Fascynacja orientem towarzyszyła Weronice Wolan, odkąd pamięta. – Mam dalekowschodnie korzenie i od zawsze to w sobie czułam – przyznaje.
Ostatnie lata swojego życia spędziła w Warszawie. Tam także zaczęła się jej pasja do masażu. – Moim pierwszym kursem były masaże ogniowe, czyli Hua Liao. To wywodząca się z Tybetu praktyka, która nazywana jest także termoterapią lub ciepłolecznictwem. Polega na zwalczeniu bólu poprzez ciepło – mówi krośnianka i wyjaśnia: - Najpierw masuję osobę, a potem kładę na bolące miejsce specjalne materiały nasączone ciepłą wodą, które polewam spirytusem, a następnie podpalam. Ciepło działa detoksykująco i przyspiesza przepływ krwi. To jeden z najbardziej skutecznych masaży.
Weronika przyznaje, że masaże ogniowe są stosunkowo rzadko praktykowane w Polsce. – Sama chciałabym z niego skorzystać – śmieje się. - W najbliższej okolicy nie jest to możliwe.
Terapia ciepłem doprowadziła ją do innej dziedziny – ajurwedy. – Pewnego razu wymieniliśmy się zabiegami ze znajomym masażystą. Ja wykonałam mu masaż ogniem, a on mi masaż ajurwedyjski. Wtedy poczułam, że chcę się w tym szkolić.
Ajurweda to tradycyjna medycyna indyjska. Sam termin oznacza „wiedzę o życiu” („ajuh” – życie, „weda” – wiedza). Jej założeniem jest zachowanie pierwotnej równowagi między ciałem, duszą i umysłem. W Polsce i medycynie zachodniej traktowana jest jako pseudonauka, natomiast w Indiach praktyki ajurwedyjskie stosowane są na równi z medycyną konwencjonalną.
Spośród masaży wywodzących się z ajurwedy Weronika wykonuje m.in. „Abhyangę” czyli namaszczenie. – To masaż całego ciała, przy którym używa się dużo oleju. Jest dość szybki i intensywny, pobudza krążenie – wyjaśnia.
Kolejnym jest „Shirodara”, która polega na masażu punktu między brwiami tzw. ,,trzeciego oka” oraz czoła za pomocą ciepłego strumienia ziołowego oleju. Zalecany jest np. przy migrenach.
Ajurweda to także różnego rodzaju receptury. Wykorzystuje się je np. w masażu gorącymi stemplami, czyli sakiewkami wypełnionymi ziołowymi mieszankami. – Działa on peelingująco, odprężająco, zostawia na ciele przyjemny zapach, a także zwalcza cellulit – mówi Weronika.
Ważnymi punktami w rozwoju krośnianki były podróże. Odwiedziła Japonię, gdzie poznała masaże orientalne i zaczęła się nimi fascynować oraz Peru. – Tam poczułam, że muszę się wyprowadzić z Warszawy i wrócić do Krosna. Miałam już dość ciągłego biegu nie wiadomo za czym. Życie w stolicy mnie męczyło, a tutaj czuję, że odpoczywam i dodatkowo mogę robić to, co kocham.
W swoim gabinecie, który nazwała „Alchemia ciała”, poza masażami ajurwedyjskimi, oferuje także masaże orientalne. Wśród nich jest m.in. masaż tajski – Wykonywany jest w ubraniu sportowym. To połączenie jogi pasywnej, rozciągania, akupresury oraz refleksologii, czyli uciskania odpowiednich punktów na ciele. Nazywana jest „jogą dla leniwych”.
W swojej ofercie Weronika wyodrębniła także rytuały. Są to dłuższe zabiegi, często będące połączeniem różnych rodzajów masażu. Przyznaje jednak, że do każdego masażu podchodzi rytualnie. – Wierzę w przepływ energii. Gdy masuję, przelewam najwyższą energię, jaką jest miłość. Podczas zabiegu angażuję się całą sobą, wchodzę w pewnego rodzaju trans, a osoba masowana doznaje często głębokiej medytacji. Szkolenia nauczyły mnie odpowiednich technik, ale działam przede wszystkim intuicyjnie i podchodzę indywidualnie do potrzeb danej osoby.
Masażom towarzyszą często dźwięki mis tybetańskich, dzwoneczków koshi i bębna szamańskiego.
Kultura orientu przejawia się także w tatuażach Weroniki. – Niektóre z nich są pamiątką z podróży. Odzwierciedlają to, co mam wewnątrz. Stały się moją wizytówką - mówi.
„Alchemia ciała” mieści się przy ul. Czajkowskiego 94. Miejsce, które stworzyła krośnianka, jest jednym z nielicznych z tak szeroką ofertą nietypowych masaży. Informacje o nich można znaleźć tutaj.