Kilkanaście miesięcy temu, w październiku 2013 r., Maria Gorczyca wzięła udział w wernisażu wystawy "Urok dawnego miasta. Krosno na starej fotografii i pocztówce". W Muzeum Podkarpackim oglądała zdjęcia oraz widokówki sprzed kilkudziesięciu lat. Wykonał je m.in. Rudolf Kaska - najbardziej znany i najdłużej działający krośnieński fotograf, jej ojciec.
Po muzealnych salach chodziła o lasce. Była zadowolona i uśmiechnięta. Wystawa bardzo się jej podobała. - Piękna - mówiła do wnuka Kuby, o którego ramie wspierała drugą rękę.
Dzisiaj, gdy właśnie skończyła 100 lat, już nie chodzi, a Kuba stał się jej ustami. Opowiada to, co o sobie samej, o Rudolfie Kasce, o fotografii i o dawnym Krośnie opowiadała mu babcia.
Kuba Kozioł: - Babcia urodziła się 13 maja 1915 roku. Od początku mieszka w domu przy ul. Lwowskiej. Jest córką Heleny i Rudolfa Kasków. Miała siostrę Eleonorę. Wyszła za mąż za Adama Gorczycę. Doczekali się czwórki dzieci, z czego dwoje zmarło. Pozostałe - moja mama oraz wujek - żyją.
O ile postać Rudolfa Kaski jest znana i barwna, tak historia babci jest w zasadzie bardzo prostolinijna. Pracowała w atelier ojca. Chociaż miała tytuł mistrza fotografii i należała do cechu, jednak wykonywaniem zdjęć się nie zajmowała. Była specjalistką od retuszu fotograficznego, a dokładnie od retuszu ołówkowego negatywów szklanych.
Retusz ołówkowy na negatywach szklanych wymagał umiejętności i wizji malarskiej, talentu i zmysłu artystycznego. Babcia Marysia je miała. Sam proces retuszowania polegał na tym, że na specjalnym pulpicie kładło się negatyw, a następnie za pomocą ołówka o różnej grubości kryło się zmarszczki, plamy światła i defekty na skórze oraz generalnie wszelkie niedoskonałości, które na twarzy występowały. To było dość trudne zajęcie. Babcia podobno była w nim najlepsza.
W zakładzie ojca zajmowała się także ustawianiem klientów do fotografowania. Gdy ktoś przychodził zrobić sobie zdjęcie, np. do dokumentów lub fotografię pamiątkową, sadzała go na obrotowym krześle z regulowaną wysokością, oglądała i decydowała, który z profili jest lepszy. Następnie przychodził Rudolf i naciskał przycisk w dużym, stacjonarnym aparacie.
Po śmierci ojca, w 1958 roku, razem z siostrą przejęły po nim zakład, z tym, że to przede wszystkim Eleonora była bardzo zafascynowana fotografią, to jej bardzo zależało na kontynuowaniu działalności atelier Rudolfa. Babcia jej w tym pomagała, bo fotografia nadal była skomplikowaną, wymagającą czasu i wielkich umiejętności sztuką. W znacznie większym stopniu zajęła się jednak rodziną i domem.
Zakład działał do początku lat 70., do momentu śmierci Eleonory. Babcia miała wówczas już prawie 60 lat, nie była obeznana ze zmieniającą się technologią ani nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc w prowadzeniu biznesu.
Babcię z czasów jej emerytury pamiętam już bardzo dobrze. Najbardziej z sytuacji codziennych: ogródek, grządki, motyka, prace koło domu oraz, jak większość pań w jej wieku, kościół.
Mojego pradziadka - Rudolfa Kaskę - wspominała jako bardzo wesołego człowieka, który potrafił łączyć prowadzenie świetnie prosperującego biznesu z fajną atmosferą w domu. Twierdziła, że miała absolutnie cudownie dzieciństwo, bardzo kochających rodziców, którzy dbali o nią i jej siostrę oraz o dom.
W tamtych latach często robili sobie wyprawy rowerowe do Rymanowa, do Iwonicza, do Cergowej lub na Zamek Kamieniec. To były takie niedzielne wypady. Opowiadała, że najdalej pojechali na tych rowerach do Zakopanego. To była już duża wyprawa.
W albumach, które ma w domu, są fotografie dokumentujące te wyprawy. W tle na przykład Kamieniec, a rodzina siedzi sobie pod jakąś gruszą. Rudolf miał podobno zwyczaj zagadywania okolicznych ludzi. Często okazywało się, że w domach mieli zrobione przez niego zdjęcia, rodzinne czy ślubne, więc zaraz przynosili jakąś szklaneczkę mleka lub miód i robiło się sielankowo.
Nie wiem co więcej mogę dodać. Życie babci Marysi było trochę prozaiczne, nie było w nim jakichś wiekopomnych wydarzeń. To była codzienna praca w atelier, przy ustawianiu ludzi do zdjęcia lepszym profilem, a potem retuszowaniu wykonanych fotografii, tak żeby ci ludzie dobrze na nich wyszli.
- Czyli można powiedzieć, że upiększała mieszkańców Krosna...
- Tak, można tak powiedzieć.
***
W imieniu czytelników oraz własnym pani Marii składamy najlepsze życzenia urodzinowe.