Wyścig Kolarski Solidarności i Olimpijczyków jest pod względem prestiżu drugim wydarzeniem kolarskim po Tour De Pologne w Polsce. W tegorocznym wyścigu brało udział ok. 150 kolarzy nie tylko z Polski, ale także m.in. z Belgii, Holandii, Francji, Włoch i Niemiec. Trasa wyścigu podzielona była na 6 etapów. Zawodnicy mieli do pokonania w sumie 800-900 km.
Meta przedostatniego etapu wyścigu miała miejsce w Krośnie. - Wyścig po raz kolejny przejeżdża przez Krosno dzięki przychylności władz miasta i sponsorów - mówi Tadeusz Majchrowicz, przewodniczący regionu NSZZ Solidarność, jeden ze współorganizatorów wyścigu. - Organizacja zakończenia etapu to dość duże koszty. Samej Solidarności nie byłoby na to stać.
Prezydent Krosna Piotr Przytocki uważa, że wyścig jest znaczącym wydarzeniem sportowym w świecie i doskonale promuje nasze miasto. - Krosno od kilku lat współpracuje z organizatorami tego wyścigu. Doskonale się rozumiemy i jesteśmy partnerami - mówi. - Impreza ma dobrą promocję w mediach centralnych i to pomaga również promować nasze miasto - dodaje.
Czy będą kolejne wyścigi w Krośnie? - Jestem przekonany, że tak - mówi Tadeusz Majchrowicz. - Chodzi nie tylko o przychylność miasta i sponsorów, ale także piękne tereny. Zawodnicy lubią tu jeździć, bo trasa nie jest płaska, ale urozmaicona.
Etap krośnieński kończył się m.in. trzema okrążeniami na trasie: Rynek - Białobrzegi - Sporne - Odrzykoń - Korczyna - Krosno. I to właśnie wyjazd pod zamek odrzykoński okazał się dla wielu kolarzy najtrudniejszy na całej trasie wyścigu. - Podjazd ten był ciężki, tym bardziej, że aura nie dopisała, bo było deszczowo, ślisko i niebezpiecznie - mówił zwycięzca etapu, Tomasz Kiendyś (Knauf Team).
Kiendyś zwyciężył w wielkim stylu. Na 6 kilometrów przed metą uciekł z peletonu, dogonił dwójkę prowadzących kolarzy - Rosjanina i Łotysza, a półtora kilometra przed Rynkiem jeszcze raz przyspieszył i finiszował pierwszy.