Dlaczego zdecydował się pan kandydować?
- Demokracja zmusza nas do tego, aby były możliwości wyboru. Dlatego kandyduję.
Na ile była to decyzja własna, a na ile sugestia ze strony partii?
- Jestem stały w poglądach. Niejednokrotnie "dawaliśmy" nasze nazwisko w wyborach. Dziadek był działaczem opozycyjnym, ociec też się udziela, zna braci Kaczyńskich jeszcze z czasów PC. Jarosław Kaczyński był tu 2-3 lata temu. Ja kontynuuję tę tradycję. Polecenia partyjnego nie było, bo na to nie zgodziłbym się. Jestem indywidualistą, nie ulegam wpływom. Jestem upartym skorpionem.
Co innego, lepszego jest pan w stanie zaproponować mieszkańcom Krosna niż pozostali kontrkandydaci? Na razie znamy tylko jednego - urzędującego prezydenta Piotra Przytockiego.
- Bacznie obserwuję wszystko co dzieje się w Krośnie. Zajmę się sprawami, które dotyczą wszystkich. Pochwalam pozyskiwanie środków z Unii Europejskiej, zgadzam się z kierunkiem rozwoju miasta, ale wiem, że brakuje np. miejsc pracy. Trzeba też poprawić komunikację w mieście, bo jest mocno zakorkowane.
Jak znaleźć te miejsca pracy?
- Wiem, że z tym jest bardzo ciężko. Nie wiem, czy podczas kampanii wyborczej jesteśmy w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Trzeba dokładnie przeanalizować sytuację. Na pewno konieczne są ulgi podatkowe dla prywatnych przedsiębiorców. Chciałbym, żeby za stworzenie miejsc pracy, przez rok, dwa byli zwolnieni z podatku. W naszym budynku [Galerii Zawodzie - przyp. red.] pracuje 20 osób. Wiem ile kosztuje podatek, w naszym przypadku to ponad 30 tys. zł. To znaczne obciążenie. Trzeba szukać szarych stref, a odciążyć biznesmenów, którzy dają miejsca pracy.
Bardzo boli mnie to, że taki rodzynek jak Nowy Styl ucieka z fabrykami z Krosna. Nie wiem jakie są możliwości jego zatrzymania, co innego, lepszego jest w innych miejscach. Chciałbym, żeby parlamentarzyści wszystkich opcji politycznych wspólnie lobbowali na rzecz stref inwestycyjnych. Mamy w Krośnie odpowiednie tereny.
Czy te przy lotnisku są odpowiednie? Ich lokalizacja wzbudzała przecież kontrowersje.
- Jak najbardziej te tereny są ważne dla inwestorów, trzeba ich ściągnąć do Krosna, stworzyć miejsca pracy. Tu nie ma kontrowersji.
A jak poprawić komunikację w mieście?
- Obwodnica to bardzo słuszna sprawa, ale trzeba też odkorkować centrum. Stworzyć nowe rozwiązania.
Czy jednym z nich jest inwestycja pod nazwą Łukasiewicza II, czyli łącznik pomiędzy ul. Niepodległości a Czajkowskiego biegnący w pobliżu Ogrodu Jordanowskiego przy ul. Grodzkiej?
- To trudny temat, ale wchodzi w rachubę. Jeśli chcemy się rozwijać, to musimy ponieść koszty. Bardzo ważna jest też droga "G" [obwodnica miasta łącząca ul. Zręcińską z Korczyńską - przyp. red.]. Jako projektant biorę nawet udział w części realizacji projektu obwodnicy. Potrzeba nam jeszcze jednego mostu między mostem na ul. Okrzei a Konopnickiej. Jest takie miejsce np. w pobliżu ul. Ściegiennego i ogródków działkowych. Wtedy ruch byłby puszczony przez ul. Żółkiewskiego. Konieczny też jest remont mostu na ul. Konopnickiej.
A co z ruchem samochodowym w centrum miasta, w Rynku?
- Wiem, że kupcy chcą ruchu, a mieszkańcy przeciwnie. Uważam, że płyta Rynku powinna być zupełnie wyłączona z parkowania. Przede wszystkim ten zakaz musi być egzekwowany. Powstaną przecież piwnice przedprożowe. A stan techniczny naszych samochodów jest jaki jest. Chodzi o obciążenie dynamiczne i wycieki spod silników. Przejazd przez Rynek jest dopuszczalny.
A jeśli mowa o Rynku, to chciałbym, żeby Urząd Miasta lepiej dopilnowywał wykonywanych robót, układanych chodników. Stan kostki na ul. Piłsudskiego pozostawia wiele do życzenia.
Czy jako prezydent chciałby pan podjąć kroki w sprawie degradacji linii kolejowej?
- Oczywiście, że chciałbym, ale rozumiem, że jest to spowodowane ekonomią. Jest potrzeba konsultacji, analiz, spojrzenia na rachunek ekonomiczny. Ja pracuję w prywatnym biznesie, a w każdej firmie liczy się rachunek ekonomiczny, jeśli nie ma zysków, muszą pojawić się zwolnienia. Trzeba jednak spróbować wszystkich sposobów, żeby utrzymać kolej w Krośnie. Może ludzie nie jeżdżą, bo są niedogodne godziny, może trzeba je zmienić?
Czy starania o rozbudowę lotniska są słuszne?
- Tak, jestem za dostępnością lotniska i jego rozbudową. Nie wiem tylko czy projektowi rozbudowy nie przydałaby się kosmetyka.
Na co jeszcze zwróciłby pan uwagę, jako prezydent?
- Takich spraw jest cała masa, ale na pewno więcej uwagi poświęciłbym na sport. Pochwalam inwestowanie w infrastrukturę sportową, budowę nowych boisk. Chciałbym jednak poprawy funkcjonowania klubów pod względem finansowym, bo jeśli będzie sport na wysokim poziomie, to chętniej przyjdą kibice. Może poprzez obniżenie podatków dla prywatnych przedsiębiorców, byliby bardziej chętni do sponsorowania klubów sportowych. Pamiętam czasy kiedy Karpaty grały w II lidze i na mecze przychodziło po 5-6 tys. ludzi. Chciałbym też, żeby koszty wynajęcia hali były mniejsze, co sprzyjałoby rozwojowi sportów w wydaniu amatorskim.
Czy ma pan doświadczenie w polityce lub działalności samorządowej, w Radzie Osiedla?
- Nie. Dwa razy kandydowałem do Rady Miasta, raz na posła, ale nie robiłem wówczas żadnej kampanii. Do Rady Osiedla nigdy nie startowałem.
Który okres Krosna bardziej pan ceni: za czasów Romana Zimki czy Piotra Przytockiego?
- Nie można tego porównywać, kiedyś były inne możliwości, inne są teraz. Teraz są środki do wykorzystania, a za czasów Zimki byliśmy tuż po transformacji. W 1997 roku skończyłem studia, jak każdy młody człowiek, żyłem wtedy czym innym.
A jak pan ocenia działania Piotra Przytockiego? Czy jest coś, co szczególnie się panu nie podoba?
- Są pozytywne aspekty, widać jak są pieniądze inwestowane. Nie mam większych zarzutów, ale kandydując, kieruję się chęcią zrobienia czegoś lepiej. Czy mi się uda, to czas pokaże.
Jak będzie wyglądała kampania wyborcza ze strony PiS?
- Plakaty, ulotki, spotkania z wyborcami, konferencje prasowe.
A debata z kontrkandydatami?
- Nie mam się czego bać. Na pewno nie chcę brudnej kampanii, nie będę nikogo atakował.
Na czyje poparcie liczy pan najbardziej?
- Przede wszystkim sympatyków PiS i ludzi młodych, mojego pokroju, no i motocyklistów oraz piłkarzy...
Jak pan sądzi, jakie ma pan szanse na wygraną?
- Będę robił wszystko, żeby mieć jak najlepszy wynik. Jeśli mi się nie uda na pewno się nie załamię, wrócę do swojej pracy w biurze projektowym, kierowania firmą budowlaną, Galerią Zawodzie, restauracją. Mam dużo zajęć. Najważniejsza oczywiście jest rodzina.
Paweł Krzanowski ma 39 lat, jest żonaty, ma dwie córki. Jest absolwentem I LO im. Mikołaja Kopernika w Krośnie, ukończył Akademię Rolniczą w Krakowie na Wydziale Inżynierii Ochrony Środowiska i Geodezji. Pracuje w rodzinnej firmie - biurze projektowym ojca - Wacława Krzanowskiego, które uczestniczyło w projektowaniu m.in. obiektów PWSZ w Krośnie oraz skansenu archeologicznego Karpacka Troja w Trzcinicy. Współwłaściciel Galerii Zawodzie, od niedawna restaurator. Siostra - Katarzyna Krzanowska-Peszek - aktorka Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Jego pasją jest jazda na motorze, piłka nożna, gotowanie, pływanie, lubi dobrą książkę.