Miała być super promocja, było rozczarowanie

Wakacyjna promocja wyglądała obiecująco: płacisz jednorazowo 59,99 zł i przez cały lipiec i sierpień jeździsz bez limitu na wszystkich obsługiwanych przez PKS w Krośnie trasach. Tyle że najatrakcyjniejszy kurs w Bieszczady zlikwidowano już po kilku dniach. A i z innymi kierunkami bywa różnie.
Jeden bezproblemowy przejazd i dwa rozczarowania - tak nasza czytelniczka podsumowuje wakacyjną promocję PKS

Pani Agnieszka (mieszka w Krakowie, ale pochodzi z Krosna) o bilecie wakacyjnym dowiedziała się w I połowie lipca, z plakatu wiszącego na szybie autobusu, którym jechała do Krosna odwiedzić rodzinę. Tydzień później (20 lipca) planowała wyjazd z Krakowa do Polańczyka. Tuż przed wyjazdem w Bieszczady weszła na stronę PKS i sprawdziła ceny biletów: w regularnej sprzedaży podróż na trasie Krosno-Kraków kosztuje ponad 30 zł, a w Bieszczady około 20 zł w jedną stronę. Przeliczyła: tam i z powrotem wyjdzie stówa. Doprawdy super promocja, wyciągnęła jedyny słuszny wniosek.

Na bilecie wakacyjnym pani Agnieszka bezproblemowo dojechała z Krakowa do Krosna. Potem były już tylko rozczarowania. 20 lipca miała wsiąść w autobus z Krosna do Polańczyka. Nie wsiadła. Nie miała do czego, bo autobus nie został podstawiony. Kursy zlikwidowano. Pojechała prywatnym przewoźnikiem. 13 sierpnia miała wsiąść w autobus z Krakowa do Krosna. Wcześniej zadzwoniła jednak, aby zarezerwować sobie miejsce. Dobrze zrobiła, bo ponownie nie miałaby do czego wsiąść. Kursy zawieszono. Pojechała prywatnym przewoźnikiem.

Po drugim rozczarowaniu pani Agnieszka napisała do nas list.

Czyta go Sebastian Serafin, prezes PKS w Krośnie S.A. Zapewnia, że zaraz wszystko wyjaśni.

- Proszę jechać z prywatnym przewoźnikiem - oto rada, jaką usłyszała pani Agnieszka

Pani Agnieszka pisze: "Ponieważ autobus do Polańczyka nie pojawił o określonej godzinie, zapytałam w dyspozytorni o przyczynę. Dowiedziałam się, że decyzją prezesa ta linia, jak i kilka innych linii wakacyjnych zostało anulowanych. Nigdzie nie było żadnej informacji, kurs był aktualny zarówno w sprzedaży internetowej jak i na tabliczce na przystanku. Oprócz mnie na przejazd czekały dwie panie, które od tego dnia miały wykupione wczasy w Solinie. Nikt się nie przejął naszym losem, nie udzielono nam żadnej pomocy czy informacji. Nie było możliwości porozmawiania z prezesem. Jedyna rada od pracownika kasy - proszę pojechać do Polańczyka z prywatnym przewoźnikiem. Tak zrobiłam, płacąc za przejazd, który powinnam mieć w zakupionym bilecie wakacyjnym."

Prezes Serafin wyjaśnia: - Kurs w Bieszczady uruchomiliśmy mając przed sobą dokument zezwolenia na obsługę tej trasy. Okazało się jednak, że 1,5 roku temu były pracownik, na polecenie poprzedniego zarządu, zrezygnował z niego, a my o tym nie wiedzieliśmy. 10 lipca Urząd Marszałkowski w Rzeszowie przeprowadził kontrolę i stwierdził, że nie mamy zezwolenia na obsługę tej trasy. Od razu zlikwidowaliśmy te kursy. Informację o likwidacji kursów w Bieszczady zamieściliśmy w internecie, na naszej stronie i na Facebooku. Obsługa na dworcu także miała tę informację. Poza Bieszczadami żadne inne linie nie zostały zawieszone.

Sprawdzamy w internecie: informacja na stronie PKS faktycznie jest. Brzmi: "Ponownie informujemy, że w wyniku cofnięcia zezwolenia przez UM w Rzeszowie, kursy do Wetliny oraz Bukowca zostały zawieszone z dniem 10 lipiec 2015". Identyczny komunikat pojawił się na Facebooku. Obydwa opublikowane zostały 13 sierpnia. Wcześniej w internecie nie pojawiła się żadna informacja. Słowo "ponownie" otwierające komunikaty trudno więc odebrać inaczej niż kiepską i nieco żenującą próbę ratowania wizerunku.

Plakatów o promocji na dworcu jest mnóstwo. Informacji o zlikwidowanych kursach nie ma żadnej

Sprawdzamy na dworcu: podczas liczenia plakatów o bilecie wakacyjnym można zgubić rachubę. Problemów nie ma za to przy liczeniu informacji o zawieszeniu kursów w Bieszczady, bo tych nie ma wcale. Jedyna wskazówka to rozkład jazdy w pomieszczeniu z kasami, na którym godzinę odjazdu autobusu do Wetliny zamazano czarnym flamastrem. Upewniać trzeba się jednak telefonicznie, bo kasy zamknięte są na głucho. W słuchawce usłyszymy zaś radę, którą usłyszała pani Agnieszka: proszę jechać z prywatnym przewoźnikiem.

Pani Agnieszka pisze dalej: "13 sierpnia planowałam jechać PKS-em z Krakowa do Krosna. Podczas próby dokonania wcześniejszej telefonicznej rezerwacji miejsca dowiedziałam się, że ta linia jest zawieszona. Ma co prawda powrócić w poniedziałek (17.08), ale w mojej sytuacji to żadne rozwiązanie. Gdyby nie mój wcześniejszy telefon znalazłabym się w takiej samej sytuacji jak poprzednim razem, ponieważ nigdzie nie ma informacji o anulacji przejazdu. Ponownie będę zmuszona kupić bilet u prywatnego przewoźnika".

Prezes Serafin wyjaśnia: - W pierwszej połowie sierpnia mieliśmy kilka awarii na trasie do Krakowa. Doszło do usterek autobusów, ale to się zdarza.

Sprawdzamy: komunikaty dotyczące zawieszenia kursów do Krakowa towarzyszyły informacjom o likwidacji kursów w Bieszczady. Czyli opublikowano je 13 sierpnia.

PKS sprzedał około 500 biletów wakacyjnych. Prezes Serafin uważa, że promocja cieszy się dużą popularnością. Chce ją kontynuować. Zapewnia, że w przyszłym roku będą w niej kursy w Bieszczady

Pani Agnieszka kończy: "Pomijając kwestię lekceważącego traktowania klienta przez PKS Krosno, działanie firmy można traktować jako zwykłe wyłudzenie pieniędzy. Nie mam możliwości korzystania z zakupionego biletu. Przypuszczam, że w podobnej sytuacji znalazło się więcej osób, które wydały 60 zł skuszone promocją i wizją wakacyjnych podróży".

Prezes Serafin wyjaśnia: - To bzdura! O wyłudzeniu nie ma mowy! Przecież cały czas można korzystać z wszystkich innych linii.

Sprawdzamy: Łączki Jagiellońskie, Korczyna, Frysztak, Wola Niżna... Kierunków rzeczywiście jest sporo, choć z tych turystycznych, poza Krakowem, interesujący jest właściwie tylko Iwonicz-Zdrój (koszt 5,70 zł w jedną stronę) i Rymanów-Zdrój (6,50 zł).

Ale i z innymi kursami bywa chyba różnie. Przynajmniej tak wynika z wiadomości, którą 7 sierpnia na Facebooku PKS-u zostawił rozgoryczony Wiktor Gromadzki: "Drogi PKS-ie, czy możesz przestać robić sobie żarty z ludzi? Ile jeszcze razy będziemy czytać zapewnienia o powrocie do gry, nowym zarządzie i lepszych warunkach jazdy? W zeszłą sobotę usiłowałem dostać się do miasta na ślub - mało czasu, gorąco, nerwy. Pomimo ponad trzydziestu stopni stałem na przystanku już 10 minut przed rozkładowym odjazdem autobusu, bo wiadomo, może być różnie. Niestety, żaden kierowca nie zaszczycił swoją obecnością ani 10 minut przed odjazdem, ani 15 minut po. Ta sytuacja powtarza się non-stop i chyba już nikt nie spodziewa się, że przyjedziecie na czas, albo że w ogóle przyjedziecie".

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)