyjskimi i kałasznikowami na paskach. Mimo to parę razy udało jej się coś podrzucić.
Rudolfowi w atelier pomagała pasierbica Eleonora. Wspólnie robili zdjęcia, zatrudniali uczniów, wykształcili kilku znakomitych fotografików, np. pana Niepokoja. Wtedy sztuka fotografowania była skomplikowana i trudna. Zdjęcia były robione na szkle, a ujęcia w aparatach były widoczne do góry nogami. Do wykonywania fotografii potrzebne były odpowiednie umiejętności.
Później dołączyła do nich córka Rudolfa i Heleny. Maria urodziła się 13 maja w 1915 roku i całe swoje życie mieszkała w domu przy ul. Lwowskiej. Za mąż wyszła dość późno. Miała tytuł mistrza fotografii i należała do cechu, ale nie zajmowała się wykonywaniem zdjęć. Specjalizowała się w ołówkowym retuszu szklanych negatywów. Pracę przypłaciła problemami ze wzrokiem.
Po śmierci ojca 6 grudnia w 1958 roku prowadziła zakład wraz z przyrodnią siostrą, której bardzo zależało na kontynuowaniu działalności Rudolfa. Atelier działało więc do śmierci Eleonory na początku lat 70. XX wieku. Maria, która miała wtedy prawie 60 lat, zrezygnowała z dalszego prowadzenia działalności. Przeżyła 103 lata.
Po latach fotografią zafascynował się Jakub Kaska, prawnuk Rudolfa i syn Jolanty. Swoją przygodę z fotografią rozpoczął od XIX-wiecznej fotografii na szkle. Pisaliśmy o nim m.in. tutaj.