Po swojej śmierci podziel się życiem

Narządy potrzebne są tylko tu, na Ziemi. Po swojej śmierci oddajmy je komuś, komu uratują życie - przekonywano podczas Podkarpackiej Konferencji Transplantologicznej w Krośnie (11.04).
"Podziel się życiem" - pod takim hasłem odbyła się w Krośnie I Podkarpacka Konferencja Transplantologiczna

"Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć kiedy i w jakich okolicznościach nastąpi kres jego ziemskiej drogi. Może się zdarzyć, a z mediów wiemy, że zdarza się tak codziennie, że odejdziemy w sposób tragiczny, a śmierć przyjdzie nagle. Stwórzmy wiec naszym bliskim możliwość ukojenia bólu poprzez satysfakcję, że choć ich bliski odszedł, to dzięki niemu żyją inni. A może się zdarzyć, że tylko na skutek takiej postawy ludzi nam nieznanych, życiem będą się mogły cieszyć osoby przez nas kochane. A wiec warto podzielić się życiem..."

Pod takim hasłem w Krośnie odbyła się Podkarpacka Konferencja Transplantologiczna. Uznane autorytety przedstawiały aktualne problemy dotyczące pobierania i przeszczepiania narządów w Polsce. Konferencja przeznaczona była zarówno dla środowiska medycznego jak i "zwykłych" mieszkańców Podkarpacia.

Przy obecnym poziomie medycyny przeszczepy narządów nie są już rzadką metodą terapii czy wręcz ratowania ludzkiego życia. Pozyskiwanie organów może następować wyłącznie z ludzkich organizmów. Nie zawsze jednak uratowanie życia śmiertelnie chorej osobie oznacza tragedię śmierci dla innej. Istnieją bowiem przypadki, że po przeszczepie życiem cieszą się zarówno dawca, jak i nieuleczalnie dotąd chory pacjent.

Poważnym problemem jest jednak pobieranie narządów od ofiar tragicznych wypadków. Czas obumierania narządów jest stosunkowo krótki, a szansa na powodzenie zależy od szybkich decyzji. Muszą one zapadać wówczas, gdy człowiek już nie żyje, a żyją jego narządy.

W Polsce osób oczekujących na narządy jest więcej niż ich dawców - podkreślano na konferencji

W Polsce, jak w większości krajów Unii Europejskiej, obowiązuje zasada domniemanej zgody na oddanie po śmierci narządów do przeszczepienia. Jeżeli ktoś się na to nie zgadza, musi to zastrzec w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów. Obecnie w polskim rejestrze widnieje ponad 20 tys. odmów. - My nigdy wbrew rodzinie nie pobieramy narządów, aczkolwiek prawo mówiące o domniemanej zgodzie może na to pozwolić - wyjaśniał podczas konferencji prof. Piotr Małkowski z Zakładu Pielęgniarstwa Chirurgicznego i Transplantacyjnego AM w Warszawie.

90 procent Polaków jest za dokonywaniem transplantacji. Prof. Małkowski wskazuje na rozbieżności pomiędzy ogólną akceptacją transplantologii jako metody leczenia, a zachowaniem się w momencie utraty osoby bliskiej. - Oczywiście moment jest fatalny, ale może troszkę brakuje konsekwencji. Wiadomo, że decyzje są bardzo trudne. Problem wymaga delikatności, wyciszenia, spokoju i atmosfery zaufania do lekarzy, koordynatorów itp. - mówił. - Wiemy, że nieodpowiednim słowem, nieprzemyślanym gestem można zniszczyć to, co budowano latami.

Potencjalnych dawców jest znacznie więcej niż rzeczywistych zgłoszeń o oddaniu narządów. Liczba wykonanych transplantacji jest jednak jeszcze mniejsza. Znaczna część narządów nie jest pobierana z powodu sprzeciwu lub obojętności zarówno lekarzy, jak i rodzin. - Skąd taki rozdźwięk pomiędzy podziwem dla idei przeszczepów a wielkimi oporami dla zgody na pobranie narządów od zmarłych? - zastanawiał się dr Andrzej Paprocki z Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie. - Gdzieś w nas głęboko tkwi przekonanie o tym, że pobierając narządy ze zmarłych, robimy coś nieprzyzwoitego. Przekonanie, które nie jest racjonalnie uzasadnione - mówił.

Oddawanie narządów do przeszczepów nie jest sprzeczne z nauką kościoła. Ksiądz Zbigniew Głowacki, kapelan szpitala w Krośnie przywołał słowa Jana Pawła II wypowiedziane na I Międzynarodowym Kongresie Transplantologicznym w Rzymie: "Możliwość otwarta przez postęp w medycynie by przedłużyć poza śmierć powołanie do miłości, powinno doprowadzić osobę do ofiarowania za życia części własnego ciała. Ofiarowania, które stanie się rzeczywiste po śmierci. Jest to akt wielkiej miłości, tej miłości, która daje życie za innych."

Zbigniew Głowacki, kapelan szpitala w Krośnie przekonywał, że idea transplantacji narządów jest zgodna z nauką kościoła

Według badania CBOS, większość społeczeństwa uważa, że pogorszenie sytuacji transplantologii w Polce jest powodowany doniesieniami medialnymi. Ludzie obawiają się o komercjalizm i nadużycia. - W ostatnim czasie idei transplantacji w Polsce oddano niedźwiedzią przysługę wiążąc ją jednoznacznie z ludźmi niemoralnymi, podejrzanymi. Patologie mogą się zdarzać, ale ani ich skala, ani obecność nie powinna przesłonić uczuciowych i racjonalnych przesłanek o konieczności dokonywania zabiegów. Nie można zaprzestać czynić dobra tylko dlatego, że ktoś nadużywa naszego zaufania - podkreślał dr Paprocki.

- Jest głęboki sens tego daru życia - tłumaczył prof. Małkowski. - Jeden zmarły dawca może uratować życie dwóm chorym z niewydolnością nerek, jednemu z niewydolnością serca, jednemu z niewydolnością trzustki, itp. Proporcja jest jak jeden do siedmiu czy nawet ośmiu.

Ratowanie życia śmiertelnie chorej osobie nie zawsze oznacza tragedię śmierci innej. Przykładem może być przeszczep szpiku kostnego. Wtedy życiem cieszą się zarówno dawca, jak i nieuleczalnie chory pacjent.

Co roku 6-9 osób na 100 tys. ludzi zapada w Polsce na choroby nowotworowe krwi - większość to nowotwory, które nie mogą być wyleczone skutecznie przy pomocy innych metod niż przeszczepienie szpiku kostnego. Dla niektórych jedyną szansą ratunku jest wykonanie przeszczepu od honorowego dawcy z tzw. rejestru dawców szpiku.

Każdy może uratować komuś życie, np. poprzez oddanie swojej krwi - zachęcają lekarze

Największy polski rejestr dawców to bank Urszuli Jaworskiej. To pierwsza w Polsce pacjentka, która miała wykonany przeszczep od dawcy niespokrewnionego. Przeszczep uratował jej życie. Całe późniejsze życie poświęciła tworzeniu rejestru polskiego dawców szpiku i propagowaniu tej idei.

- Stosunkowo niewielkim wysiłkiem można uratować komuś życie, samemu żyjąc. Wystarczy oddać do zbadania 5 mililitrów krwi. Wtedy nasz kod genetyczny z danymi personalnymi zostaje włączony do ogólnoświatowego rejestru - informowała dr Beata Piątkowska-Jakubas z kliniki Hematologii Collegium Medicum UJ w Krakowie.

Gdzie można poddać się takiemu badaniu? Tu jest pewien problem, bo najbliższą Krosnu instytucją, która zajmuje pobieraniem krwi i tworzeniem takiego rejestru, jest Pracownia Typowania Tkankowego Zakładu Immunologii przy Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.

Szansa na to, że nasz układ danych zgadza się z danymi pacjenta, który cierpi ma śmiertelną chorobę, jest jedna na 25-30 tys. W każdej chwili istnieje możliwość wycofania nazwiska z rejestru.

W Europie w 2006 r. wykonano 4,5 tys. przeszczepień od honorowych dawców szpiku. W Polsce ta liczba jest jeszcze wciąż mała, rocznie wykonuje się od 60 do 100 przeszczepień niespokrewnionych - w tym kilka rocznie z rejestru polskiego. Zarejestrowanych jest w nim tylko 35 potencjalnych dawców. Szansa na dobór z jego zasobów jest więc niewielka.

Jak wygląda sam przeszczep szpiku? Wszystko dzieje się jednocześnie. - Pacjent jest poddany procedurze nieodwracalnego zniszczenia szpiku. Dawca, gdzieś tam w świecie jest wtedy jego jedyną polisą na życie - tłumaczyła dr Beata Piątkowska-Jakubas. - Jeżeli wystąpią jakieś nieprzewidziane okoliczności, np. szpik nie doleci samolotem, to pacjent ginie - dodała.

Pobranie szpiku od dawcy odbywa się na sali operacyjnej. Nie stanowi żadnego zagrożenia dla jego zdrowia i życia, bo komórki szpiku ulegają bardzo szybkiej regeneracji. - Samo przeszczepienie szpiku jest jak przetoczenie krwi, prosty zabieg.

Miejsce, gdzie potem przez miesiąc przebywa pacjent nazywa się "wyspą życia". To jest okres, kiedy szpik pacjenta jest już zniszczony, a szpik dawcy jeszcze nie zaczął pracować, pacjent musi być więc odizolowany.

Agata Jezierska

Agata Jezierska (na zdjęciu obok), 20-letnia krośnianka ma za sobą przeszczep serca. - Od urodzenia byłam chora na serce. Lekarze nie wiedzieli co z tym fantem zrobić. Długo mnie leczyli. W kwietniu 1999 roku, lekarze z Prokocimia stwierdzili, że dają mi pół roku życia - opowiada. Miała wtedy 11 lat. Rodzice nie poddali się. Szukali możliwości przeszczepu. Miesiąc później Agata trafiła do Kliniki Kardiochirurgii Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie i została zakwalifikowana do przeszczepu. Kilka miesięcy później, w październiku zadzwonił telefon. - Trzeba było jechać do Krakowa na mój przeszczep.

Agata nie wie kto był dawcą. - To jest zmarła osoba. Wiem jedynie, że była to niewiele starsza od mnie wówczas dziewczyna. Istnieje możliwość skontaktowania się z rodziną dawcy, ale nigdy nie podejmowałam takiego wyzwania - mówi.

Od przeszczepu minęło 9 lat. Teraz Agata czuje się bardzo dobrze. To, co kiedyś było niemożliwe, jazda na rowerze czy przejście pieszo kilometrowego odcinka, teraz nie sprawia jej większych problemów. Dzisiaj wszystkich przekonuje o głębokim sensie idei transplantacji, sama jest tego dowodem. - Te narządy potrzebne są tylko tu, na Ziemi - mówi z przekonaniem.

Krystyna Murdzek

- Największym darem transplantacji jest życie. Pacjenci, którzy oczekują na przeszczep dzielą się na dwie kategorie: jedni cieszą się z tego, że żyją, a drudzy potrzebują poprawy jakości życia. Potrzebują w swoim życiu tzw. "powera", a tym "powerem" jest sport - mówiła podczas konferencji Krystyna Murdzek (na zdjęciu obok), współzałożycielka i prezes Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji - sama po przeszczepie nerki, trener narciarstwa.

Stowarzyszenie od trzech lat działa w Iwoniczu Zdroju. Jego celem jest popularyzacja idei transplantacyjnej poprzez aktywność fizyczną. Stowarzyszenie liczy 125 członków, z czego 75 osób jest po transplantacji.

Sport po transplantacji przyczynia się do prawidłowego rozwoju fizycznego dzieci, a dorosłym pozwala powrócić do sprawności sprzed choroby, niezależności i pewności siebie. Jednak aby jego uprawianie było bezpieczne, od przeszczepu musi minąć co najmniej rok. Konieczna też jest zgoda lekarza.

Członkowie Stowarzyszenie biorą udział w różnych międzynarodowych wydarzeniach sportowych, nawet w Światowych Igrzyskach dla Osób po Transplantacji. Ostatnie odbyły się Bangkoku w 2007 roku. Startowało w nich około 900 osób, z polskiej ekipy - 9 zawodników. Niektórzy przeżyli ten magiczny moment, kiedy stojąc na podium, podnosili polską flagę przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego. - Czasami jest to naszym marzeniem, ale nigdy nie sięgnęliśmy tego uprawiając sport, kiedy byliśmy zdrowi. Ale los tak chciał, że po ciężkiej chorobie można podnieść ręce do góry i być szczęśliwym - mówiła Krystyna Murdzek.

Istotne decyzje warto podejmować z wyprzedzeniem, przecież w życiu naszym niczego nie można wykluczyć. Dlatego zastanówmy się czy nie wypełniać tzw. Oświadczenia Woli. - To jest mały kartonik, który powinno się nosić przy sobie w dowodzie osobistym, aby w przypadku nieszczęścia, nasze narządy mogły służyć innym ludziom - mówiła Grażyna Więcek, współorganizator konferencji - wiceprezes Fundacji Otwartych Serc im. Bogusławy Nykiel-Ostrowskiej.

Tak wygląda przykładowe oświadczenie woli

Konferencja pokazała, że problem świadomości dotyczy nie tylko "zwykłych" ludzi, ale również samych lekarzy. - Mała frekwencja na konferencji naszych kolegów - lekarzy z krośnieńskiego szpitala wskazuje, że do idei transplantologii powinniśmy przekonywać również w naszym środowisku. Ale może ta nasza konferencja to dobry początek - dodała Grażyna Więcek.

Organizatorem Konferencji była Fundacja Otwartych Serc, Pododdział Hematologii Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie i Urząd Miasta Krosna. Konferencja odbyła się w auli PWSZ.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)