Na początku XX wieku w Krościenku Niżnem sąsiadowały ze sobą dwie spokrewnione rodziny: Kolankowie i Zajdlowie. Dom tych pierwszych został wybudowany na gruncie tych drugich. Z tego powodu dochodziło między nimi do sporów.
Gdy z Ameryki powrócił Franciszek, syn Kolanków i znany w okolicy awanturnik oraz złodziej, doszło do tragedii. 19 marca 1911 roku Kolankowie poszli do swoich sąsiadów, ale nie z wizytą towarzyską, tylko z niecnymi zamiarami.
Franciszek zabrał ze sobą siekierę, którą wybił dwa okna w domu Zajdlów. Przez nie napastnicy dostali się do środka. Uzbrojony Kolanko ostrym narzędziem trzy razy uderzył w głowę 78-letniego Stanisława Zajdla. Mężczyzna padł martwy na progu izby. Jego 61-letnia żona, Katarzyna została uderzona w twarz i czaszkę, również zginęła na miejscu. Ich syn i wnuk przebywali w innej izbie, do której drzwi były zamknięte. Oprawcy próbowali dostać się do nich przez okno, ale ci ukryli się na strychu. 10-letni Stach wydostał się stamtąd na zewnątrz i pobiegł po pomoc.
Takiego szczęścia nie miała matka chłopca, która ukryła się w stodole z najmłodszym synkiem. Morderca dopadł ją i zadał jej kilka ciosów.
Po tym, jak napastnicy nie znaleźli pozostałych sąsiadów, poszli do domu. Tam żandarmi zastali ich, jak spokojnie jedli obiad. Obu wraz z gospodynią aresztowali.
Z całą pewnością nie takiego zakończenia swojego małżeństwa spodziewał się młody gospodarz z Krościenka Niżnego, Józef Lorenc, który po powrocie do domu odkrył romans swojej żony Agnieszki z parobkiem. Zrezygnowany postanowił wyjechać do Ameryki, ale zanim to uczynił, został znaleziony martwy w swojej stodole w listopadzie 1896 roku.
Wstępnie zakładano samobójstwo przez powieszenie, ale jak to bywa w takich sprawach, ktoś musiał się wygadać. Tym kimś okazał się dwunastoletni brat kobiety, który słyszał, jak ojciec opowiadał matce, że męża Agnieszki „udusili, a następnie do stodoły powlekli i tam na belku powiesili”.
Zarówno wiarołomna morderczyni, jak i jej ojciec zostali skazani na karę śmierci… przez powieszenie.
Mordercą swojej drugiej połówki okazał się również 36-letni hutnik Konstanty Langer, mieszkaniec Krosna, który w 1928 roku zastrzelił swoją żonę. Aby zyskać alibi i uniknąć kary, zaraz po dokonaniu morderstwa udał się do fabryki, w której pracował.
W toku śledztwa okazało się, że sprawca miał romans z jedną z robotnic i z tego powodu ciągle kłócił się z żoną. Zastrzelenie nie było jedyną próbą uśmiercenia niewygodnej małżonki, aczkolwiek udaną. Wcześniej hutnik próbował otruć kobietę za pomocą chemikaliów.
Była to historia rodem z „Romea i Julii”. W październiku 1911 roku w Krośnie 20-letni urzędnik sądowy Aleksander Sawicki zastrzelił 18-letnią dziewczynę, w której był zakochany ze wzajemnością. Małżeństwu młodych sprzeciwiali się bowiem ich rodzice. Z rozpaczy młody mężczyzna zabił ukochaną, a sam przez sąd został skazany na śmierć.
Jednak nie wszystkie morderstwa popełniano z miłości. Niektóre po prostu z żądzy. W 1906 roku nieznany sprawca zgwałcił 22-letnią Annę Kubit, wiejską dziewczynę z Suchodołu. Aby zatrzeć ślady zbrodni, oprawca zadusił swoją ofiarę i porzucił w zbożu. O to morderstwo podejrzewano stolarza Staronia z Krosna, wdowca i alkoholika. Mężczyznę aresztowano.
Więcej kryminalnych historii z Krosna i okolic przeczytacie tutaj.
Jak szukacie dobrej powieści, takiej światowej polecam przeczytać "Australijskie piekło"
Niedawno miała premierę i można ją kupić w Internecie!
Opowieści o dawnym Krośnie, to może i jest ciekawe ale takie historie miało każde powiatowe miasteczko...
A ile spraw w Krośnie i to grubych zamiata się teraz pod dywan? Mówi się o samobójstwach... tyle, że bardzo dziwnych. Wspomnę chociaż przykład aptekarki, która po pełnym radości dniu pracy "poderżnęła" sobie - według prokuratora - gardło.
Jakoś mi się nie chce wierzyć, żeby rano z myślą o samobójstwie zabrała ze sobą nóż, potem przepracowała całą zmianę w aptece pełnej śmiercionośnych substancji przy czym koleżanki z pracy - farmaceutki - nie zauważyły u niej zmian nastroju, smutku czy wręcz depresji, skończyła szychtę i poszła na wały poderżnąć sobie gardło. Czy to ma sens? Ale przecież prokuratura wie lepiej!!! Prawda? Nie sądzę!!!
Przy okazji kondolencje dla rodziny i wszystkich bliskich.
Pewnie somsiad nowego passata zakupił:)