Wszystko zaczęło się tydzień temu, dokładnie w Dzień Dziecka (01.06). Do nowo narodzonego dziecka i matki w odwiedziny przyszła rodzina. Spotkali się w przeznaczonej do tego jednej z sal oddziału położniczego. W pewnym momencie z sufitu posypał się tynk, odpadło kilka metrów kwadratowych. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało.
- Wszyscy rzucili się, żeby osłonić dziecko, dorośli zostali lekko poszkodowani - mówi dyrektor szpitala Mirosław Leśniewski.
Jaka może być przyczyna? Dyrektor upatruje jej w technologii wylewania stropów. - To jest strop monolityczny, beton wylewany jest do stalowych form, a to powoduje, że on jest bardzo gładki, ma prawie lustrzaną powierzchnię. To sprawia, że potem 2-centymetrowy tynk nie chce się trzymać tego sufitu. Na dodatek podczas wlewania betonu do formy stosuje się tzw. płyn adhezyjny, który powoduje, że beton nie przywiera do stali. Jeśli gdzieś było go zbyt dużo, to tynk nie ma się czego trzymać - rozważa dyrektor. Ponadto prowadzone niedawno prace remontowe m.in. na SOR-ze też mogły przyczynić się do tego, że wada sufitu w innych częściach budynku wyszła na jaw. - Na pewno nie był to bezpośredni powód, ale remont mógł przyspieszyć ten proces.
Oddział położniczy natychmiast zamknięto, ale dyrektor podkreśla, że i tak akurat planowano zrobić przerwę w jego funkcjonowaniu. - Co jakiś czas okresowo wykonuje się dezynfekcję. Pacjentki były już sukcesywnie wypisywane, bo następnego dnia miały rozpocząć się prace - tłumaczy. - Ten wypadek wykorzystujemy więc maksymalnie, dlatego nie mówimy nawet o zamykaniu ginekologii i położnictwa, bo mamy nadzieję, że zdążymy z naprawą do poniedziałku (13.06).
Po tym wypadku natychmiast zarządzona została wewnętrzna kontrola w szpitalu. Cały obiekt został sprawdzony przez zespół działający pod nadzorem pracownika placówki, który posiada odpowiednie uprawnienia budowlane. Efekty są niepokojące. Remontu wymaga około 10 procent powierzchni sufitów w całym szpitalu, czyli około tysiąca metrów kwadratowych. Jak podkreśla Mirosław Leśniewski, to są wnioski na chwilę obecną, bo może się okazać, że zagrożenie jest większe, sufity ciągle są więc sprawdzane.
Wszystkie sale, w których stwierdzono odspojenie sufitu, są wyłączone z eksploatacji, zabezpieczone. Lista jest długa, wśród zamkniętych pomieszczeń są niektóre gabinety lekarskie, zabiegowe, pokoje socjalne, łazienki, WC, sale chorych, sala porodów rodzinnych, świetlica, ale też korytarze.
Najgorzej jest na oddziale kardiologicznym z pracownią rozruszników włącznie i oddziale neurologicznym. - Na zebraniu ordynatorów poprosiłem, aby oddziały najbardziej poszkodowane mogły otrzymać sale chorych od sąsiadujących oddziałów. Dzielimy potencjał, aby wszystkie oddziały mogły w miarę normalnie funkcjonować - mówi dyrektor placówki.
Wydarzenia w szpitalu niestety oznaczają utrudnienia dla pacjentów: - Musimy wydłużyć kolejkę oczekujących do przyjęć planowych, zwłaszcza na oddziałach najbardziej dotkniętych. Przyjmujemy jednak nagłe wypadki, wszystkie udary i zawały muszą zostać obsłużone. Na potrzeby kardiologii i neurologii przekażemy część pulmonologii i reumatologii, ponieważ latem te oddziały nie mają takiego obłożenia - podkreśla Mirosław Leśniewski.
Szacuje się, że koszty napraw przekroczą pół miliona złotych i potrwają kilka tygodni. Przy takim zakresie prac konieczne jest ogłoszenie przetargu. Procedura ta znacznie wydłuży utrudnienia, z którymi boryka się załoga szpitala, pacjenci i odwiedzający. Tylko ginekologia jest remontowana własnymi siłami, od poniedziałku (13.06) oddział ma zacząć funkcjonować normalnie.