27 sierpnia starosta powiatu krośnieńskiego Jan Juszczak podpisał umowę sprzedaży 85% akcji spółki PKS Krosno warszawskiej firmie FK Partner. Transakcja opiewa na kwotę 399 500 zł, po 1 zł za akcję. Właścicielem pozostałych 15 procent akcji są pracownicy spółki.
Jak podkreśla starosta, FK Partner był jedynym podmiotem, który wyraził zainteresowanie nabyciem akcji PKS. To spółka z Warszawy, specjalizująca się w finansach, nie jest z branży transportowej.
- Przecież to jest firma, która doradzała odwołanemu już prezesowi Sołkowi. Główna księgowa też była z tej firmy - ujawnia Eugeniusz Szczambura, szef zakładowej "Solidarności". - Celowo dążono do zaniżenia wartości spółki - dodaje odnosząc się do ceny, za którą PKS został sprzedany. - To jest przekręt, afera. Sprzedali za 400 tysięcy i jeszcze rozłożyli na raty - twierdzi.
Jan Juszczak informuje, że cena jest wynikiem negocjacji, konsekwencją kondycji finansowej firmy: - Wspierająca zarząd powiatu w procesie sprzedaży wrocławska firma doradcza Arcanum w marcu oszacowała wartość akcji PKS Krosno na zero złotych, ale sugerowała jednocześnie, aby w negocjacjach z potencjalnym nabywcą obstawać przy kwocie 1 zł za akcję. Trzeba popatrzeć na dług - on zbliża się do 9 mln zł, do wartości rynkowej spółki. Musielibyśmy sprzedać wszystko, czym dysponuje spółka: budynki, nieruchomości, autobusy.
- My mamy dokument, że zobowiązania wynoszą 6,7 mln zł - polemizuje Szczambura.
- Sama wartość autobusów wyceniona przez ubezpieczyciela to ponad 8 mln zł. Do tego dochodzi nowoczesna stacja paliw, zbiorniki, na remont których firma wydała 600 tys. zł, nowoczesna diagnostyka, urządzenia, plac - wylicza szef "Solidarności".
Kiedy starostwo przejmowało PKS, cena nominalna ustalona przez Ministerstwo Skarbu za 1 akcję wynosiła 10 zł. Jeszcze pół roku temu zainteresowana kupnem przedsiębiorstwa ta sama firma FK Partner oferowała 1,2 mln zł. Teraz dała dużo mniej. - Te ostatnie miesiące unaoczniły potencjalnemu nabywcy, że stan spółki jest katastrofalny, dlatego warunki zostały zmienione - wyjaśniał dla Radia Rzeszów Jan Juszczak.
Dokonując zakupu spółki FK Partner zobowiązał się do utrzymania profilu działalności firmy przez 2 lata i nie inwestowania środków pozyskanych ze sprzedaży składników majątkowych o wartości ponad 30 tys. zł poza spółką. - My nie znamy szczegółów umowy sprzedaży - twierdzi Eugeniusz Szczambura. - Przecież firma może utrzymać 5 autobusów i to też będzie kontynuacja działalności. Już 20 autobusów zostało wyznaczonych do kasacji. Za złom będą mieli na I ratę.
Umowa sprzedaży przewiduje również odzyskanie przez powiat 1 miliona złotych z poręczenia kredytu zaciągniętego przez spółkę. Nowy właściciel nie daje jednak gwarancji zatrudnienia dla załogi.
Starosta powiatu był właścicielem przedsiębiorstwa od maja 2011 roku. Komunalizacja nie pomogła firmie. Skutku nie przyniosły programy restrukturyzacyjne, a szefowie zakładu i właściciel popadali w konflikty z pracownikami, co skutkowało strajkiem. Początkiem roku radni powiatowi upoważnili zarząd powiatu do sprzedaży akcji. - W ten sposób powiat odpowiedział na oczekiwania pracowników i związków zawodowych, które zapewniały, że stworzą spółkę pracowniczą i przejmą od powiatu akcje PKS. Do utworzenia spółki pracowniczej jednak nie doszło - mówi starosta.
- Gdyby powstała spółka pracownicza, to najprawdopodobniej nabyłaby akcje w cenie 1 grosz za każdą akcję. Ze względów prawnych nie moglibyśmy oddać tych akcji za darmo, ale na pewno byłaby zgoda Rady na odsprzedanie ich pracownikom PKS po minimalnej cenie - twierdzi starosta Jan Juszczak.
- To jest draństwo - komentuje Szczambura - bo kiedy związki zawodowe w imieniu załogi ubiegały się o założenie spółki pracowniczej to nam mówiono, że trzeba będzie zapłacić 7, 8, 9, a nawet 14 mln zł.
- Od kwietnia był tylko atak na nas. Kiedy 99 osób wpłaciło już na założenie spółki pracowniczej, to 51 osób z tej listy dostało wypowiedzenia, a brakowało już tylko 20 osób, żeby się zapisało. Widać jak właścicielowi zależało na spółce pracowniczej - dodaje. - A przecież powinni wziąć pod uwagę, że firma jest winna pracownikom 2 mln zł.
Związkowcy zapowiadają, że sprawa trafi do prokuratury. - Nie możemy odpuścić, szczególnie że od grudnia prowadzone jest prokuratorskie śledztwo w sprawie niegospodarności. To ewidentnie było działanie na szkodę spółki. Przecież starosta przejął firmę z płynnością finansową. Pracowało w niej 325 osób, w tej chwili jest 190.
- Powiatem rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Pracownicy doświadczyli już tej władzy - komentuje na koniec szef "Solidarności".